, Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 4 Flota Przeklętych 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W ciągu najbliższych paru dni zobaczysz znacznie więcej ruin, trupów, zniszczenia.
Sullamora otrząsnął się. I zadał najważniejsze pytanie:
- Czy my wygramy tę wojnę?
Imperator westchnął.
- Tak. W końcu zwyciężymy.
W końcu, pomyślał Sullamora. Wyglądało na to, że władca nie był pewien rozwoju
wypadków.
- A kiedy...
- A kiedy nastąpi ta chwila, to już ja się postaram, żeby systemy Tahnu dostały zupełnie inną
formę rządów. Nie chce, żeby kiedykolwiek w przyszłości sprawiały mu kłopoty.
Sullamora uśmiechnął się blado.
- Wojna, póki nie zostanie kamień na kamieniu!
- Nie o to mi chodziło. Po prostu pragnę, aby u Tahnijczyków zmienił się system rządów. Nie
żywię nienawiści do ich ludu. Staram się wygrać tę bitwę, nie niszcząc ani jednej planety. Dlatego
nie urządzam dywanowych bombardowań i tym podobnych. To nie zwyczajni ludzie zaczynają
wojny. Robią to w ich imieniu rządy.
Sullamora popatrzył na władcę. Kupiec uważał się za historyka. Uwielbiał historię w stylu
bohaterskim. Przypomniał sobie powiedzenie pewnego dzielnego admirała ze starożytnej Ziemi: -
 Umiarkowanie w wojnie jest absurdem .
W pełni zgadzał się z tym stwierdzeniem. Sullamora nie był jednak na tyle biegły w historii,
żeby wiedzieć, że jego ulubiony admirał nigdy nie dowodził flotą w walnej bitwie i że gdy zaczęła
się następna wojna olbrzymie okręty, które kazał budować, okazały się przestarzałe.
- Rozumiem, Wasza Wysokość - odparł chłodno.
Władca nawet nie zwrócił uwagi na ton kupca.
- Kiedy batalia z Tahnijczykami dobiegnie końca, zostaniesz odpowiednio wynagrodzony.
Sądzę, że usatysfakcjonowałaby cię jakaś forma regencji, obejmująca obszary zamieszkane przez
Tahnijczyków.
Sullamora nagle zrozumiał, że on i Imperator mówią zupełnie innymi językami.
Wstał, odstawił ledwie napoczęty trunek i ukłonił się ceremonialnie.
- Dziękuję, Wasza Wysokość. W ciągu tygodnia będę gotów do podjęcia nowych
obowiązków.
Odwrócił się i wyszedł.
Imperator popatrzył za nowo mianowanym ministrem. Potem wstał, przeszedł wokół biurka,
podniósł szklankę Sullamory i zaczął z niej, w zamyśleniu, popijać. Stwierdził, że mistrz Sullamora
i on nie nadają na tych samych częstotliwościach.
No i co z tego?
Odstawił drinka, wrócił do biurka i włączył odbiornik, żeby wysłuchać meldunków o
kolejnych nieszczęściach. Niepokoił się o swoje imperium. Najpierw musi je utrzymać - wbrew
swemu optymizmowi, Wieczny Imperator zaczynał wątpić, że mu się to uda - poszczególnymi
ludzmi będzie się martwił pózniej.
Zciszył odbiornik i włączył specjalny komputer - jedyny intelekt, z którym musiał rozmawiać.
Nawet, jeśli była to konwersacja jednostronna.
Rozdział siedemdziesiąty
Generał Ian Mahoney popatrzył na swoje odbicie w potrzaskanym lustrze i zamyślił się.
Wbrew temu, co twierdzili ulubieni, zmarli przed wiekami wierszokleci imperium - Mahoney z
trudnością przypomniał sobie ich nazwiska: Solbert i Gullivan - istniały dwa typy generałów. Jeden,
przybrany w paradny mundur, pozujący z trzech czwartych profilu, z czymś w rodzaju sierpa w
ręku, przed frontem swoich udekorowanych medalami żołnierzy. I drugi - w mundurze polowym, z
dymiącym automatem, z granatami dyndającymi u koalicyjki, prowadzący swoich ludzi naprzód, do
walki z hordami wroga.
Generał major Ian Mahoney nie pasował do żadnego z tych typów.
Nosił mundur polowy i rzeczywiście chodził z przewieszonym przez ramię automatem. Ale
portki munduru przetarte miał na siedzeniu, natomiast z broni, dzięki swojej ochronie, nawet nie
wystrzelił. A do tego, mundur był ubabrany w mule, różu i pudrze.
Tahnijczykom, za pomocą namiarów radiolokacyjnych, udało się wreszcie zlokalizować
położenie centrum dowodzenia. Dokonali uderzenia z powietrza.
Tahnijskie fregaty zdusiły tych kilka wyrzutni przeciwlotniczych, rozstawionych wokół [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl