, L. Marie Adeline S.E.K.R.E.T 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przerodziło się wfalę intensywnej rozkoszy, która przeniknęła całe moje ciało. Wżyciu
nie pomyślałabym, żebędę chciała tego spróbować. Tymczasem powtarzałam  tak, tak,
tak , kiedy wchodził we mnie coraz głębiej, równocześnie pieszcząc mnie palcami
odprzodu isprawiając, żebyłam coraz bardziej mokra. Wkońcu doszłam, napierając
naniego pośladkami; nie mogłam już dłużej powstrzymać rozkoszy. Potrzebowałam tego
rodzaju doświadczenia, wtym miejscu, wtym pokoju, wtym łóżku, ztym mężczyzną,
który wydawał się być tupoto, żebym zaznała znim czegoś zupełnie nowego.
 Już dochodzę. Zaraz dojdę&  wyszeptał, pochylając mnie doprzodu, poczym
ugryzł mnie delikatnie wramię. Powszystkim wyszedł zemnie ostrożnie ioboje
przewróciliśmy się naplecy. Wpatrzyliśmy się wozdobny sufit, naktóry dotej pory nie
zwróciliśmy uwagi.
 Tobyło takie& intensywne  powiedział.
 Wiem  wydyszałam.
Zrobiłam coś całkowicie nowego. Tobyło fascynujące, ale czułam się teraz
odrobinę bezbronna. Ten mężczyzna nie należał doS.E.K.R.E.T-u. Nie poprosił
ozaakceptowanie kroku, tylko otworzył przede mną całkiem nowe terytorium. Theo
wyczuł moją zmianę nastroju.
 Wszystko gra?
 Tak. Ja tylko& jeszcze nigdy tego nie robiłam. Zwykle nie podrywam
nieznajomych inie idę znimi odrazu dołóżka  powiedziałam. Mimo żemężczyzni
zS.E.K.R.E.T-uformalnie rzecz biorÄ…c byli nieznajomymi, kobiety zS.E.K.R.E.T-uich
znały.
 Icoztego, żetozrobiłaś? Czy tojakaś zbrodnia?
 Chyba nigdy nie postrzegałam siebie jako takiej kobiety.
 Takiej, czyli odważnej, wręcz brawurowej?
 NaprawdÄ™ tak mnie widzisz?
 Tak  odparł iobjął mnie tak czule, żetrudno było uwierzyć, żeledwie się
znaliśmy. Apotem naciągnął nanas ciężką kołdrę.
Kiedy obudziłam się sześć godzin pózniej, już go nie było. Odziwo, dobrze się
ztym czułam. Przeżyłam znim wspaniałe chwile, ale pozwoliłam, by przeminęły bez
poczucia straty. Był naprawdę słodki, chciałam jednak spędzić ostatni dzień wWhistler
samotnie. Niemniej zrobiło mi się miło, kiedy przeczytałam kartkę, którą zostawił
natoaletce włazience:  Cassie, jesteś cudowna. Muszę lecieć, bospóznię się dopracy!
Wiesz, gdzie mnie znalezć. À bientôt, Theo .
Matilda podziwiała zdjęcia zmojego wypadu, podczas gdy ja plotłam otym, jak
wspaniale było znów znalezć się nastoku. Siedziałyśmy wjej gabinecie wbiałym domku.
Opowiedziałam jej omuldach nagórze Blackcomb, gdzie spędziłam ostatni dzień.
Dopokoju weszła Danica zkawą. Rzuciła okiem nazdjęcie, które Marcel zrobił mnie
iTheowi, kiedy rozkoszowaliśmy się fondue.
 Ale ciacho  rzuciła i zostawiła nas same.
Kiedy opowiedziałam jej ospotkaniu zTheem, wyraznie się ucieszyła.
Wypytywała oto, jak się poznaliśmy, comówił on, acomówiłam ja. Potem powiedziałam
jej, cozrobiliśmy.
 Sprawiło ci toprzyjemność?  zapytała.
 Tak  odparłam.  Pewnie jeszcze tozrobię. Zodpowiednim partnerem. Zkimś,
komu będę mogła zaufać.
 Mam coś dla ciebie  powiedziała, poczym wyciągnęła zszuflady malutkie
drewniane pudełeczko.
Otworzyła je. Wisiorek kroku ósmego wyglądał olśniewająco pięknie naczarnym
aksamicie.
 Myślałam, żeTheo toprzypadkowy facet, anie wasz współpracownik.
 Tonie ma znaczenia, czy jest członkiem naszej organizacji, czy nie.
 Nie rozumiem.
 Ten krok to Brawura . Tocoinnego niż odwaga. Brawura oznacza,
żepodejmujesz ryzyko, nie bacząc nakonsekwencje. Brawura podpowiada ci:  zrób to! .
Więc to, czy Theo jest członkiem S.E.K.R.E.T-u, czy nie, jest nieistotne. Zasłużyłaś naten
wisiorek.
Wyjęłam go zpudełka, obróciłam wpalcach, apotem przyczepiłam dobransoletki.
Potrząsnęłam nadgarstkiem iprzez chwilę podziwiałam migotanie wisiorków. Czy Theo
był przypadkowym nieznajomym, którego wnaturalny sposób domnie ciągnęło? Czy też
współpracował zS.E.K.R.E.T-em? Nie mogłam tego rozgryzć. Ale może Matilda miała
rację, żetobez znaczenia.
 Dopuszczam dosiebie myśl, żenaprawdę spodobałam się Theowi 
powiedziałam.  Chociaż wciąż mam wątpliwości.
 Wspaniale, Cassie. Nigdy więcej podpierania ścian. Rozkwitłaś, kochanie.
XII
Wtygodnie poprzedzające Mardi Gras cały Nowy Orlean zachowuje się jak panna
młoda czyniąca ostatnie przygotowania przed swoim wielkim dniem. Nieważne,
żeparady odbywają się coroku, dokażdej podchodzi się tak, jakby miała być ostatnia 
inajlepsza.
Kiedy się tuprzeprowadziliśmy, zafascynowały mnie krewe, grupy złożone
zarówno zestarszych, jak imłodszych osób, które organizowały bale ibudowały platformy
naparady. Zastanawiałam się nad tym, dlaczego poświęcają ażtak dużo wolnego czasu,
żeby szyć kostiumy iprzyklejać cekiny. Popięciu latach spędzonych tutaj zaczynałam
rozumieć fatalistyczną naturę typowych nowoorleańczyków. Mieszkańcy tego miasta żyli
dniem dzisiejszym. Ichcieli, by tożycie było jak najbardziej kolorowe.
Nawet gdybym chciała dołączyć dokrewe, starsi  otakich imionach jak Proteus,
Rex czy Bacchus  kategorycznie by się temu sprzeciwili, chyba żewywodziłabym się
zktóregoś zpowszechnie szanowanych rodów zBayou. Zbliżając się dokońca swojej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl