, Piers_Anthony_ _Pamiec_absolutna 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozpoznali Quaida biegnącego po pochyłym dachu w kierunku stacji metra.
 Gówno!  wrzasnął Richter.  Jazda za nim!
Helm i dwaj agenci wylecieli z pokoju, został tylko Richter. W kompletnej ciszy
postawił Lori na nogi i wziął ją w ramiona. Tak dawno jej nie przytulał i tylko jeden
Bóg wiedział, kiedy znów będzie ku temu okazja.
 Spakuj się i zmykaj stąd  powiedział, wyzwalając się z jej objęć.
 Co będzie, jeśli go sprowadzą z powrotem?  spytała Lori.
Richter zatrzymał się w drzwiach. Odwrócił się i Lori przeraził wyraz jego oczu.
 Nie sprowadzą  powiedział.
Odwrócił się gwałtownie i wyszedł.
Quaid odetchnął z ulgą dopiero, gdy bezpiecznie dotarł do stacji metra. Miał minutę
przewagi, może więcej. Czemu ci głupcy tracili czas w mieszkaniu, z Lori? Winny był
jej podziękowanie, chociaż wiedział, że jak na ironię wcale nie stanęła po jego stronie
dobrowolnie. Było mu przykro, że ją uderzył, lecz tylko w ten sposób mógł powstrzymać
ją przed wywołaniem alarmu, zanim te zbiry dotarły na górę. Nie kochał jej, chociaż ją
lubił i za nic w świecie nie zadałby jej bólu. Przynajmniej przed tą dziwną sprawą.
Wydawała się zbyt dobra, żeby być szczerą, a teraz wiedział, że była zbyt dobra, żeby
być szczerą. Po prostu wykonywała zlecenie. Sześć tygodni  nic dziwnego, że się nie
zmieniła w ciągu rzekomych lat, jakie niby razem przeżyli! A to było tylko sześć tygodni!
Myślał, że prowadzi nudne życie. Teraz na pewno takie nie było. W tym momencie z
wdzięcznością przyjąłby je z powrotem. Przynajmniej byłby bezpieczny i nie musiałby
ucieczką ratować życia, nie mając pojęcia dokąd iść. Jeśli przeżyje, będzie trzymał się
jak najdalej od  Recallu , będzie miał oczy i uszy otwarte i po cichu sprawdzi swoją
sytuację, dopóki nie dowie się wystarczająco wiele, by mógł żyć nie ściągając sobie na
kark najemnych morderców.
Ludzie gapili się na niego. Quaid zwolnił, zerkając od czasu do czasu przez ramię.
Zamierzał zgubić się w tłumie, gdyby dostrzegł napastników. Czy byli blisko? Miał
nadzieję, że utrzyma minutową przewagę i tak też się stało, ale wiedział, że nie pozwolą
mu spokojnie odejść. Musiał złapać pociąg i pozbyć się ich. Jak zwykle minęło kilka
minut zanim nadjechał pociąg. Quaid oczekiwał poza obszarem bezpieczeństwa, nie
chcąc zdradzić się przedwcześnie. Trzy, cztery minuty  czy to się nigdy nie skończy?
Tkwił tu jak idiota! Uciekając z budynku miał pewną przewagę, ale szczęście się
odwróciło.
Usłyszał nadjeżdżający pociąg. Uda mu się! Podszedł do wejścia dla pasażerów.
Pojął, że lepiej pozbyć się broni, mogła być oznakowana w taki sposób, żeby mogli ją
zlokalizować. Poza tym z pistoletem nie przeszedłby przez kontrolę bezpieczeństwa,
więc nie mógł wsiąść z nim do pociągu. Jeszcze raz zerknął za siebie  i zobaczył
55
Richtera, wbiegającego ze wspólnikami na dworzec. Cholera! Jeszcze trzydzieści sekund
i byłby czysty! Jego plan uległ błyskawicznej zmianie. Ruszył się z miejsca , zatrzymując
pistolet. Jakie znaczenie miał alarm, skoro rozpoznają go mordercy? Przeszedł obok
ekranów rentgenowskich. Patrzył na ekran małego monitora ustawiony na wprost
kolejki pasażerów. Był chodzącym szkieletem, a pistolet w kościstej dłoni świecił jasną
czerwienią! Zawył alarm i rozbłysły czerwone światła. Strażnicy skoczyli do przodu, by
zagrodzić mu drogę. W tej sekcji bezpieczeństwa nie znano słowa opieszałość.
Nie mógł jeszcze biec, bo w wąskim tunelu przed nim kłębili się ludzie. Myślał, że
będzie miał wolną drogę, a pasażerowie, gdy zacznie się alarm uskoczą na boki, lecz oni
zdumieni, stali bez ruchu. Tymczasem strażnicy wypełnili ekran, a ich pistolety błysnęły
czerwienią.
Czy mógł uciec inną drogą?
Widoczny na monitorze jego szkielet zatrzymał się i odwrócił, zachowywał się
niezdecydowanie.
Zobaczył nadbiegających Richtera i Helma. Coraz gorzej!
Nie miał dokąd uciec, ani w przód, ani w tył. Skoczył w bok, przeskoczył balustradę i
rzucił się w kierunku aparatów rentgenowskich. Na ekranie nagle jego szkielet urósł do
ogromnych rozmiarów, chwilę pózniej Quaid zniszczył obraz własnych kości rozbijając
ekran. Kobiety krzyczały histerycznie.
Przebił się  ale nie do pociągu. Nie uciekł ścigającym. Dokąd teraz? Znów
zadecydowała ukryta osobowość. Pobiegł szybko przed siebie, mijając zwodami tłum
gapiów, i podążył w dół klatką schodową. Wiodła do pociągów na niższych poziomach.
Lecz nadal nie wiedział, dokąd właściwie pędzi. Mógł złapać pociąg  do której stacji?
Richter i jego grupa pojawili u szczytu schodów. Sięgnęli po wykrywacz. Migocząca
czerwona kropka znaczyła drogę ofiary poruszającej się w dół.
Richter przestawił urządzenie, by sprawdzić plan stacji. U podnóża klatki schodowej
znajdowały się ruchome schody prowadzące w górę.
Ofiara wybierze jedne z nich, próbując wymknąć się na ulicę, gdzie mogłaby się
zgubić w tłumie. Nie będzie wsiadał do pociągu, bo nie ma dokąd jechać. Więc zamiast
gonić za nim i ciągle spózniać się o ułamki sekund, okrążą go. Wtedy już nie będzie
miał dokąd uciec. Była to brudna robota, cholerny pech chciał, że będą musieli zabić
człowieka w miejscu publicznym na oczach tłumu. Wkrótce robota zostanie jednak
wykonana, oni znikną i nikt nie będzie stawiał pytań. Dał znak, by każdy z agentów z
wyjątkiem Helma przejrzał ten poziom.
 Jazda, już  polecił, biorąc Helma ze sobą.
Pognali po schodach za Quaidem. Quaid dobiegł do podnóża schodów i ostrożnie
rozejrzał się wokół. Po napastnikach nie było śladu. Pobiegł przed siebie, zobaczył
ruchome schody jadące w górę i podążył w ich kierunku. Ciągle ani śladu napastników.
56
To go jednak nie uspokoiło. W każdej chwili zza najbliższego rogu mógł paść strzał. Czy
zamierzali go zabić z powodu snów o Marsie? Nie, chcieli jego śmierci, ponieważ nie był
tym, za kogo się uważał.
W tym wszystkim nie było sensu. Potrzebował więcej czasu na przemyślenia, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl