,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rodzaju upokorzenie, z którym mężczyznie trudno sobie radzić. Dlatego tak niewiele mówiła o Sorholm. Ale i tak narastała w nim jakaś dzikość, której Hannah coraz bardziej się bała, zresztą kilkakrotnie o mało nie przypłaciła tego życiem. Na samo wspomnienie przenikał ją dreszcz. Rozdział 8 - Mamy gościa. Ole przyciskał twarz do mokrej od deszczu szyby. Ociekająca wodą postać wlokła się przez podwórze w stronę domu. Ubrana na czarno, przepasana w talii grubym rzemieniem, Barbo była rozpoznawalna z daleka. A więc teraz ich kolej przyjąć żebraczkę. Hannah nie miała nic przeciwko tej drobnej kobiecie, która chodziła od jednej górskiej zagrody do drugiej. Barbo była miłą i delikatną osobą, po śmierci męża nie miała z czego żyć. Hannah czuła się z nią pod wieloma względami spokrewniona i chyba nie było to uczucie tak całkiem pozbawione podstaw. O ile dobrze zrozumiała informacje, które jej przekazywano, gdy jako młoda dziewczyna zamieszkała we wsi, Barbo była daleką krewną jej matki. Kiedy jednak pózniej o to pytała, otrzymywała mętne i wymijające odpowiedzi. Mąż Barbo nie należał do sympatycznych, z wszystkimi był skłócony, więc i jej się za to dostawało od ludzi. Teraz zjawiła się w górskiej zagrodzie Rudningen. Nigdy nie zostawała w jednym miejscu dłużej niż dwa dni. Zmiertelnie się bała, że ją ktoś zwymyśla i wyrzuci. Hannah witała w progu żebraczkę, jak wyczekiwanego gościa. Zawsze tak robiła i w oczach Barbo pokazały się łzy wzruszenia. Gospodyni wprowadziła biedaczkę do maleńkiego alkierzyka za izbą i dała jej do przebrania swoją starą suknię. - Jakaś ty dobra, Hannah - dziękowała Barbo, kiedy w jakiś czas potem siedzieli wszyscy przy stole. Chyba nigdy mi się nie zdarzyło, żeby ktoś chciał pożyczyć mi swoje ubranie. Nie, nigdy czegoś takiego nie zaznałam. -Stara kręciła głową i z wdzięcznością składała ręce. - No coś ty, nie mogłaś siedzieć taka przemoczona. Poza tym uważam, że suknia na ciebie pasuje lepiej niż na mnie. - Hannah przyglądała się Barbo. - Może zechcesz ją zatrzymać, oddasz mi wielką przysługę. - O nie! Nie miałabym czym zapłacić za taką piękną rzecz - oczy starej rozszerzyły się, delikatnie głaskała materiał. - Głupstwo, ja jej się po prostu chcę pozbyć. Sama z niej wyrosłam, przytyłam, nie będzie już na mnie dobra. Chyba że uważasz, iż lepiej byłoby cisnąć ją w ogień? Kiedy Barbo usłyszała, że ubranie może zostać spalone, w jej drobne ciało wstąpiło życie. - Nie, nie, no przecież nie spalisz takiej pięknej sukni! Jak tak, to ja przyjmę ją z radością. - Machała rękami w stronę pieca, jakby się bała ognia. - To pierwszy nowy przyodziewek, jaki dostałam od śmierci Tora. Splotła stare, pokrzywione dłonie i oparła je na podołku. Hannah i Ole spoglądał na siebie z uśmiechem. - Czy to prawda, że będziesz sprzedawać Rudningen? - Barbo spytała ostrożnie. Hannah wytrzeszczyła oczy i zdumiona wpatrywała się w pomarszczoną twarz. Nigdy taka myśl nawet nie przeszła jej przez głowę. - Nie, mowy nie ma. Dlaczego pytasz? - Dziewczyna z sąsiedniej zagrody o czymś takim wspomniała, tak mi się zdaje. Mówili chyba o ziemi dla najmłodszego syna. A, więc to tak wieś kombinuje? Hannah poczuła, że budzi się w niej upór. - Jak jeszcze raz coś takiego usłyszysz, to powiedz im, że dwór jest w dobrych rękach, i tak pozostanie. A poza tym wcale nie jest pewne, czy w takim dworze na uboczu u podnóża góry, nie straszą czasem duchy i inne zjawy z zaświatów. Ole zachichotał, a Barbo długo przyglądała się Hannah. - Ja ci w te duchy nie wierzę, ale ludzie we wsi na pewno się przestraszą. Milczała przez chwilę. - Podobno wyjeżdżacie? - Kto ci to powiedział? - Hannah była zaskoczona. Lensmana o plotki nie podejrzewała. Chociaż... - O, takie rzeczy to stara baba wie. - I nie czekając odpowiedzi, mówiła dalej: - Dobrze robicie, że jedziecie jesienią, ale nie zwlekajcie dłużej niż do siódmej niedzieli po świętym Olafie. Pózniej nie jedzcie. Były to ostatnie słowa, jakie padły tego wieczora i Hannah postanowiła potraktować radę poważnie. W dwa dni pózniej Barbo była gotowa ruszać dalej. Hannah wyposażyła ją w ser i inne rzeczy. Nawet trochę masła i kilka naleśników znalazło miejsce w żebraczej torbie, obok nowej sukni. - Pewnie niedługo wrócicie z inwentarzem do wsi? -spytała Barbo na odchodnym. Hannah przytaknęła. - Tak, myślę, że w przyszłą niedzielę. Tutaj już trawy nie ma, a noce coraz zimniejsze. - Dziękuję, dziękuję, kochana Hannah, ty umiesz ucieszyć starą. Nie mam nic, co mogłabym ci ofiarować za twoją gościnność, ale dostaniesz ode mnie dobrą radę: przez rzekę przeprawiaj się nie pierwszym tylko drugim mostem. Potem odwróciła się i wolno powlokła w stronę kolejnej górskiej zagrody. Hannah i Ole stali obok siebie i patrzyli na zgarbione plecy. Mieli wrażenie, że samo życie znika za zakrętem i w głębokiej ciszy opuszcza zagrodę. - No tak - mruknął Ole. - Siódma niedziela po świętym Olafie i rzekę przekraczać przez drugi most. Co o tym myślisz? - Sama nie wiem, ale warto zapamiętać - odparła Hannah . Nadszedł dzień wyprowadzki z górskiej zagrody. Simen przymocował do siodła ostatnie juki z masłem i serami, byli gotowi do drogi. Pierwszy etap miał się skończyć w Heimdalen, w zagrodzie na tamtejszym pastwisku. Planowali zostać tam jeszcze jakiś czas i dopiero potem pokonają ostatni odcinek drogi do domu. Dzisiejsza podróż nie była długa, ale ze stadem krów przed sobą będą się wlec niemożliwie. Hannah stanęła przed domem i głośno dziękowała Bogu za cały pobyt tutaj. Kiedy drzwi zostały zamknięte na klucz, odwróciła się, a potem już nie oglądała, dopóki nie weszli na ścieżkę. Tak jest lepiej na wypadek, gdyby było jakieś ziarno prawdy w tym, co ludzie gadają. %7łe mianowicie kiedy gospodarze opuszczają zagrodę, ich miejsce zajmują trolle, gnomy i inny drobiazg z zaświatów. Hannah nie jest specjalne przesądna, ale woli przestrzegać zwyczajów. Simen skierował konia na pierwszy most i zanim ktokolwiek zdążył krzyknąć, znalazł się na środku. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|