,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jak opisać owo dziwne uczucie, które ogarnia, gdy spostrzega się nagle, że w jamie grobowej rysuje się kształt ciała ludzkiego? Kości złożonego tu człowieka zetlały, zmieniły się w białawy i sypki proszek. Wydaje się, jakby na ziemi odbijał się już tylko cień ludzki, który istnieje dopóty, dopóki ziemia zachowuje wilgoć. Słońce praży, piasek schnie, biały cień na ziemi znika prawie w oczach. Jeszcze króciutki moment i ów zarys ludzki rozsypuje się w bezkształtną podługowatą smugę już zniknął, przepadł jak duch, jak cień... Teraz proszę jeszcze ostrożniej. Za chwilę powinniśmy odnalezć zabytki przestrzegała Agnieszka. Grzebaliśmy w trzynastym kurhanie. Otaczał nas wysoki na 3 metry wał wyrzuconych kamieni. Znajdowaliśmy się na głębokości 125 centymetrów od dawnego wierzchołka kurhanu i około 50 centymetrów pod powierzchnią warstwy próchnicy pierwotnej. Jama grobu była bardzo krótka. Miała zaledwie 140 centymetrów. Jeszcze mniejszy był zarys szkieletu, który rozsypał się pod wpływem promieni słonecznych. Pochowano tu chłopca albo młodą dziewczynę wnioskował doktor Strom. Dziewczynę zawołał Andrzej. I końcem łopatki wskazał wystającą z ziemi brązową esowatą zapinkę od naszyjnika. Zaraz potem w miejscu, gdzie było lewe przedramię zmarłej, znalezliśmy fibulę, brązową, z wysoką pochewką. Obok leżał bursztynowy paciorek. Zgodnie z nakazem Andrzeja kopaliśmy dalej, aż do dna jamy grobowej. Calca jednak ciągle nie było. Jama grobowa to kurczyła się, to znowu poszerzała, chwilami nie potrafiłem określić jej bocznych granic. Zdjęliśmy znowu około 30 centymetrów ziemi. Teraz już wyraznie widziało się ślad grobu. Stawał się on coraz szerszy i dłuższy. Trafiliśmy więc na drugi grób, zalegający pod mogiłą młodej dziewczyny. Calec wokół jamy grobowej miał barwę jasnożółtą, o szarym odcieniu, z wyraznie widoczną piękną mozaiką żył limonitowych36. Wkop do grobu był żółtawopomarańczowy. Jama grobowa osiągnęła wreszcie długość 250 centymetrów. Agnieszka wydała radosny okrzyk. Ona pierwsza dostrzegła gdzieś w środku grobu żelazną półkolistą sprzączkę od pasa. O kilka centymetrów dalej znajdowała się żelazna skuwka przytrzymująca rzemień pasa, nieco wyżej zaś odnalezliśmy dwa brązowe okucia silnie profilowane. I tutaj, obok tych brązowych okuć, tkwił tylko malutki kawałek ludzkiej kości. Tak niewiele zostało z mężczyzny, którego pogrzebano przed niespełna dwoma tysiącami lat. Może był ongiś sławnym wojem? Przedsiębrał jakieś dalekie wojenne wyprawy i napędzał strachu sąsiednim plemionom słowiańskim? Wszystko, co po nim zostało, zmieściło się do jednej malutkiej koperty papierowej, na które Agnieszka napisała KURHAN nr 13, grób II . Czemu pan taki smutny? zapytała mnie Krystyna. Smutny? Nie, zamyśliłem się trochę. Zwieciło piękne popołudniowe słońce, woda w jeziorze była nareszcie niebieska, odbijała bowiem bezchmurne niebo. Płynęliśmy z Krystyną po szklanki pozostawione na wyspie. Dziewczyna wiosłowała, a ja śledziłem przez lornetkę wesołe nurki dzikich kaczek. Odjąłem lornetkę od oczu. Schwyciłem wiosło. Do brzegu. O, tam, widzi pani? wskazałem wiosłem Martwy Dom. Dziewczyna. Koło Martwego Domu widzę jakąś dziewczynę. W spodniach. Nie można by powiedzieć, że pan goni za spódniczkami zauważyła z ironią. No, niechże pani wiosłuje. A jeśli to jest właśnie złodziejka figusów? Paweł pytał mnie dziś rano o tę historię figusów. Na wszelki wypadek powiedziałam mu, żeby nie wierzył w takie głupstwa. Starszy brat pana ma bardzo wiele fantazji wyjaśniłam mu. Przyznał mi rację i dodał z goryczą: Kazał mi wierzyć w jakieś światełka, musiałem przeprowadzać jakieś wywiady, a on w tym czasie, niby to śledząc złodziei, do pani na wyspę jezdził i flirtował. List podobno znalazł na wyspie. To pani pisała ten list, prawda? . Prawda przytaknęłam, bo to zresztą i zgodne z prawdą. A to mnie nabrał mruknął pański młodszy brat. Spieszyło mi się do Martwego Domu, nie chciałem więc tracić czasu na tłumaczenie Krystynie, jak wielką wyrządziła szkodę przekonując Pawła, że został oszukany. Tajemnicza dziewczyna zniknęła w drzwiach starego domostwa. Czego ona tam szuka? zastanawiałem się, gwałtownie pracując wiosłami. Krystyna nie przestawała mi dokuczać. 36 Limonit minerał, wodorotlenek żelaza, barwy żółtawej do ciemnobrunatnej, niekiedy jako farba malarska (ugier). Słyszałam o złodziejach wspaniałych tulipanów. Ale żeby ktoś kradł figusy? Na to się nie dam nabrać. Najpierw bujał pan swego młodszego brata, a teraz z odległości pół kilometra zobaczył pan jakąś dziewczynę i mnie pan próbuje bujać? Złodziejka figusów . Cha, cha, dobre sobie. Ciekawam, czy i ją tak samo jak mnie będzie pan próbował mamić pięknymi słówkami? Nie przypominam sobie, żebym panią omamiał , Brunhildo. Teraz oczywiście pan sobie już nie przypomina. Jak mam rozumieć to teraz ? Gdy zobaczył pan nową dziewczynę. Przestałem wiosłować. Było mi wszystko jedno, co w Martwym Domu robi tajemnicza dziewczyna. Nie jezdziłem na wyspę, żeby panią omamiać . Kto mnie zwabił do waszego obozu? Zwabił? Czy to najwłaściwsze słowo? Zwabić można kogoś w zasadzkę. Zwabił mnie pan do obozu, gdzie mieszka cała gromada nudziarzy i gdzie wykopuje się nieboszczyków. Brr... To była swego rodzaju zasadzka. Bo okazał się pan innym, niż sądziłam. Zostałam oszukana. Wyobrażałam sobie, że jest pan trochę zwariowanym, ale niemniej miłym człowiekiem, który będzie się mną interesował, rozmawiał ze mną, spacerował. A pan w dzisiejsze przedpołudnie odgrzebywał zmarłych, a potem, gdy pan zobaczył jakąś nową panienkę, już mnie pan pozostawia, już pana interesuje ktoś inny. To jakaś tajemnicza historia z tą dziewczyną. Po co ona weszła do tego pustego domu? Tajemnicza historia! Gdy mieszkałam na wyspie, to ja byłam tajemnicza. Jak przestałam być tajemnicza i przeniosłam się do was, natychmiast w pańskich oczach ktoś inny stał się tajemniczy. Czy pan ma dobrze w głowie? Cicho. Cichooo... syknąłem. Martwy Dom już blisko. Dziewczyna była ubrana w szare spodnie i skórzaną kurteczkę. Na jasnych włosach miała płócienną czapeczkę. Wybiegła z Martwego Domu i podeszła do pozostawionego na trawniku motocykla. Przyklęknęła przy nim i zaczęła, poprawiać łańcuch. Co pani tam robiła? zagadnąłem ją surowo. Wstała, wsadziła ręce w kieszenie i popatrzyła na mnie drwiąco. Co tam robiłam? Ano niech pan zgadnie... Nie mam ochoty do żartów. Ja także. Znowu przyklęknęła przy łańcuchu. Dotknęła go w kilku miejscach, potem zajrzała do baku i uczyniła jeszcze kilka równie niejasnych czynności. W końcu, jakby zdenerwowana moim milczeniem, zapytała: Czy to pański dom? Nie... A może tej dziewczyny? wskazała Krystynę, która udając, że zupełnie się nami nie interesuje, usiadła na trawie. Nie. Też nie. No więc, co pana obchodzi, gdzie byłam i co robiłam? Powiedziałem. Tu w okolicy kręci się pewna złodziejka... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|