[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- co ty naprawdę tutaj robisz? - Już ci powiedziałem. Jestem agentem ubezpiecze� niowym. Twój mąż... - Mój stary nigdy nie wpłaciłby grosza na ubezpie� czenie. Nie wierzył w takie rzeczy. To, co udało nam się zaoszczędzić, zawsze szło na jego wynalazki. - W takim razie nie powinienem nadużywać pani gościnności - podsumował Noah, wstając. W tej samej chwili Doris odbezpieczyła pistolet i wy� celowała go prosto w pierś mężczyzny. - Nie wychodz jeszcze. Może masz coś innego do zaoferowania. Coś, co mogłoby mnie zainteresować. Tylko nie to, przestraszył się Noah. Właśnie tego obawiałem się najbardziej. Patrzył na wycelowany w siebie pistolet i gorączko� wo szukał możliwości wyjścia z opresji. - Nie rozumiem, co masz na myśli, Doris? Co jesz� cze mógłbym ci zaoferować? - Jest coś takiego - odparła ochrypłym głosem. Uśmiechnęła się triumfalnie i wstała z kozetki. - A teraz rozbieraj się - rozkazała. ROZDZIAA CZWARTY Serce Sabriny zabiło mocniej, gdy usłyszała rozkaz Doris. Stała nieruchomo za zasłonami. Uświadomiła so� bie, że Noah miał rację. Jej plan był głupi. - Myślę, że raczej pozostanę ubrany - odparł Cal- lahan, zadziwiająco spokojnie jak na okoliczności. - Troszkę tu zimno. Doris parsknęła niczym koń. - Przecież jest połowa sierpnia, a ja nie mam klima� tyzacji. - Należę do zmarzlaków. - Daruj sobie wymówki. Zdejmiesz ubranie i przej� dziemy do interesu. Sabrina usłyszała, jak Noah głośno przełknął ślinę. - A jaki to interes? - Potrzebne są mi pewne informacje. - Gdy jestem rozebrany, mam problemy z myśle� niem. Serio... - Nic nowego. To samo dzieje się z resztą mężczyzn na tej planecie. A teraz powiedz mi, jaki jest prawdziwy powód twojej wizyty w moim domu? Ale najpierw zdejmij spodnie. Sabrina zamknęła oczy i próbowała wymyślić jakieś rozwiązanie. - Posłuchaj, Doris... - Mam dosyć tej dziecinady. Liczę do trzech. Jeśli się nie rozbierzesz, zacznę strzelać. Raz, dwa... Sabrina usłyszała, że Noah zdejmuje marynarkę i ko� szulę. Po chwili jego spodnie opadły na podłogę. - Wystarczy. Nie musisz zdejmować bokserek. - Hm, dziękuję. - Nie ma za co. A co do gatek, to widzę, że jesteś fanem kota Garfielda. - To prezent od byłej dziewczyny - odpowiedział chłodno. - Czy to aby nie aluzja do twojego lenistwa w pew� nej dziedzinie...? - Zmieńmy temat - rzucił nerwowo. - Co konkret� nie chcesz wiedzieć? - Zacznijmy od twojego prawdziwego nazwiska. - Już się przedstawiłem. Jestem Norm Calhoun. - Zbyt szybko machnąłeś mi przed nosem wizytów� ką, żebym mogła cokolwiek przeczytać. Chętnie jeszcze raz rzucę na nią okiem. Nie ruszaj się i stój grzecznie. Pistolet jest odbezpieczony. Jeśli zrobisz chociaż krok, nie odpowiadam za siebie. Sabrina przeraziła się na myśl o tym, co może spot� kać biednego Noah. - Masz ładny portfel. Oto i prawo jazdy. Dobra fo� tografia. Tu jest napisane Noah Callahan. Dziewczyna za kotarą z trudem powstrzymała krzyk. Przypomniała sobie, że wymieniła nazwisko Noah, gdy zapewniała Doris, że nie interesuje się Nilesem. - Nigdy nie chciałem się tak nazywać - oświadczył Noah, szukając ratunku za wszelka cenę. - Calhoun brzmi dużo lepiej. - Coś takiego. Mamy tu też twoją wizytówkę. A więc jesteś inspektorem ubezpieczeniowym. Nic dziwnego, że nie sprawdzasz się jako agent. Sprzecz� ność interesów. - Próbuję się przekwalifikować. - Daruj sobie te kłamstwa, bo aż mnie korci, żeby cię zastrzelić. Sabrina jeszcze nigdy nie czuła się tak bezradna. Jak mu pomóc, zastanawiała się. Nie mogę się poka� zać, bo Doris wpadnie w szał. Ale trudno mi stać bez� czynnie, kiedy Noah walczy o życie. Muszę szybko coś wymyślić. - Spokojnie, Doris. Nie działaj zbyt pochopnie. - Wiem, że coś ukrywasz. Coś... a może kogoś? Ciało Sabriny oblał zimny pot. Wstrzymała oddech i oparła się mocniej o szybę. - Nie rozumiem. - Rozumiesz, i to dobrze. A więc całe to przedsta� wienie było właśnie po to. Założę się o moją kolekcję [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|