, 77.Fiolki sa niebieskie .JAMES PATTERSON 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Wygląda na to, że trochę tracisz zapał. Czujesz się wypalony?
 Nie. Raczej mam wrażenie, że nie potrafię uwolnić się od koszmaru. Supermózg
wciąż mnie prześladuje. Ciągle mi grozi. Wokół mnie tyle przypadkowych wydarzeń&
Sam nie wiem, jak to powstrzymać.
Sampson popatrzył mi prosto w oczy. Wytrzymałem jego spojrzenie.
 Co powiedziałeś? Coś o przypadkach? Przecież nie wierzysz w przypadkowość
zdarzeń.
 I to właśnie mnie przeraża. Jeśli chcesz znać prawdę, to jestem przekonany, że
ktoś na mnie czyha. Tak jest już od bardzo dawna. To ktoś grozniejszy niż wampiry.
Wciąż do mnie dzwoni. Niemal co dzień. Nikt nie potrafi go namierzyć.
Potarł czoło.
 Niby kto miałby cię nachodzić? Kto chciałby zadrzeć z Pogromcą Smoków?
Chyba wyłącznie jakiś dureń.
 Mów, co chcesz, lecz to nie dureń  odparłem.  Możesz mi wierzyć.
Rozdział 41
Zasiedzieliśmy się w barze U Marka dłużej niż potrzeba. Wypiliśmy całe morze
piwa i wyszliśmy gdzieś koło drugiej. Byliśmy na tyle mądrzy i trzezwi, że
zostawiliśmy samochody na parkingu i poszliśmy do domu piechotą. Zapowiadał się
piękny spacer pod jasnym księżycowym niebem. Przypomniały mi się nasze młode
lata, wspólnie spędzone w Southeast. Szliśmy tam, dokąd nam się podobało.
Wreszcie złapaliśmy jakiś nocny autobus. Sampson wysadził mnie pod domem, a
sam pojechał dalej, w stronę Navy Yard, do siebie.
Następnego ranka przed pracą musiałem wybrać się po samochód. Mały Alex już
nie spał, więc Nana też wstała, żeby go przewinąć. Wypiłem jej pół kubka kawy i
wsadziłem Alexa do wózka. Poszliśmy razem.
Dzień był pogodny i słoneczny. O siódmej rano nasza dzielnica miała wręcz
sielankowy wygląd. Bardzo przyjemny. Już od trzydziestu lat mieszkałem na Piątej 
od dnia, w którym Nana przeprowadziła się tu ze starego domu przy New Jersey
Avenue. Wciąż kochałem to miejsce i wręcz uważałem je za kolebkę Crossów. Chyba
nigdy bym się stąd nie wyniósł.
 Tatuś był wczoraj z wujkiem Johnem  powiedziałem do Alexa, pochylając się
nad pasiastym, biało-niebieskim wózkiem. Jakaś całkiem niebrzydka pani minęła nas
w drodze do
pracy. Uśmiechnęła się, jakbym był najlepszym ojcem na świecie  tylko dlatego,
że tak wcześnie rano wyszedłem z dzieckiem na spacer. W głębi ducha w to nie
wierzyłem, lecz popuściłem wodze fantazji.
Mały Alex niedawno skończył dopiero dziewięć miesięcy, ale jest bardzo ciekawy
świata i wciąż spogląda na przechodzących ludzi, na samochody i na chmury,
płynące nad jego główką. Wprost uwielbia przejażdżki wózkiem. I ja też to bardzo
lubię. Mizdrzę się do niego albo śpiewam dziecięce piosenki.
 Widzisz, jak wiatr porusza liśćmi tamtego drzewa?  zapytałem. Odwrócił
główkę, jakby rozumiał każde słowo.
W gruncie rzeczy, nie mam pojęcia, ile naprawdę z tego rozumie, lecz zachowuje
się bardzo mądrze. Damon i Jannie byli tacy sami, chociaż Jannie o wiele więcej
gaworzyła. Buzia jej się nie zamykała. Do tej pory uwielbia mówić. Zawsze musi mieć
ostatnie słowo i jeszcze jedno po ostatnim, tak samo jak jej babcia i tak samo 
dopiero teraz to sobie przypomniałem  jak jej mama, Maria.
 Potrzebna mi twoja pomoc, brachu.  Schyliłem się nad wózkiem i znów
zacząłem mówić do Alexa.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się od ucha do ucha. Wal, tatusiu. Możesz na mnie
liczyć.
 Wymyśl coś, żebym pozbierał się do kupy. Daj mi coś cennego. Coś, co zajęłoby
moją uwagę. Zrobisz to?
Ani na chwilę nie przestał się uśmiechać. Pewnie, że zrobię, tato. Nie ma sprawy.
Już wszystko załatwione. Jestem twoim prawdziwym skarbem. Możesz na mnie
polegać.
 Dobry chłopak. Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz. Po prostu rób to, co
robisz. Nie mogło mi się przytrafić nic lepszego. Kocham cię, mój mały.
W czasie tej krótkiej pogawędki odniosłem przykre wrażenie, że coś na kształt [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl