,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mi opuścić Altbur Keep, szykujesz sobie zgubę! Przez moment Kane sądził, że kobieta-wampir rzuci się na niego. Zamiast tego Naichoryss rzekła z westchnieniem: - Być może powinnam cię zatrzymać. Nic już nie wiem. Czegokolwiek bym nie zrobiła, oznacza to koniec naszej miłości. Mimo wszystko, była pełna dumy właściwej jej arystokratycznemu pochodzeniu. - Ciągle nie mogę uwierzyć, że tak szybko zapominasz, jak smakują moje pocałunki uśmiechnęła się z rezygnacją. Zatem odejdz i pozostaw mnie samą, jeśli jest taka twoja decyzja. %7łyczę ci, abyś zdołał umknąć duchom-pożeraczom i żołnierzom Jasseartiona. Tylko odejdz, zanim... Dopóki nie wyczerpała się moja gościnność. Lecz zawsze pamiętaj, że jestem tutaj, w Altbur Keep. I kiedy trudno będzie ci znieść ciężar istnienia, gdy wspomnienie moich pieszczot i pocałunków pojawi się w twoich snach, wiedz, że w krypcie tej twierdzy dwa grobowce stoją wciąż blisko siebie. Pamiętaj, że w jednym z nich znalezć możesz spokój, a w drugim jest miłość, która zawsze śnić będzie o tobie. Wtedy, gdy będzie ci to potrzebne, wróć do mnie, Kane, ukochany mój! Kane wskoczył lekko na występ w murze. - Będę pamiętał. Ale nie chcę, byś łudziła się co do mego powrotu. Altbur Keep nauczyło mnie czegoś; nie będę drugi raz przemierzał tej samej drogi. - Czy jesteś tego pewien, Kane? w jej głosie znów pojawiło się szyderstwo. - %7łegnaj, Naichoryss brzmiała jego odpowiedz. Ostrożnie, starannie wybierając drogę, Kane schodził w dół oddalać się od Altbur Keep. Gdyby uniknął przez opuszczoną wioskę, miałby szansę, że nie spotka duchów-pożeraczy aż do świtu. W dzień mógłby ukryć się w gałęziach drzew i spać. Upolowałby królika czy dwa i zaspokoił pierwszy głód. Kiedyś minąłby granicę Chrosanthe... Nasuwało mu się wiele możliwości! U podnóża wzniesienia przystanął i obejrzał się, myśląc o tym pięknym dziecku śmierci, które skazał na samotną wędrówkę wśród zapomnianych ruin. Kane bardzo dobrze znał katusze samotności. Rozumiał ból Naichoryss, której jednym towarzyszem był teraz blask księżyca. Ból? Czy umarły może odczuwać ból? Azy w martwych oczach, zapewne skrzą się zimnym blaskiem w księżycowej poświacie. ZIMNE ZWIATAO PROLOG W brutalnej walce zdobyli twierdzę ludożerców. Lord Gaethaa, znużony, patrzył na pobojowisko. Zdjąwszy srebrny hełm otarł okrwawioną twarz wierzchem dłoni i odgarnął z oczu swoje jasne włosy. Czerwone słońce przeświecało przez dymy, które unosiły się jeszcze nad ruinami. Wnętrze fortecy było teraz śmietniskiem zwalonych murów, płonących i pogruchotanych budynków, maszyn oblężniczych i ciał poległych. Mściciel zepchnął z przewróconego wozu ciało jakiegoś żołnierza i wyciągnął się na wolnym miejscu. Mimo bólu, jaki sprawiał mu każdy głębszy oddech - w najlepszym razie kilka połamanych żeber - lord Gaethaa był zadowolony. Odczuwał dumę, naturalną u człowieka, który brawurowo rozpoczął i wypełnił trudne zadanie; tyleż honorowe, co niebezpieczne. Z pewnością uznanie należało się także wielu innym. Nie zdołano by ugasić zaczarowanych płomieni, ani sforsować kamiennej bramy, gdyby nie geniusz Cereba Ak- Cetee, młodego czarownika z Tradoneli. Wspaniały był Mollyl, gdy przez płonącą wyrwę w murze prowadził pierwsze uderzenie - prosto w rozszalały tłum pachołków Purpurowej Trójki. Ludożercy bliscy byli nawet pokonania jego żołnierzy, mimo nieskuteczności czarów i rozgromienia ich sług. Wielu bohaterów zostało rozszarpanych przez ogromne machiny wojenne należące do, zdawałoby się, niezwyciężonych purpurowych braci. Wtedy Gesell, pośredni brat, padł od strzały wycelowanej przez Anmuspiego w otwartą przyłbicę jego hełmu. Omsell, najstarszy, ciężko zraniony przez umierającego Malandera, zginął ostatecznie od miecza samego lorda Gaethaa. Pozostał tylko Dasell, ogłuszony upadkiem z murów fortecy podczas próby ucieczki; tego lord Gaethaa kazał powiesić. Prawie czterometrowe ciało ludożercy kołysało się teraz w groteskowym tańcu, podczas gdy martwe już oczy spoglądały z góry na krainę, którą on i jego bracia sterroryzowali na tak długi czas. Z mgły wynurzył się Alidor. Jego złamana ręka była teraz zabandażowana. "To ty obroniłeś mnie przed toporem Omsella", pomyślał lord Gaethaa i postanowił odstąpić wiernemu porucznikowi swoją część zdobyczy. - Przeszukaliśmy cały teren, milordzie - Alidor chciał zasalutować lewą ręką, ale zdecydował, że wyglądałoby to niezręcznie. - Wszystkich żywych, których udało nam się odnalezć, zgromadziliśmy razem. Nie jest ich wielu. Prawdopodobnie ludożercy kazali wymordować wszystkich jeńców, gdy było już jasne, że sforsujemy mury. Przeżyło może dwudziestu, których zatrzymaliśmy, czekając na pańskie rozkazy. Są to ich ostatni żołnierze i słudzy. - Zabijcie ich. Alidor przerwał, nie chcąc dyskutować z przywódcą. - Milordzie, większość z nich przysięga, że byli zmuszeni do służby. Mogli słuchać [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|