, Dragonlance Uczeń ciemności t.1 Bursztyn i popiół 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znajdowania sobie dobrych sług, a Mina była śmiałą i inteligentną kobietą, dzielną i wierną,
prawdziwym skarbem wśród śmiertelników. Zeboim pragnęła, by Mina ją czciła, i kiedy tak
przyglądała się, jak łódz przybija bezpiecznie do brzegu, a dziewczyna wysiada z tobołkiem, w
którym znajdował się hełm upiornego rycerza, układała sobie w myślach różne plany tego, jak by
zdobyć jej względy. Wyglądało na to, że Zeboim rozpoczęła pomyślnie. Zwiątynia Bogini Morza była
pierwszym miejscem, jakie po wyjściu na ląd odwiedziła Mina, aby podziękować za bezpiecz ną
podróż. Modlitwa Miny była uprzejma i pełna stosownego szacunku. Wprawdzie Zeboim wolałaby
trochę więcej pochlebstw, i może nawet kilka serdecznych łez, ale była zadowolona. Otuliła się
burzowymi chmurami i nie mając nic ciekawszego do roboty, wróciła do Twierdzy Burz, by
wyciągnąć duszę Krella z tej płaszczyzny nieśmiertelnych, na której przebywał (a może nawet z ulgą
wyobrażał sobie, że się przed nią skryje), i wrzucić ją znów do więzienia.
Wicher i pioruny oznajmiły jej przybycie do Wieży Lilii. Bogini splotła ręce na piersi i ze
złośliwym uśmiechem spojrzała na pustą zbroję.
 Pewnie twoja żałosna dusza biega w kółko, próbując u ciec od tego przeklętego istnienia.
Może sądzisz, że tym razem uda ci się mi wymknąć. Nie ma mowy. Ja mam długie ręce.  Zeboim
poparła swe słowa czynami. Wsadziła rękę do zbroi.  Wystarczy, że cię złapię za włosy i
wyciągnę& Zeboim wyciągnęła rękę i spojrzała na nią spodziewając się ujrzeć w swej garści
wijącą się i lamentującą duszę Krella. Jej garść była pusta.
Zeboim zajrzała na płaszczyznę nieśmiertelnych, szukając duszy Krella. Płaszczyzna była pusta.
Bogini uderzyła pięścią w metalową zbroję. Pancerz rozpadł się na kawałki nie większe od
drobiny kurzu. Rozpaczliwie je przeszukała.
Zbroja była pusta. W jej wnętrzu nie było niczego, co usiłowałoby skryć się przed jej gniewem.
Szybka niczym huragan Zeboim przemknęła przez Twierdzę, przeszukując każdy zakątek i
zakamarek zamku. Miała ochotę rozebrać twierdzę kamień po kamieniu, ale tylko zmarnowałaby czas.
Uświadomiła sobie prawdę. Zrozumiała to w chwili, gdy dotknęła pustej zbroi. Ciężko jej było to
przyznać. Krell znikł. Uciekł jej. Zeboim przypomniała sobie klęczącą Minę i jej słowa. Moja
wierność i wiara należą się zmarłym.  Ach, ty mała przebiegła suko  zaklęła brzydko Ze boim.
 Ty mała, przebiegła, chytra, złodziejska suko!  Moja wiara należy się zmarłym . Nie miałaś na
myśli mojej matki. Mówiłaś o Chemoshu!
Wymówiła to imię z taką wściekłością, że morska toń zaki piała, wzburzyła się i spieniła.
Zawył wicher, rzeki wystąpiły z brzegów. Gniew Zeboim wstrząsnął fundamentami samej Otchłani.
Chemosh odczuł jej furię i uśmiechnął się.
Bóg Zmierci włożył rękę do hełmu, który przyniosła mu Mina, i wyjął z niego duszę Ausrica
Krella.
Oczekując na powrót Miny, Chemosh wędrował po świecie. Starał się zainteresować
wydarzeniami na świecie, działy się tam bowiem rzeczy, które będą miały wpływ na jego plany i
zamiary. Z zatroskaniem obserwował wzrost potęgi minotau rów w Silvanesti. Sargonnas szykował
się do objęcia stanowiska przywódcy panteonu Ciemności i wyglądało na to, że niewiele już można
było zrobić, aby temu zapobiec. Chemosh miał pewne pomysły odnośnie do tego, ale nie był jeszcze
gotowy, aby wprowadzić je w życie. Cierpliwość. To był klucz. Gdy się kto śpieszy, licho się cieszy.
Wpadł przyjrzeć się Mishakal, ostatnio bowiem dołączył ją do listy bogów, którzy zagrażali jego
ambicjom. Trudno mu było w to uwierzyć, ale bogini znana z potulnosci i łagodności ostatnio zrobiła
się dość wojownicza. Zaczęła poważnie drażnić Chemosha, ponieważ jej kapłani nie zadowalali się
już siedzeniem przy łóżkach chorych, ale nękali jego duchowieństwo, burzyli mu świątynie i zabijali
jego zombich. Co prawda Chemosh nie przepadał za zombimi, ale stanowili jego własność i ich
zabijanie było dla niego osobistym afrontem. Tym też się wkrótce zajmie. Podrzuci Mishakal i jej
czyniącym dobro kapłanom mroczną tajemnicę, której łatwo nie rozwik łają. Pod warunkiem że
Mina nie zawiedzie jego oczekiwań i nadziei.
Inni bogowie nie stanowili zagrożenia. Kiri Jolith skupił się na odbudowie swego kultu wśród
rycerzy Solamnijskich i innych wojowniczo nastawionych osobników. Chislev tańczyła sobie z
jednorożcami w lasach, ciesząc się z odzyskania swoich drzew. Majere obserwował biedronkę
wspinającą się po łodydze dmuchawca i nie mógł wyjść z zachwytu nad doskonałością zarówno
chrząszcza, jak i chwastu. Bogowie magii pogrążyli się we własnej polityce i kłócili o to, co zrobić z
plagą czarostwa, która podniosła swój kapryśny łeb w ich uporządkowanym świecie. Bogowie
neutralności stanowczo trwali na stanowisku neutralności i nieangażowania się w cokolwiek z
obawy, że nawet kichnięcie może zakłócić delikatną równowagę na korzyść jednej lub drugiej strony.
Coś miało ją zakłócić i nie będzie to kichnięcie. Mina była złotym odważnikiem w ręku Pana
Zmierci, ciężarkiem, który spadnie na szale równowagi i kompletnie je wywróci.
Chemosh wcale nie był pewien, że Mina wykona zadanie, które jej powierzył. Wiedział, że jest
niezwykłą śmiertel niczką, ale była istotą śmiertelną, w dodatku człowiekiem, co często stanowiło
niezadowalającą kombinację. Był mile zaskoczony, widząc, jak wysiada z łódki z tobołkiem z
hełmem w rękach. Więcej niż zaskoczony, był pełen podziwu. Od wieków już nie patrzył na żadnego
śmiertelnika z uczuciem choćby zbliżonym do podziwu.
Umówili się na spotkanie w starej świątyni poświęconej jego kultowi na wybrzeżu Solamnii.
Czekał tam na Minę, uważając, by się nie pokazywać, bo Zeboim z pewnością będzie ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl