, McCabe Kate Bar przy plaĹźy 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kąś młodą kobietę.
163
TLR
 Serio?  zdziwiła się Emma.  Może powinniśmy tam zajrzeć i zapytać,
czy wszystko w porządku? Bar jest po drodze, prawda?
 Dobra  zgodził się Mark.  Możemy tak zrobić. Może dowiemy się, kim
była ta kobieta?
Gdy dotarli do baru, Kevin był zajęty nalewaniem piwa, a hamburgery przy-
rządzał jakiś dziwny młody mężczyzna. Marii nie było nigdzie w pobliżu, a przy
ladzie zaczynał gromadzić się tłum  zbliżała się pora lunchu. Kevin dostrzegł ich i
pomachał na przywitanie.
 Co podać?
 Tylko przejeżdżaliśmy  wyjaśnił Mark.  Nie chcemy ci zajmować czasu.
Gdzie jest Maria?
Kevin spojrzał z niepokojem na Emmę.
 Jej siostra znów czuje się gorzej, Maria wzięła wolne. Ale mam zastęp-
stwo.  Zawołał Snuffy'ego i przedstawił go.  To mój przyjaciel z Irlandii. Graliśmy
razem w zespole.
Snuffy uśmiechnął się i przywitał.
 Nauczyłeś się już wszystkiego?  spytała Emma.
 Prawie  odparł Snuffy, spoglądając z wdzięcznością na Kevina.  Nauczy-
łem się, jaka jest różnica między bocadillo i cortado. Jedno jesz, drugie pijesz.
Zaśmiali się.
 Ale oczywiście mam doskonałego nauczyciela  dodał Snuffy.
Kevin żartobliwie dał mu kuksańca.
 Nabija się ze mnie, bo jestem jego szefem.
 Słyszeliśmy, że wczoraj działy się tu dramatyczne rzeczy  wtrącił Mark.
 Hm, zgadza się.
 A ty okazałeś się bohaterem.
Kevin spuścił oczy. Wyglądał na zawstydzonego.
 To nic takiego, naprawdę.
 Jesteś pewien? Słyszałem, że ta dziewczyna utonęłaby bez twojej pomocy.
 Kto to był?  chciała wiedzieć Emma.  Jakaś turystka?
Kevin kręcił się niespokojnie.
 To była Claire  odparł.
Zapadła niezręczna cisza i wszyscy tylko patrzyli na siebie.
 Claire Greene?
 Tak.
 Mój Boże!  przestraszyła się Emma.  Jak ona się miewa?
 Jest w domu, w swoim mieszkaniu. Widziałem się z nią rano i wyglądała
doskonale. Nie ma się o co martwić. Dzisiaj wieczorem jedziemy nawet razem na
koncert do Mijas.
 Co się właściwie stało?  dopytywał się Mark.
164
TLR
 Wypłynęła za daleko i nie mogła wrócić. To nie pierwszy raz na tej plaży,
kiedy ktoś ma podobne problemy.
 Była u lekarza?
 Tak, wszystko w porządku, naprawdę.
 Dzięki Bogu. Nie zapomnij powiedzieć Claire, że o nią pytaliśmy.
 Przekażę  zgodził się Kevin.
 Jak sobie radzisz bez Marii?  spytała znów Emma.
 Czasem jest ciężko, ale dajemy radę. Snuffy'ego chyba Bóg mi zesłał.
Uśmiechnął się do przyjaciela.
 Powiedz Marii, że za kilka dni do niej zajrzę  dodała jeszcze Emma.  I
przekaż jej, że mam nadzieję, iż jej siostra poczuje się lepiej.
 Przekażę  odparł Kevin.
Do baru wpadła grupa klientów, prosząc o piwo. Czas ruszać dalej. Mark i
Emma pożegnali się i wsiedli do auta. Pół godziny pózniej byli już w Puerto Ba-
nus.
Miasteczko stało się jednym z najdroższych na całym wybrzeżu  tego dnia ca-
łe skąpane było w jasnym popołudniowym słońcu. Wzdłuż mariny stały błyszczą-
ce i wielkie jachty. Tłumy turystów wypełniały restauracje i tłoczyły się w snobi-
stycznych sklepach z pamiątkami. Mark i Emma przechadzali się po nabrzeżu, aż
doszli do małego baru.
 Jesteś głodna?  spytał Mark.
 Nie bardzo. Ale napiłabym się kawy.
Usiedli przy stoliku na zewnątrz i przyglądali się spacerowiczom. Poranny do-
bry humor Emmy gdzieś uleciał po tym, jak odwiedzili bar na plaży. Teraz w jej
oczach widniała troska.
 Co się dzieje?  spytał Mark.
 Myślę o Marii. Jej siostra jest chora, więc Maria nie może pracować, a to
jest kolejne zmartwienie. I tak jest zdenerwowana moim przyjazdem  boi się, że
mogę zamknąć bar. Co do Antonia  wciąż nie mogę uwierzyć, że tak zle potrak-
tował własną matkę. Zabronił jej widywać wnuki i nie dał jej ani grosza ze sprze-
daży baru.
 Zupełny drań  zgodził się Mark.
 Rozumiesz więc, że mam wobec nich zobowiązania. Nie tylko wobec sa-
mego baru, ale także wobec ludzi, którzy na mnie polegają.
 Słuchaj  Mark ujął dłoń Emmy.  Nie możesz nic zrobić, dopóki Luis się
nie odezwie. Teraz sprawa jest w jego rękach. I pamiętaj, co ci powiedział. Masz
się zrelaksować i cieszyć wakacjami.
 Masz rację  przytaknęła Emma.  Ale w żaden sposób nie mogę uciec od
sprawy baru. Wydaje się wszędzie za mną łazić.
165
TLR
 Wyrzuć ją z pamięci  zdecydowanie zalecił Mark.  Może teraz pojedzie-
my do centrum Marbelli i zrobisz jakieś zakupy, a ja rozejrzę się po okolicy?
Zmusiła się do uśmiechu.
 Dobrze, zróbmy tak.
 I spróbuj nie kupować wszystkiego, co zobaczysz. Zostaw trochę dla in-
nych klientów.
Kiedy dojechali do Marbelli, panowały tam spokój i cisza. Mark zaparkował
niedaleko plaży i zamknął samochód. Wyjął przedtem dwie mapy miasta, które
wcześniej wziął z hotelu, i jedną z nich podał Emmie.
 Na tej mapie zaznaczono wszystkie galerie handlowe, chociaż jestem pe-
wien, że i tak byś je wywęszyła. Masz chyba wbudowany jakiś detektor, który za-
czyna mrugać za każdym razem, kiedy zbliżasz się do sklepu.
Emma roześmiała się szczerze.
 Na pewno nie jest ze mną tak zle.
 Chcesz się założyć?  Mark zerknął na zegarek.  Może spotkamy się tu o
piątej? Będziesz miała mnóstwo czasu.
Emma zaczęła się już cieszyć z perspektywy kolejnych zakupów.
 Co będziesz robił?
 Badał teren. Ale jedno wiem na pewno: nie zbliżę się do żadnego sklepu
na bliżej niż pół mili.
Mark szedł wzdłuż Avenida Ramon y Cajal, aż dotarł do uroczego małego par-
ku z przepiękną fontanną dedykowaną Virgen del Rocio  Dziewicy z Rosy. Dokoła
podstawy fontanny znajdowały się małe obrazki innych Madonn z najróżniejszych
miast i miasteczek. Mark usiadł na ławce w cieniu drzewa palmowego i zamknął
oczy, delektując się ciszą. Było tu tak spokojnie, że mógłby siedzieć w parku całe
popołudnie, ale w końcu zebrał się i poszedł dalej, Avenida del Mar, aż nad morze.
W klubie Maritimo przez chwilę przyglądał się miłośnikom żeglarstwa, którzy roz-
pływali się nad zaletami swoich łodzi.
W końcu dotarł do małej kawiarni z widokiem na plażę. Zamówił piwo, sie-
dział w słońcu i patrzył, jak fale delikatnie rozbijają się o brzeg. Emma miała ra-
cję. Nie dało się uciec przed myślami o barze  wracały jak zły szeląg. Zresztą nie
chodziło tylko o interesy i o to, czy bar przynosi zyski. Chodziło o ludzi, a o tym
Mark prawie zapomniał. Rozumiał, dlaczego Conor Delaney wcale nie przejmował
się barem, a tylko pojawiał od czasu do czasu i zgarniał czek.
Najłatwiej byłoby sprzedać lokal. Ale Mark wiedział, że najłatwiejszy sposób
nie zawsze jest najlepszy. Już przy pierwszym spotkaniu zauważył, że Emma
przejmuje się innymi. To była jedna z cech, które w niej podziwiał. Cokolwiek zro-
bi, na pewno upewni się, że Kevin i Maria nie zostaną na lodzie. Jedno było jasne:
dopóki prawnik nie zadzwoni z nowymi informacjami, nie mogli nic zrobić. Mark
166
TLR
postanowił wrócić, spotkać się z Emmą i zaproponować, aby znalezli jakąś milą
restaurację, w której mogliby zjeść pyszną kolację.
Za dziesięć piąta dostrzegł Emmę idącą w stronę parkingu z kilkoma wielkimi
torbami na zakupy. Kiedy podeszła bliżej, zauważył też zdenerwowanie na jej twa-
rzy i napięte mięśnie. Wysiadł z auta i podbiegł.
 Co się stało? Wyglądasz, jakbyś chciała kogoś zabić.
 Spójrz  odparła, podając Markowi telefon. Na ekranie widniał otwarty
SMS. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl