, 644. Jacobs Holly Przez róşowe okulary 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nigdzie nie jadę.
- Oczywiście, że jedziesz - powiedziała kategorycznym
tonem Pearly, odsuwając Libby na bok i wchodząc do holu. -
Ja zostaję z Meg. Klamka zapadła i nie możesz się teraz
wymigać. Chyba że... chyba że z sobie tylko znanych
powodów trzęsiesz się ze strachu przed wspólną kolacją z
doktorem Gardnerem.
- Niczego się nie boję - burknęła Libby, patrząc z rosnącą
irytacją na Pearly, najspokojniej w świecie wieszającą płaszcz
w szafie. Pewnie, że się nie bała, tylko podjęła już pewne
decyzje. Najlepsze z najlepszych, i dla siebie, i dla Meg. -
Powiedziałam doktorowi Gardnerowi, że nic nas już nie łączy,
zakończyliśmy przecież współpracę przy organizowaniu
spotkania świątecznego. Nie ma więc powodu, bym spędzała
w jego towarzystwie jeszcze jeden wieczór.
- Co takiego? - odezwał się Josh, któremu wyraznie
zaczynała przeszkadzać obecność Pearly. - Jeśli, twoim
zdaniem, zupełnie nic nas nie łączy, to tym bardziej nie widzę
przeszkód, żebyśmy nie mogli zjeść razem kolacji.
- Powinnaś iść, Libby - przekonywała dalej Pearly, która
widać uznała, że ma w tej sprawie coś do powiedzenia. -
Przecież ta kolacja to tylko mile zakończenie waszej
współpracy. Ubieraj się!
Szybko zdjęła z wieszaka płaszcz Libby i wręczyła go
przyjaciółce.
- Wesołej zabawy, Libby! I nie wracajcie za wcześnie.
Meg i ja chcemy mieć trochę spokoju, bo będziemy piekły
pyszne ciasteczka.
Libby oceniła trzezwo, że jej domowy strój nie bardzo
nadaje się na kolację w lokalu, chciała jednak ten cały cyrk
mieć jak najszybciej za sobą. Bez słowa sprzeciwu włożyła
płaszcz i po chwili siedziała na tylnym siedzeniu wspaniałej
limuzyny. Sztywno wyprostowana, obok równie sztywnego
Josha. Przez kilka minut w samochodzie panowała kompletna
cisza. Libby kontemplowała elegancką, skórzaną tapicerkę i
wyglądała przez okno. W końcu cisza stała się nie do
zniesienia. Wtedy Libby zdecydowała się na pierwszy ruch.
- Ustaliliśmy, że wszystko skończone.
- Nie. To ty tak powiedziałaś i uciekłaś - odparł ze
stoickim spokojem Josh, ściągając rękawiczki i kładąc je obok
siebie na siedzeniu. - A ja wcale nie potwierdziłem, że
podzielam twój pogląd i zgadzam się z twoją decyzją.
Jego spokój coraz bardziej działał Libby na nerwy.
- Niedobrze mi się robi od tych waszych amatorskich
psychoanaliz! - wybuchła. - Ty, Mabel, Josie i Pearly
dobraliście się jak w korcu maku. Każde z was uważa, że ma
święte prawo wygłaszać mi kazania. Czepiacie się każdego
wypowiedzianego przeze mnie słowa, natychmiast
analizujecie każdy gest, wszystkie zachowania. A może
zajmiemy się dla odmiany twoją osobą? Mówiłeś, że z żoną ci
nie wyszło, bo nie chciała mieć dzieci. Może właśnie dlatego
znalazłeś sobie kobietę z dzieckiem, żeby mieć gotową
rodzinę?
- Założyć rodzinę nie jest tak trudno. Chyba że chciałbym
to zrobić z tobą - stwierdził doktor Gardner. - Pani jest
niezwykle skomplikowanym przypadkiem, pani McGuiness.
- Nie musi pan się mną zajmować, doktorze Gardner!
Była wściekła jak diabli. Miała dość doktora Gardnera i jego
oślego uporu. Dlaczego uczepił się jej jak rzep psiego ogona?
Dlaczego nie zostawi jej w spokoju? Inni ludzie bez
większych ceregieli odchodzili z jej życia. Mitch odpłynął,
nawet nie rzuciwszy jej na pożegnanie ostatniego spojrzenia!
- Jednak będę - odparł Josh, dalej zachowując kamienny
spokój. - A ponieważ chcesz poznać parę szczegółów,
dotyczących mojego małżeństwa, więc ci zdradzę, że
prawdziwą przyczyną jego rozpadu wcale nie był fakt, że
mieliśmy z moją żoną odmienne zdania na temat posiadania
dzieci. Zastanawiałem się nad tym, zwłaszcza teraz, kiedy
spotkałem ciebie. Chciałem wreszcie zrozumieć, co powoduje,
że małżeństwo przestaje istnieć.
- No i do czego doszedłeś?
- Związek przestaje istnieć, kiedy ludzie, mimo że nadal
są razem, przestają siebie dostrzegać. Tak jak ja i Lynn.
Prowadziliśmy wspólną praktykę lekarską i to nas bez reszty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl