, Domingue Ronlyn W zbawiennej próşni 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

literami. Dawno już nauczyłam się nie wierzyć nalepkom.
Przeciągnęłam gorącym, wilgotnym powietrzem po taśmie na każdym z pudeł,
żeby rozpuścić klej. Pudło  Pamiątki z liceum zawierało stare notesy i podręczniki,
a także wycinki prasowe na temat praw dotyczących prokreacji. W pudle  Inne
pamiątki znalazłam wysłużony plecak, teczki podstawowych komórek organizacji,
jeszcze więcej starych wycinków prasowych i kilka okrągłych znaczków: Aborcji
nie!; Ziemia twoją matką; Precz z bombą atomową!
Długo myszkowałam w jej pamiątkach z młodości. Zachowała wszystkie szkolne
księgi rocznicowe od szóstej klasy. Same wpisy kolegów zabierały po kilka stron.
Począwszy od pierwszej klasy liceum, co roku miała chłopaka albo i dwóch. W
pierwszych dwóch klasach zasiadała w radzie uczniów. W czwartej klasie
nagrodzono ją za działalność twórczą. W ciągu tych lat zmieniła fryzurę i styl
ubierania, ale uśmiech pozostał jej ten sam.
Aż do roku 1992. Pózniej już na każdym zdjęciu uśmiech Amy pomału niknął,
wykrzywiając jej kąciki ust w dół o niewidoczny ułamek. Gdyby ktoś ją zagadnął,
złożyłaby to na karb zamyślenia bądz zaabsorbowania. Melancholijny cień zasnuł jej
oczy. W chwilach robienia zdjęć czuła się jeszcze szczęśliwa. Z błyskiem w oku
patrzyła na Scotta, popychając kawałek białego tortu w stronę czubka jego nosa. Z
czułością spoglądała na ojca w jego pięćdziesiąte urodziny. Zadowolona wpatrywała
się w obiektyw, kiedy razem z leciwą już babcią Sunny machała z garbu wielbłąda w
zoo.
Sądziłam, że pudło jest puste, dopóki nie wyjęłam z dołu tekturowego dna. Pod
spodem leżała idealnie wpasowana duża bombonierka po czekoladkach Whitman s
Sampler.
Nazywał się Jeremy Wheeler. Wśród pamiątek Amy znalazła się jego legitymacja
studencka z pierwszego roku. Na zdjęciu miał krótkie włosy i wyglądał na więcej niż
swoje osiemnaście lat. Były też listy miłosne, trzy karty walentynkowe, coraz
bardziej intymne i poważne w tonie. Zużyte bilety. Rachunek z restauracji. Dwie
karty rocznicowe. Na drugiej obietnica jego wiecznej miłości. Fotografie z lat 1988 
1992. Na każdej miał dłuższe włosy. Trzy piękne widokówki z Tennessee, wysłane w
ciągu jednego tygodnia w czerwcu 1992 roku.
Tu jest pięknie. Pamiętasz naszą wyprawę w góry Tunica? Tu jest podobnie, tylko
lepiej. Nikt się jeszcze nie domyślił, że jestem z północy. Nie rozumiem połowy tego,
co do mnie mówią, chociaż wszyscy mówią bardzo wolno. Tęsknię.
Całuję,
Jem
ZNALAZAEM MIESZKANIE PRZY UCZELNI. Mansarda w starej kamieniczce z
widokiem na drzewa. Wyobraz sobie widok jesienią. Przyjedziesz tu do mnie,
prawda? Boże, jak ja za Tobą tęsknię.
Całuję,
Jem
Kiedy dostaniesz tę kartę, będę już w domu. Ależ mną targa pożądanie! (Czy
wolno pisać coś takiego na pocztówce?). Mam dla Ciebie niespodziankę.
Kocham Cię,
Jem
Pod plikiem map Luizjany, Alabamy i Tennessee znalazła ich zdjęcie pod
drogowskazem na granicy z Tennessee. Sądząc z ustawienia kadru, aparat musiał stać
na bagażniku samochodu. Oboje obejmują się ciasno. A potem nekrolog i
pierścionek. Jem umarł 19 sierpnia 1992 roku. Przeżyła go matka, ojciec, dwóch
braci, bratanica, czworo dziadków.
Amy nie wymieniono.
Zawiesiłam pierścionek w ciemnościach. W szparze między deskami błysnęła
smużka światła. Był to niewątpliwie pierścionek zaręczynowy z malutkim brylantem
pośrodku. Prosty, od serca.
Na dnie pudła schowała krótki list opatrzony datą 11 sierpnia.
Amy,
Mogę żyć z myślą o konspiracyjnych zaręczynach. Mogę żyć ze świadomością, że
jesteś tysiąc kilometrów ode mnie. Ale obiecaj mi dozgonną miłość, bo wiesz, że nie
mogę żyć bez ciebie.
Kocham Cię,
Jem
Kiedy odłożyłam na bok wszystko, co znalazłam, nagle popłynęły mi ciurkiem z
oczu łzy, które nie dawały ulgi, przynosiły uczucie bez treści. Przypomniał mi się
mój ostatni list do Andrew, podszyty moją próżnością, jego nazwisko na zaklejonej
kopercie. Obok leżała paczka, którą zamierzałam wysłać Twolly. I oparty o paczkę,
zostawiony przeze mnie pierścionek w pudełku.
Całym sercem rozumiałam ból Amy. Próbowała zachować Jema w poświacie
pamięci, pilnie strzeżonego, ukrytego głęboko pod powierzchnią życia. Mignął jej na
płycie DVD, przypominając, że chociaż go pochowała, nie zniknął z jej życia. Jej
reakcja świadczyła o tym, że pamięć o nim może mieć zgubną moc. Obserwowałam,
jak oddala się powoli od Scotta i podobnie jak on wierzy, że śmierć dziadków
wtrąciła ją w taką zadumę i melancholię.
Chociaż wiedziałam, że nie mam prawa ani obowiązku interweniować, nie
mogłam się oprzeć pokusie. Nadal mieli szansę, która ominęła mnie.
*
Zroda, 10 lipca, 1929 r.
Najukochańszy Andrew,
Miłość do Ciebie jest siłą natury.
Pewno dziwią Cię takie słowa od kobiety, która wierzy jedynie własnym zmysłom.
Ale mam dowód. Nie mogę zakwestionować prądu, jaki przebiega mi pod skórą, gdy
spoglądasz na mnie swoimi bezdennymi niebieskimi oczami, ani wrzenia krwi, gdy
tulę się nago do Ciebie, ani przyspieszonego oddechu, kiedy szepczesz moje imię.
Zadałeś mi pytanie, odpowiadam. Zamknij na chwilę oczy, które tak uwielbiam,
Andrew, a potem wyciągnij do mnie rękę.
Na zawsze, na zawsze Twoja,
Razi
*
Po zakończonej kolacji w gronie przyjaciół Andrew z ich partnerkami zostaję w
jadalni z Anną Whitcomb i innymi dziewczętami. Chłopcy palą w saloniku. Niewiele
mam do powiedzenia. Wszystkie dziewczęta studiują w Newcomb, chodzą na te
same zajęcia, obracają się w tych samych kręgach. Słyszę, jak Andrew się śmieje, w
nadzwyczaj jak na siebie dobrym humorze, aż całe ciało wyrywa mi się do niego.
Kiedy Anna wspomina o swoim ślubie, planowanym za półtora roku, w czerwcu, na
pierwszy czwartek po dyplomie, przepraszam i odchodzę z kawą. Dziewczęta
żegnają się uprzejmie, ale wracają do rozmowy dopiero, kiedy znajdę się dobrze poza
zasięgiem słuchu. Kiedy Twolly spotka się w poniedziałek z Anną na zajęciach, na
pewno dowie się o tej mojej rejteradzie. Coś mnie jednak popycha. Chłopcy znajdują
się za dwoma parami drzwi, ich głosy przyciągają mnie do zadymionego pokoju.
Przy kominku stoi Warren Tripp i zgrabnie strzepuje wierzchem dłoni popiół do
popielniczki na kominku. Gest jest tak nonszalancki i wystudiowany, że omal nie
parskam śmiechem. Obok, na poręczy starej, odnowionej przez tapicera kanapy,
siedzi Alan z filiżanką kawy w potężnych łapskach, a nogi ma wyciągnięte aż na
środek ich kółka. Tom trzyma jedną nogę opartą na stołeczku mamy. Andrew
przysuwa się do Warrena, żeby mnie wpuścić.
 Spytajcie Razi o zdanie  mówi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl