,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mógłby mieć związek z wczorajszym atakiem. Pitt olewał fakt, że jest kompletnie nagi. - Nie, nie natknąłem się. Coś mi wprawdzie chodzi po głowie i mam parę pomysłów, ale bardzo niewiele faktów, na których dałoby się zbudować spójną teorię. - Miałem nadzieję, że coś pan wyniucha. W przeciwieństwie do mojej eskadry zwiadu lotniczego. - A zatem nie znalazł pan żadnych szczątków albatrosa? - zapytał Pitt. Lewis otarł dłonią zapocone czoło. - Jeśli ten grat runął do morza, nie pozostawił po sobie śladu, nawet małej plamy oleju. Wygląda na to, że wraz z pilotem rozwiał się jak dym. - Może dotarł na kontynent - zasugerował Giordino. - Nic z tych rzeczy. Nie znaleźliśmy żywej duszy, która widziałaby, jak wylatuje albo wraca. Giordino zgodliwie skinął głową. - Racja, przedpotopowy żółty samolot, poruszający się z prędkością stu mil na godzinę musiałby zostać zauważony, gdyby przelatywał nad cieśniną. Lewis wyjął paczkę papierosów. - Tak naprawdę peszy mnie tylko fakt, iż atak został starannie zaplanowany i przeprowadzony. Facet, który dokonał nalotu na bazę, dobrze wiedział, iż w tym czasie nie będzie startować ani lądować żaden samolot. Pitt zapiął guziki koszuli i poprawił naszywki ze złotymi dębowymi liśćmi. - Uzyskanie informacji nie było trudne, skoro każdy człowiek z Thasos przypuszczalnie wie, iż w niedzielę Lotnisko Brady staje się wymarłym miastem. W istocie ta cała historia przypomina ze strategicznego punktu widzenia atak Japończyków na Pearl Harbor - aż do takich szczegółów, jak wykorzystanie górskiej przełęczy do skrytego podejścia. Lewis, uważając aby nie osmalić sobie wąsów, przypalił papierosa. - Ma pan oczywiście słuszność i nie podlega kwestii, że niespodziewane pojawienie się pańskiego wodnosamolotu w jednakowym stopniu zaskoczyło napastnika i nas. Nasz radar nie złapał cataliny, ponieważ ostatnie 300 kilometrów przeleciał pan tuż nad morzem. - Wydmuchnął potężną chmurę dymu. - Nie potrafię wyrazić nawet w skromnym stopniu, jak radosną niespodziankę nam pan sprawił, spadając nagle z nieba w tym swoim poczciwym ptaszku. - Zaskoczenie naszego przyjaciela z albatrosa było jeszcze większe - stwierdził z szerokim uśmiechem Giordino. - Niech pan żałuje, pułkowniku, że pan nie widział, jak opadła mu szczęka, kiedy zobaczył nas po raz pierwszy. Pitt kończył zawiązywać krawat. - Nikt się nas nie spodziewał, bo mój plan lotu w ogóle nie uwzględniał bazy Brady. Pierwotnie zamierzałem siąść na morzu obok Pierwszego Podejścia i oto dlaczego zarówno latający duch z albatrosa, jak i kontroler z Brady nie mieli pojęcia o naszym PCP . - Urwał i w zadumie popatrzył na Lewisa. - Sugeruję z całym naciskiem, pułkowniku, aby podjął pan jak najdalej idące środki ostrożności. Mam przeczucie, że z żółtym albatrosem jeszcześmy się ostatecznie nie pożegnali. Lewis podniósł na Pitta zaciekawione spojrzenie. - Skąd bierze pan pewność, że jeszcze wróci? Pittowi zaiskrzyły się oczy. - Realizował ściśle określony zamiar, dokonując ataku na lotnisko, a zamiarem owym nie było zabijanie ludzi czy niszczenie amerykańskich samolotów, lecz po prostu wywołanie paniki. - Co by mógł przez to zyskać? - zapytał Giordino. - Pomyśl przez chwilę. - Pitt zerknął na zegarek, a potem przeniósł wzrok na Lewisa. - Gdyby sytuacja sprawiała wrażenie prawdziwie alarmowej i niebezpiecznej, pułkownik musiałby wszystkich amerykańskich cywilów ewakuować na kontynent. - To prawda - przyznał Lewis - jakkolwiek w chwili obecnej nie widzę dostatecznych powodów uzasadniających taki krok. Rząd grecki zapewnił mnie o pełnej gotowości do współpracy w poszukiwaniu samolotu i pilota. - Gdyby jednak uznał pan, że ma takie powody - naciskał Pitt - to być może wydałby pan komandorowi Gunnowi rozkaz opuszczenia Pierwszym Podejściem rejonu Thasos... Lewis zmarszczył czoło. - W ramach środków ostrożności - oczywiście. Taki biały statek to dla naszego podniebnego snajpera cholernie zachęcający cel. Pitt wyjął z paczki papierosa i pstryknął zapalniczką. - Proszę wierzyć lub nie, pułkowniku, ale to jest właśnie odpowiedź. Giordino i Lewis, w jednakowym stopniu stropieni, najpierw popatrzyli po sobie, a potem zgodnie obrócili wzrok na Pitta. Jak pan wie, pułkowniku - podjął Pitt - admirał Sandecker wysłał Giordino i mnie na Thasos w celu zbadania zastanawiającej serii niefortunnych wypadków, jakie dotknęły prowadzoną na morzu operację NUMY. Dziś rano, podczas rozmowy z komandorem Gunnem, odkryłem ślady sabotażu, co skłania mnie do wyrażenia opinii, iż pomiędzy wydarzeniami na pokładzie Pierwszego Podejścia a nalotem istnieje niewątpliwy związek. Otóż: jeśli pójdziemy z naszą teorią o krok dalej, stanie się oczywiste, że Lotnisko Brady bynajmniej nie było głównym celem widmowego napastnika. Nalot służył jedynie do tego, aby w sposób niebezpo-średni usunąć z wód przybrzeżnych Thasos Pierwsze Podejście. Zadumany Lewis popatrzył na Pitta. - Chyba zatem następne pytanie powinno brzmieć "dlaczego?" - Nie znam jeszcze odpowiedzi - rzekł Pitt. - Ale jestem pewien, że naszym tajemniczym przyjacielem, który ma skłonność do dramatycznych widowisk, powodują istotne, nie byle jakie motywy. Nie uciekałby się do tak wyrafinowanych metod, gdyby stawki w jego rozgrywce były groszowe. Prawdopodobnie ukrywa coś, na co przypadkiem mogliby się napatoczyć badacze z Pierwszego Podejścia. - Przyjmijmy, że to "coś", o czym pan mówi, jest zatopionym skarbem - zasugerował Lewis z łakomym błyskiem w oku. Pitt wyjął z walizki kepi i zawadiacko założył je na głowę. - To najoczywistszy wniosek. - Ciekawe, jaki to skarb oraz ile jest wart - cicho, z rozmarzeniem powiedział Lewis. Pitt zwrócił się do Giordino: - Al, skontaktuj się z admirałem Sandeckerem, poproś o kwerendę wszystkich miejsc w pobliżu Thasos, gdzie mogłyby znajdować się zaginione albo zatopione skarby, i jak najszybsze przysłanie danych. Powiedz, że to [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|