, 1034. Maynard Janice Gorący weekend 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nością próbuje naśladować.
- A mimo to nigdy nie byłam w poważnym związku. Jak myślisz, dlaczego? Może ja ci
to wyjaśnię - dodała, zanim zdążył odpowiedzieć. - Mężczyzn nie interesują kobiety takie jak
ja. Może jedynie w łóżku. Jako trofeum. Podoba im się mój wygląd, ale...
- Ale co?
Wyplątała się z jego objęć i przetarła dłońmi twarz.
- Gdybym chciała pójść na terapię, poszukałabym psychologa - odburknęła. - Mam dużo
pracy, Sam. Proszę, idz już.
Za bardzo się do niej zbliżył i jak zwykle zareagowała wrogością.
- W porządku. - Miał ochotę ją udusić. - Zrobiłem już wszystko, o co mnie prosiła bab-
cia. Będę ci schodził z drogi, dopóki pogoda nie umożliwi mi wyjazdu. Ale tego - dodał, chwy-
tając drabinę i rzucając nią o ścianę, aż rozpadła się na drobne kawałki - nie wolno ci używać.
Jeśli chcesz wejść wyżej, musisz mnie poprosić o pomoc, nawet jeśli z trudem przejdzie ci to
przez gardło.
Wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Zwykle, kiedy był tak wściekły, rozładowywał
energię na siłowni albo okładał pięściami worek treningowy, ale teraz jest odcięty od świata i
do tego jeszcze trawi go pożądanie. Co ma zrobić z kobietą, która w łóżku doprowadza go do
szaleństwa, a poza nim - do szału? %7ładen facet nie jest gotowy znieść tak wiele dla seksu.
Seria telefonów do pracy nie pomogła mu w rozładowaniu napięcia. Włożył ciepłe ubra-
nie i poszedł odśnieżyć schody przed domem, a potem ścieżkę do stodoły. Wreszcie zabrakło
mu sił do dalszej pracy i wrócił do domu zdyszany.
L R
T
Kiedy poczuł w powietrzu znajomy zapach perfum Annalise, wpadł na genialny pomysł.
Nie rozumiał do końca własnych motywów. Chce ją jeszcze bardziej rozzłościć, czy li-
czy na coś więcej? Uśmiechnął się do siebie w drodze do kuchni. Annalise nie potrafi gotować i
to on ma decydujący głos w sprawach kulinarnych. Teraz wyrówna rachunki po sromotnej po-
rażce przy stole bilardowym. Ma nad nią przewagę w gotowaniu i zamierzą ją w pełni wyko-
rzystać.
ROZDZIAA ÓSMY
Dochodziła już prawie piąta, kiedy Annalise kończyła pracę. Zimowy mrok za oknem
wywoływał u niej przygnębienie. W Charlottesville biegała od czasu do czasu, żeby zażyć tro-
chę ruchu i rozładować stres, ale jest teraz uwięziona i to z facetem, przez którego zaczęła kwe-
stionować własne wartości.
Jest mu winna przeprosiny. Sam to miły facet. No proszę! Wreszcie to przyznała. Był tak
wrażliwy i wyrozumiały, że zupełnie nieoczekiwanie zaczęła mu się zwierzać. Zamiast mu po-
dziękować, okazała kompletny brak wdzięczności. Nic dziwnego, że rzucił drabiną o ścianę.
Dlaczego jest tak strasznie drażliwa? %7łycie byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby nauczyła się
otwierać przed ludzmi.
Poszła do pokoju, żeby się odświeżyć. Mimo że ogrzewanie już działało, po zachodzie
słońca w domu panował chłód. Włożyła rozpinany sweter, który do tej pory miała przewiązany
wokół szyi. Kiedy rozczesywała włosy, nagle zadrżała jej ręka, bo powróciło wspomnienie ze-
szłej nocy. Sam był w jej sypialni. Trudno jej będzie wyrzucić z pamięci obraz jego nagiego
ciała na zabytkowym łóżku. Zamierzała spiąć włosy gumką, ale rozpuściła je i skrzywiła się,
patrząc na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała kobieco i krucho, ale nie czuła się z tym dobrze.
Zaczęło jej już burczeć w brzuchu, więc nie mogła się dłużej ukrywać. Postanowiła ze-
brać się na odwagę i poszukać Sama. Zaskoczyły ją przyjemne zapachy dochodzące z kuchni.
Ostrożnie otworzyła drzwi i zobaczyła Sama ze szpatułką w ręce.
Zatrzymała się w drzwiach.
- Coś tu fantastycznie pachnie - pochwaliła go w nadziei, że usłyszy w jej słowach nie-
wypowiedziane przeprosiny i nie będzie już musiała przez to przechodzić.
- Zaraz będzie gotowe - odrzekł neutralnym tonem. - Może otworzysz wino? Przynieś
przy okazji dwie lampki.
L R
T
Była niemal wdzięczna, że on nie okazuje złości, choć sobie na to zasłużyła. Przyglądała
się, jak Sam nakłada kotlety schabowe, risotto, zieloną fasolkę oraz kromki chleba domowej
roboty. Wziął talerze w obie ręce i skinął głową.
- Zjemy w salonie. Idz pierwsza.
Zabrała ze stołu kryształowe kieliszki i butelkę wina, po czym otworzyła biodrem drzwi
do sąsiedniego pokoju i nagle zastygła. Sam zaklął cicho, prawie na nią wpadając.
- Coś nie tak? - Poczuła jego oddech tuż za uchem.
- Nie, wszystko w porządku - odparła, przypominając sobie, że miała załagodzić sytu-
acjÄ™.
Salon wyglądał jak plan filmowy. Sam ustawił stolik przy kominku i rozpalił ogień, któ-
ry trzaskał radośnie, ogrzewając pokój i tworząc przyjemny nastrój. Koronkowy obrus był ide-
alnym tłem dla ceglastych talerzy, które niósł w rękach. Na stoliku stała stara butelka po chian-
ti, a w niej tkwiła woskowa świeca, w kryształowym wazonie zaś znajdował się suszony bukie-
cik z lawendy i wrzosu. Annalise postawiła kieliszki na stole drżącymi rękoma.
- Aadnie to wszystko wyglÄ…da.
Sam podał do stołu i nalał chardonnay, wypełniając kieliszek Annalise niemal po brzegi.
- Jedzmy, zanim ostygnie.
Posłusznie zabrała się do jedzenia, choć serce waliło jej jak oszalałe. Sam jadł z wielkim
apetytem, usiłując prowadzić z nią rozmowę, lecz Annalise odpowiadała tylko półsłówkami.
- Odebrało ci mowę? - zapytał wreszcie, unosząc brwi.
- Nie, po prostu widzę, że włożyłeś w to wiele wysiłku. - W jej ustach zabrzmiało to jak
oskarżenie.
- Nie przejmuj się, zrobiłem to dla siebie.
- Jak to?
- Byłem w kiepskim nastroju. Pomyślałem, że dobrze nam zrobi namiastka cywilizacji.
- Nie sądziłam, że miewasz zły humor. A przynajmniej kiedy nie ma mnie w pobliżu -
poprawiÅ‚a siÄ™ szybko. - W kolumnie towarzyskiej gazety w Charlottesville nazwano ciÄ™ «wzo-
rem dżentelmena».
Sam uniósł lampkę do ust i wypił duży łyk. Miał na sobie rozpiętą pod szyją elegancką
jasnoniebieską koszulę z podwiniętymi rękawami. W tym miejskim wydaniu wydawał jej się
znacznie bardziej niebezpieczny.
Spojrzał na nią uważnie, obracając kieliszek w palcach.
L R
T
- Od kiedy to czytujesz kolumny towarzyskie? Sądziłem, że Wolffowie są im z zasady
przeciwni.
- W mieście masz status celebryty. Kobiety z pewnością ustawiają się w kolejce, żeby
choć przez chwilę zabłysnąć u twojego boku.
- Dobrze wiesz - odparł, mrużąc oczy - że nie skaczę z kwiatka na kwiatek.
Ma rację. Tak bardzo chciała mu dokuczyć, ale nie jest to zbyt łatwe. Sam to właściwie
chodzący ideał.
- Ale wciąż nie założyłeś rodziny. Może ta gadka o dzieciach to tylko podstęp, żeby za-
ciągać wrażliwe romantyczki do łóżka.
- Na szczęście ty nie jesteś romantyczką - odrzekł ponuro - bo nie wiem, jak by się to
skończyło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl