,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tamtego przemytnika i dalej uciekać na południe. Zaczęła płakać. Jej demonowe łzy były żrące. Otarła je kocem. Stopiona szorstka tkanina skapywała na drewnianą podłogę, która zaczęła parować. Rachel wytarła ją rękami. Wpadła w panikę. Rozpłakała się jeszcze mocniej. To byłby koniec, gdyby łzy przepaliły podłogę. Ludzie na dole zobaczyliby dziwne dziury w suficie. Musiałaby uciec, zostawiając to mieszkanie i brata. - Przestań płakać! - nakazała sobie. - Przestań! Wytarła oczy rękawem. Usiadła na podłodze, przycisnęła łydkę do kwasu. Poczuła, jak przeżera grubą tkaninę. - Przestań płakać! - powtórzyła. Azy przepaliły materiał, skórę i wgryzały się w głąb. - Przestań, po prostu. - Odetchnęła. Próbowała uspokoić oddech. Wtem pojawiły się koany, niechciane niczym cisza. Pojawił się ogień. Zapalił podłogę, gdzie spadły łzy, osmalając deski. Szybko zmroziła podłogę lodem, by się nie rozprzestrzenił. Skaza została już opanowana. Była taka malutka - kilka kropek na podłodze, nie bardziej podejrzanych od zaschniętych plam po jedzeniu. A gdy to się zaczęło, wydawało się największym niebezpieczeństwem na świecie. Rachel zaśmiała się na wspomnienie swego przerażenia. Zmiała się histerycznie. Spojrzała na swoje podziurawione ubranie i z tego też się śmiała. Nie była próżna, ale o swoją garderobę dbała bardziej niż największa strojnisia na świecie. Nie miała nic innego do ubrania, a Djoss nie mógł jej pomóc, bo go nie było. I zapewne nie będzie go jeszcze przez długi czas. Ponownie napełniła wannę stopionym lodem. Zciągnęła z siebie wszystko i wrzuciła do wody. Jeśli krew nadal choć trochę dymiła, woda rozrzedzi ją na tyle, by ocalić resztę materiału. Rachel uklękła przy wannie, gołymi rękami szorując butwiejące plamy. Ubranie było do wyrzucenia, rzecz jasna. Musi znalezć nowe, lecz nocą, w ciemności. Może uda się ukryć łuski. Wyjęła mokre szaty z wanny, wciągnęła je na siebie. Dziury znajdowały się głównie na rękawach i spodniej części nogi. Jeśli będzie ostrożnie poruszała ramionami, nikt nie dojrzy łusek na rękach. Gorzej było z nogawką. Rachel rozejrzała się po pokoju za jakąś tkaniną, którą mogłaby owinąć łydkę. Zciągnęła buty i podarła pryczę swoimi pazurami. Owinęła nogę. Zawiązała tak mocno, że aż bolało. Dziura była z tyłu, gdzie nie mogła na nią uważać. Gdy włożyła spodnie, przeciągnęła rękami po dziurze. Nie wyczuła nic poza tkaniną. To musiało wystarczyć. Zebrała wszystkie pieniądze, jakie miała. Musiała wyjść, choćby po jedzenie. Z głodu aż ją bolał żołądek. Kupiła sobie coś i gdy zjadła, poczuła się lepiej. Znajdzie sobie nową pracę. Djoss wróci i mu przejdzie. Za dużo razem przeżyli, by mieli się rozstać przez coś takiego. Długo szła na północ, a potem na wschód. Przepłynęła promem na drugi brzeg rzeki. Poczekała do zmierzchu, a chmury na nocnym niebie zupełnie przesłoniły księżyc. Szła prosto przed siebie. Szukała innej senty, która pracowała w lepszej dzielnicy niż Zagrody. Zwiatła z wieży strażniczej przy wschodnim murze zlewały się z nocnym niebem na horyzoncie niczym nisko wiszące gwiazdy. Znalazła sentę wróżącą z kart w cieniu karczmy między targiem wełny a polem błota, na którym stały wielkie skrzynie na paletach. Senta była ślepa. Jej oczy zupełnie zmętniały przez zaćmę. Rachel odkaszlnęła. Senta przetasowała karty. - Witaj - rzekła Rachel. - Witaj. - Senta miała starczy głos, lecz wyglądała dość młodo. - Jak czytasz karty, skoro ich nie widzisz? - Ale je czuję. - Podniosła jedną, by Rachel jej dotknęła. Dziewczyna delikatnie musnęła ją ręką. Wyczuła grubą warstwę farby, pociągnięcia pędzla były wyrazne. Obrazy zamazały się od częstego dotyku senty. - Sama je robię. Nie są piękne, ale dobrze je znam. - Nigdy nie słyszałam o czymś takim. Ja też służę Jedności. Potrzebuję nowych szat. Nie wiem, gdzie indziej mogłabym je znalezć. Mam pieniądze, zapłacę. - Bogactwo? Strata czasu. - Masz inne szaty? - Mam, a twoje czuję z daleka. Cuchniesz. Co się stało? - Wypadek przy pracy. Senta uśmiechnęła się złośliwie. - Wypadek, mówisz? - zadrwiła. - Ukaż mi swą wiedzę, sento. Udowodnij, że służysz prawdzie. Nie widzę i nie mogę ci wierzyć na słowo. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|