, 05 Czerwone Ĺźniwa Joe Schreiber 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

działał ani od jak dawna leżą w zbrojowni. Mimo że nieraz już trzymał je w
dłoniach podczas ćwiczeń, to ze względu na historię Sithów miecze świetlne
nadal spowijała aura tajemniczości czyniąca je bronią w równym stopniu
fascynującą, jak niepokojącą.
Ra'at włączył miecz i szkarłatne ostrze obudziło się do życia. Czuł, jak
wibracje wywołane trzymanym w dłoni mieczem sięgają jego łokcia. Czysta moc
zawarta w buczeniu ostrza niosła ze sobą poczucie celu i siły. Przybliżył miecz
do twarzy, podziwiając go. Włosy na przedramionach stanęły mu dęba. Stojąca
obok niego Kindra również aktywowała swoje miecze. Przez chwilę porównywała je
ze sobą, po czym wyłączyła oba. - Maggs - powiedziała, rzucając mu ten trzymany
w lewej dłoni. Złapał go bez trudu. - Dzięki.
Hartwig zmarszczył brwi.
- Chwila, moment. A gdzie mój?
- Były tylko trzy.
- I niby co, nie poszczęściło mi się, tak?
Kindra wzruszyła ramionami, a Ra'at uświadomił sobie, że sięgnęła po oba
miecze, ponieważ dzięki temu mogła zadecydować, kto otrzyma trzecie ostrze.
Dała je
Maggsowi, który - choć może nie był najlepszym szermierzem - nie straci
panowania nad sobą i nie odrąbie żadnemu z nich głowy czy to przypadkiem,
czy kierując się błędnym osądem. - Zresztą daruj sobie - powiedział Hartwig.
- Powinniśmy ciągnąć losy. Bo inaczej...
- Bo inaczej co? - zapytała Kindra. Przed sobą trzymała włączony miecz
świetlny,mierząc Hartwiga lodowatym spojrzeniem zza jego ostrza. - Pójdziesz
sam? Krzyżyk na drogę. Tu i tak każdy może liczyć tylko na siebie.
Hartwig wpatrywał się w Kindrę z wyrazem świętego oburzenia, które,
pomyślał Ra'at, w końcu go zabije. Ale Kindra straciła zainteresowanie nim:
wyłączyła miecz świetlny, przyczepiła go do pasa i skoncentrowała się na
ciągnącym się przed nimi korytarzu. - Chodzmy. Może jest tu gdzieś jeszcze
jakiś skład broni.
- Nie odwracaj się do mnie plecami - powiedział Hartwig.
- To grozba?
- Ostrzeżenie.
Odczepiła miecz świetlny.
- Więc chyba będzie lepiej, jeśli zabiję cię już teraz, prawda?- Ty...
Ramię Kindry wystrzeliło do góry. Włączone ostrze przecięło powietrze,
pozostawiając po sobie zabójczą smugę, i zatrzymało się kilka centymetrów od
gardła Hartwiga. Chłopak cofnął się o krok i spojrzał na Maggsa, ale ten
wyraznie czekał na rezultat starcia. Przez dłuższą chwilę żadne z nich się nie
poruszyło ani nie odezwało, a jedynym dzwiękiem, jaki dało się słyszeć w
tunelu, było ciche, nieprzerwane buczenie miecza.
- Nie zrobisz tego - rzekł Hartwig. - Za bardzo mnie potrzebujesz.
Słowa, które w domyśle miały wyrażać lekceważenie, przybrały postać zduszonego
pisku. Wpatrzona w niego Kindra nie odpowiedziała. Nie cofnęła ostrza. Ra'at
zauważył, że jego światło odbija się w kroplach potu zbierających się na
górnej wardze Hartwiga. - Kindra - odezwał się Ra'at.
- Zamknij się.
- On ma rację. Widziałaś te stworzenia na hologramie. Przewyższają nas
liczebnością. Potrzebny nam każdy...
- Powiem ci, czego mi nie potrzeba. - Nie odrywała spojrzenia od Hartwiga. -
Zagrożenia za plecami. - Pokiwała głową
jakby podejmując decyzję. - Nie, Hartwig, chyba już teraz się z tobą rozprawię.
Usta Hartwiga wykrzywiły się, przez dłuższą chwilę próbując uformować słowa.
- No to do dzieła - wychrypiał. - Rób swoje.
Ra'at sięgnął dłonią po rękojeść swojego miecza. Sytuacja pogarszała się
szybciej, niż oczekiwał - ale nie było to dla niego zaskoczeniem. Może to
i lepiej. Naprawdę chcesz się opowiadać po którejś ze stron? - pomyślał i
jego dłoń znieruchomiała.
- Chyba chcielibyście to zobaczyć, to... - usłyszeli dobiegający zza ich pleców
głos Maggsa, który nagle zaniósł się wilgotnym kaszlem brzmiącym, jakby
chłopak się krztusił. Maggs gwizdnął.
- Czujecie to?
Znalezli ścianę.
ROZDZIAA 30
smak
Jak to miał w zwyczaju, Scabrous wszedł do biblioteki od północnego zachodu.
Wszystkich wejść było łącznie pięć, ale to prowadziło bezpośrednio do
podziemnej
komnaty, w której odkrył holokron, niosło więc ze sobą pewien ładunek
emocjonalny. Znajdowało się też najbliżej, a Scabrous zaczął oszczędzać siły.
Urządzenie do hemodializy umocowane na ramieniu wskazywało, że rezerwy krwi
skurczyły się do dwóch jednostek. Nie obawiał się niedoboru, ale chciał móc
komfortowo obserwować rozwój wydarzeń. Zostawił za sobą burzę śnieżną minął
wysoko sklepione przejście najeżone soplami lodu i żwawo ruszył w stronę
korytarza prowadzącego do głównej klatki schodowej. Zciany biblioteki były
grube, ale i tak słyszał dudniący i wyjący na zewnątrz wicher, a gdy przystanął
na chwilę, dotarł do niego jeszcze jeden dzwięk, ciche szczęknięcia
przesuwających się skał i kamieni. Brzmiało to, jakby coś przedzierało się
przez stertę łamliwych, starych kości.
- Wyjdz, Dail'Liss - powiedział Scabrous.
Reakcja nie była natychmiastowa. Dopiero po chwili w zakrzywionym pęknięciu na
ścianie nad nim pojawiła się długa gałąz, sunąc w dół, a Lord Sithów dostrzegł
twarz Neti, wpatrującego się w niego swoimi pradawnymi,
poznaczonymi zmarszczkami, znużonymi oczami. - Mój panie -
przywitał go bibliotekarz. - Coż cię tutaj sprowadza?
- Musisz coś dla mnie zrobić.
- Cokolwiek zechcesz, mój panie.
Scabrous zamilkł, słysząc jego ton głosu. Do tej pory Neti odnosił się do niego
z szacunkiem, a nawet nabożnością, ale teraz sprawiał wrażenie przerażonego.
Był to lęk starej, zniedołężniałej istoty, która nie potrafiła obronić się
przed niesprecyzowanym, ale nad wyraz realnym zagrożeniem. I - Również to
czujesz, prawda? - zapytał Scabrous. || - Co takiego, mój panie? - Nie zgrywaj
przede mną ignoranta.
Neti zadrżał, ale jego odpowiedz nadeszła dopiero po chwili.
- Mówisz o Chorobie, prawda?
- Tak to nazywasz? - zapytał Scabrous. - Chorobą?
, - Jeśli mój pan sobie tego życzy... bo to jest Choroba,
niekontrolowana infekcja, która wyrwała się na wolność. - W Akademii
działo się już gorzej.
- Nie mówię jedynie o Akademii. - Długa pauza. - Wyczuwam ją w tobie, mój
panie.Scabrous utkwił spojrzenie w wilgotnych, wpatrzonych w niego oczach
drzewiastej istoty. Poczuł, jak w jego ciele pojawia się szczelina, jakby w
klatce piersiowej rozwierała się paszcza. Nie bolało, nic a nic - w gruncie
rzeczy było to przyjemne uczucie. Obrzucił swoje ciało przelotnym
spojrzeniem, spodziewając się, że zobaczy wydęty brzuch i rozszerzającą się
klatkę piersiową, z której wydobywa się... co dokładnie? Coś nowego?
Wykraczającego nawet poza jego własne doświadczenie? Drżący z niecierpliwości
Scabrous wziął głęboki oddech, odsuwając to uczucie na bok. - Chodz do mnie -
powiedział. - Mój panie?
Pęknięcie w ścianie poszerzyło się i gruby pień Netiego zaczął ostrożnie sunąć
w dół. Wił się i skrzypiał cicho, zbliżając się do miejsca, gdzie stał Lord
Sithów. Na twarzy bibliotekarza raznie odbijał się strach graniczący z paniką.
- Panie, proszę...
- Wyślij wiadomość.
- Tak? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl