, Kres_Feliks_W_ _Polnocna_Granica_scr(2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Terezę i Lineza. Rozmawiał z nimi, kilkakrotnie pokazując rozkopane wzgórze; osła-
niał oczy dłonią, bo jaśniejące na wschodzie niebo oślepiało i znów patrzył  prawie
ostentacyjnie.
Rzeczywiście. Nadsetnik nic nie chciał od wezwanej dwójki, pragnął tylko, by żoł-
nierze dokładnie zobaczyli, że dowódcy oglądają przeklęty pagórek, nie boją się wcale
kamiennego smoka; owszem, patrzą nań z ciekawością, z uwagą, bez pośpiechu. . . Do-
piął swego. Sprowokowani legioniści skierowali spojrzenia tam, gdzie on. . . i najpierw
odwracali je pospiesznie, gdy tylko pojęli, na co patrzą. Lecz potem wielu uświadomiło
sobie, że jeśli od patrzenia istotnie pojawiają się niedobre sny  no to już spojrzeli,
trudna rada! Teraz, równie dobrze, mogli patrzeć bez końca. I patrzyli, a za nimi inni.
378
Ambegen, gdy nagapił się do woli (nie tylko zresztą na smoka; błędem byłoby także
poświęcanie mu nadmiernej uwagi), odesłał setników do oddziałów i dalej jechał na
czele, w asyście konnych kurierów.
Ostatni przemarsz udał się tak samo, jak wszystkie poprzednie przemarsze: starannie
obliczywszy, kiedy ruszyć i jakie tempo utrzymać, Ambegen dotarł na pole bitwy w naj-
lepszym dla siebie momencie. Wyłaniająca się z porannej szarówki, niebezpiecznie bli-
ska linia żołnierzy, tak silna, jakiej nie było od czasu bitwy pod Alkawą, maszerująca
prosto i bez wahań  wywarła piorunujące wrażenie. Zamieszanie pod lasem wzmogło
się tak bardzo, jakby naraz ktoś oblał wszystkich walczących wrzątkiem. Jakieś gru-
py i grupki rozbiegały się w różne strony, wrzaski i ryki przybrały na sile, wybijając się
nad stłumiony gwar bitewny, już od dawna dochodzący do uszu żołnierzy. Całe oddziały
srebrnych wyrywały się z kłębowiska, uchodząc w stronę szarego, niewyraznego garbu,
inne zgraje, chyba nie tylko srebrne, ale także złote, biegły do lasu, biły się po drodze,
szły w rozsypkę. . . Ambegen spokojnie, równo parł naprzód, jakby tym marszowym
krokiem zamierzał wejść w sam środek kotłowaniny. Przy wciąż narastającym zamie-
379
szaniu, zbliżył się do Alerów na mniej niż pół mili i stanął. Po czym zaczął niszczyć
wrogie armie nic właściwie nie robiąc, tylko stojąc. . .
Nie wiadomo, kto przed świtem brał górę pod lasem  meldunki ostatnich zwia-
dowców były dosyć niepewne i sprzeczne. Ale teraz zwyciężali złoci. Srebrni wojow-
nicy wyłączali z bitwy coraz większe siły, na łeb na szyję ustawiając je tak, by osłonić
wzgórze przed możliwym uderzeniem legionistów. Pospiesznie, ale i niezdarnie, for-
mowała się dość cienka, chociaż długa linia. Nie trzeba było szczególnie wnikliwej
obserwacji, żeby poznać, iż wojownicy są zmęczeni, często kontuzjowani, wehfety po-
ranione, przez co jeszcze mniej posłuszne niż zwykle. . . Ambegen, jakby podejmując
wyzwanie, posunął się w tamtym kierunku  tylko odrobinę  i znów stanął. Lecz ten
słaby ruch najzupełniej wystarczył, by wypadły skądś nowe oddziały, jeszcze bardziej
wzmacniając linię broniącą wzgórza.
Ambegen czekał. Czas płynął.
Bitwa pod lasem zaczynała zmieniać się w masakrę; srebrni Alerowie zostawili tam
zbyt małe siły. Przez czas jakiś mogły one powstrzymać złote zgraje, ale właśnie tylko
przez czas jakiś. . . I ten czas powoli się kończył. Ku Trzem Wsiom, a także w stronę
380
nieforemnego, przybranego mnóstwem porąbanych drzew garbu, zaczęły pryskać poje-
dyncze złote sfory, nie mające już pod lasem przeciwnika, który mógłby je skutecznie
zatrzymać. Srebrni przypuścili ku nim bohaterskie, desperackie kontrataki. Pobili jed-
nych, wykruszyli się w starciu z drugimi. Napłynęły jakieś nowe, jezdne i piesze oddzia-
ły od Trzech Wsi, a także od okrytego setkami gałęzi potwora. Wciąż tam prowadzono
jakieś prace. Ambegen niecierpliwił się; według tego, co usłyszał od wysłanniczki Do-
rlota, największe siły srebrnych biły się w Suchym Borze, na wprost zniszczonej wsi.
Musiały być tam jakieś rezerwy! Nadsetnik chciał je zobaczyć i przekonać się, do czego
zostaną użyte.
W kłębowisku pod Suchym Borem pojawiły się nowe siły złotych. Dwie wielkie
gromady rudych stworów, długimi, choć cięższymi niż zwykle susami śmigających nad
rozmiękłą ziemią, spływały wzdłuż skraju lasu, od zachodu, przybywając widać z ob- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl