, 154. Anderson Caroline Prezent od Sary 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Skoro mam zostać jej matką, mogę zacząć od razu. To mnie zresztą
oduczy pochopnych decyzji, prawda?
Przez chwilę chciał coś powiedzieć, w końcu przytulił ją tylko i
poszedł spać.
Emily poczuła się lepiej i gdy wreszcie usnęła, Sara też się położyła.
Zostawiła jednak otwarte drzwi, by w razie czego usłyszeć wołanie
dziewczynki. Noc minęła jednak spokojnie, a rano Matt przyniósł jej do
łóżka filiżankę herbaty.
- Em znacznie lepiej wygląda. Gorączka też spadla. Bardzo ci
dziękuję.
Uśmiechnęła się i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Dacie sobie radę beze mnie?
- Oczywiście. Do zobaczenia wieczorem. Aha, chciałam ci powiedzieć,
że bardzo się podobasz moim rodzicom.
Zrobił lekko zakłopotaną minę.
- A oni mnie. Może kiedyś uda się nam choć przez chwilę
porozmawiać. - Pocałował ją na do widzenia, zajrzał do Emily i wyszedł.
Sara dopiła herbatę, wzięła prysznic i włożyła domowe ubranie. Emily
spała do pózna, a potem usiadła obok Sary na kanapie i obie oglądały
telewizję. Po południu śpiewały piosenki i Sara czytała Em bajki. Nie mogła
114
RS
nacieszyć się myślą o tym, że nie straci kontaktu z tą cudowną małą
dziewczynką. Ani z jej ojcem.
Tęskniła za Mattem, który jednak wrócił do domu pózno, blady i
zmęczony, a w dodatku z bólem gardła.
- Bardzo ci współczuję - powiedziała.
- Nie ma powodu. To byłby prawdziwy cud, gdybym się od niej nie
zaraził.
- Położysz się wcześnie spać?
- Dobry pomysł.
- Jadłeś coś?
Skrzywił się tylko, więc wysłała go do łóżka i przyniosła szklankę
wody z lodem.
- Pij powoli. Nie wszystko naraz.
- Dziękuję. Ale nie podchodz tak blisko, bo też złapiesz to świństwo.
- Musztarda po obiedzie. Cały dzień spędziłam z Emily.
- Tak, ale ja bardzo bym nie chciał, żebyś zachorowała.
- Ja też wcale o tym nie marzę, więc powiem ci już dobranoc. Może
jeszcze czegoś potrzebujesz?
- Całusa.
- To będzie musiało poczekać. Spij dobrze. I pamiętaj, nie pij
łapczywie.
Poszła wcześnie spać, mając nadzieję, że może Matt nie zachoruje.
Nadzieja okazała się jednak płonna.
- Boh mnie gardło, kłuje w płucach i mam ochotę umrzeć - oświadczył
rano.
115
RS
- Grypa - skwitowała Sara. - Zalecam odpoczynek i dużo płynów.
Poproszę Em, żeby się tobą opiekowała. Będzie zachwycona. Aha, nie
zapomnij o aspirynie.
- Dobrze, mamusiu - mruknął, gdy zamykała za sobą drzwi.
W szpitalu panował chaos. Ryan i Matt zostali w domu, Jo miała urlop
zdrowotny. Do pracy stawił się tylko Jack i Patrick oraz kilku lekarzy
domowych bez specjalnego doświadczenia.
Mimo wszystko Sara była we wspaniałym humorze. Myślała
wyłącznie o tym, że Matt ją kocha i chce się z nią ożenić.
Patrick oczywiście dostrzegł jej stan.
- Chyba jesteś szczęśliwa - powiedział, patrząc na nią pytająco.
- To prawda. Wychodzę za mąż za Matta. Patrick porwał Sarę w
ramiona.
- Cudownie. Matt też był wczoraj w doskonałym nastroju. Oczywiście,
zanim dopadły go pierwsze objawy grypy.
- Zaraził się od Em, która dostała torsji akurat w chwili, kiedy
anonsowaliśmy tę nowinę moim rodzicom - wyjaśniła mu Sara.
Patrick roześmiał się głośno.
- Dobry sposób na oświadczyny. Może go kiedyś wypróbuję.
Potem jednak na długo przeszła im ochota do żartów. Pod koniec
upiornego dnia musieli jeszcze przyjąć znanego narkomana, którego
przyprowadził  przyjaciel".
- On ma coś mojego i muszę to od niego wydostać - oświadczył
bełkotliwie, patrząc na Sarę błędnym wzrokiem.
Co chwila wstrząsały nim dreszcze, szczękał zębami i był bardzo
niespokojny. Sara poprosiła portiera, żeby przez chwilę posiedział z
116
RS
 przyjacielem", a sama zaalarmowała Patricka, który dopijał właśnie herbatę
w pokoju lekarskim.
- Mam tu dwóch młodych mężczyzn, narkomanów. Pacjent ma na imię
Charlie. A ten drugi nazywa się jakoś dziwnie. Twierdzi, że Charlie nie chce
mu oddać jego własności. A ponieważ nie odstępuje go ani na krok,
podejrzewam, że Charlie połknął jakiś balonik albo prezerwatywę z
prochami w środku.
- A ten dziwny chce, żebyśmy to od niego odebrali? I to w dodatku w
nienaruszonym stanie?
- Właśnie.
- Może jest za pózno?
- Chyba nie. Charlie jest wprawdzie kompletnie zaćpany, ale jeszcze
nie wyleciał na orbitę.
- Kokaina?
- Chyba tak. Gada wprawdzie jak nakręcony, ale jednak mogę się
mylić.
- Bóle?
- Nie wiem. Na razie zostawiłam ich pod opieką portiera. Charliego
rozpiera energia.
- Nic dziwnego.
Poszli razem na oddział i zobaczyli portiera walczącego z
wyrywającym się narkomanem.
- On mnie zabije - wrzeszczał Charlie. - Mam tu leżeć? Chyba
żartujecie? Pan jest lekarzem? Dzięki Bogu! Pharaoh myśli, że robię z niego
wariata, a ja naprawdę nie mogę tego wyjąć. Patrzcie, tu jest koniec nitki,
ale to utknęło na dobre.
117
RS
Włożył palce do ust i pociągnął demonstracyjnie za nitkę.
- No i nic! - dodał z rozpaczą w głosie. - A on mi nie wierzy. I co ja
mam zrobić? Pomóż mi, doktorze - błagał.
- Zaraz zobaczymy - obiecał spokojnie Patrick. - Proszę leżeć
spokojnie. Jak się pan czuje?
- Jak się czuję? Co to znaczy? Gdzie ja trafiłem, do cholery? Do klubu
dla kobiet? Przecież on mnie zaraz zabije!
Patrick przewrócił oczami, a Sara z trudem powstrzymała uśmiech.
- Nie pytam z grzeczności, tylko jako lekarz. Dostrzega pan jakieś
nietypowe objawy?
- Już dawno nie byłem na takim haju. Potem zrobi się strasznie, ale...
- Macie to wreszcie? - ryknął Pharaoh, wsuwając głowę do środka.
Portier posadził go szybko z powrotem na krześle, a Patrick zajął się
Charliem.
- Ciśnienie za wysokie - mruknął. - Słuchaj, musisz się teraz odprężyć,
a ja to jakoś wyciągnę.
Włożył rękawiczki, chwycił nitkę w palce i szarpnął.
- Zakasłaj - polecił.
Charlie wykonał polecenie i w jego szeroko otwartych ustach pojawiła
się prezerwatywa z narkotykami w środku. Pharaoh, który obserwował tę
scenę z korytarza, wpadł do gabinetu i rzucił się na bezcenny łup. Charlie
wrzasnął jak opętany, lecz Pharaoh go nie słuchał. Klęcząc na podłodze,
wdychał łapczywie kokainę aż do chwili, gdy wyprowadziła go ochrona.
- I pomyśleć, że oni to robią dla przyjemności - westchnął jeden ze
strażników.
118
RS
- W takim razie dlaczego Charlie był taki naćpany? -spytała Sara,
kiedy zaczęli sprzątać.
- Bo nie potrafił sobie odmówić niucha, zanim to połknął. Poza tym
mógł równie dobrze wyjąć ten towar sam. I pewnie by to zrobił, gdyby nie
miał ochoty oszukać Pharaoh.
- Szaleństwo. Absolutne, czyste szaleństwo. A teraz wracam do domu,
zanim zdarzy się tu jeszcze coś gorszego.
- Kochanie, co się stało?
- Wideo nie działa, a ja chcę do mamy.
- Skarbie!
Emily siedziała w pokoju sama. Płakała, telewizor ryczał, a Matta nie
było widać. Sara przytuliła więc dziewczynkę, wzięła ją na ręce i obie udały
się na poszukiwania.
Nie musiały iść daleko. Matt leżał na łóżku, ociekał potem i wyglądał
na ciężko chorego. Na widok Sary odetchnął z ulgą.
- Dzięki Bogu, że wróciłaś - jęknął. - Szedłem właśnie na dół [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl