,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
działał ani od jak dawna leżą w zbrojowni. Mimo że nieraz już trzymał je w dłoniach podczas ćwiczeń, to ze względu na historię Sithów miecze świetlne nadal spowijała aura tajemniczości czyniąca je bronią w równym stopniu fascynującą, jak niepokojącą. Ra'at włączył miecz i szkarłatne ostrze obudziło się do życia. Czuł, jak wibracje wywołane trzymanym w dłoni mieczem sięgają jego łokcia. Czysta moc zawarta w buczeniu ostrza niosła ze sobą poczucie celu i siły. Przybliżył miecz do twarzy, podziwiając go. Włosy na przedramionach stanęły mu dęba. Stojąca obok niego Kindra również aktywowała swoje miecze. Przez chwilę porównywała je ze sobą, po czym wyłączyła oba. - Maggs - powiedziała, rzucając mu ten trzymany w lewej dłoni. Złapał go bez trudu. - Dzięki. Hartwig zmarszczył brwi. - Chwila, moment. A gdzie mój? - Były tylko trzy. - I niby co, nie poszczęściło mi się, tak? Kindra wzruszyła ramionami, a Ra'at uświadomił sobie, że sięgnęła po oba miecze, ponieważ dzięki temu mogła zadecydować, kto otrzyma trzecie ostrze. Dała je Maggsowi, który - choć może nie był najlepszym szermierzem - nie straci panowania nad sobą i nie odrąbie żadnemu z nich głowy czy to przypadkiem, czy kierując się błędnym osądem. - Zresztą daruj sobie - powiedział Hartwig. - Powinniśmy ciągnąć losy. Bo inaczej... - Bo inaczej co? - zapytała Kindra. Przed sobą trzymała włączony miecz świetlny,mierząc Hartwiga lodowatym spojrzeniem zza jego ostrza. - Pójdziesz sam? Krzyżyk na drogę. Tu i tak każdy może liczyć tylko na siebie. Hartwig wpatrywał się w Kindrę z wyrazem świętego oburzenia, które, pomyślał Ra'at, w końcu go zabije. Ale Kindra straciła zainteresowanie nim: wyłączyła miecz świetlny, przyczepiła go do pasa i skoncentrowała się na ciągnącym się przed nimi korytarzu. - Chodzmy. Może jest tu gdzieś jeszcze jakiś skład broni. - Nie odwracaj się do mnie plecami - powiedział Hartwig. - To grozba? - Ostrzeżenie. Odczepiła miecz świetlny. - Więc chyba będzie lepiej, jeśli zabiję cię już teraz, prawda?- Ty... Ramię Kindry wystrzeliło do góry. Włączone ostrze przecięło powietrze, pozostawiając po sobie zabójczą smugę, i zatrzymało się kilka centymetrów od gardła Hartwiga. Chłopak cofnął się o krok i spojrzał na Maggsa, ale ten wyraznie czekał na rezultat starcia. Przez dłuższą chwilę żadne z nich się nie poruszyło ani nie odezwało, a jedynym dzwiękiem, jaki dało się słyszeć w tunelu, było ciche, nieprzerwane buczenie miecza. - Nie zrobisz tego - rzekł Hartwig. - Za bardzo mnie potrzebujesz. Słowa, które w domyśle miały wyrażać lekceważenie, przybrały postać zduszonego pisku. Wpatrzona w niego Kindra nie odpowiedziała. Nie cofnęła ostrza. Ra'at zauważył, że jego światło odbija się w kroplach potu zbierających się na górnej wardze Hartwiga. - Kindra - odezwał się Ra'at. - Zamknij się. - On ma rację. Widziałaś te stworzenia na hologramie. Przewyższają nas liczebnością. Potrzebny nam każdy... - Powiem ci, czego mi nie potrzeba. - Nie odrywała spojrzenia od Hartwiga. - Zagrożenia za plecami. - Pokiwała głową jakby podejmując decyzję. - Nie, Hartwig, chyba już teraz się z tobą rozprawię. Usta Hartwiga wykrzywiły się, przez dłuższą chwilę próbując uformować słowa. - No to do dzieła - wychrypiał. - Rób swoje. Ra'at sięgnął dłonią po rękojeść swojego miecza. Sytuacja pogarszała się szybciej, niż oczekiwał - ale nie było to dla niego zaskoczeniem. Może to i lepiej. Naprawdę chcesz się opowiadać po którejś ze stron? - pomyślał i jego dłoń znieruchomiała. - Chyba chcielibyście to zobaczyć, to... - usłyszeli dobiegający zza ich pleców głos Maggsa, który nagle zaniósł się wilgotnym kaszlem brzmiącym, jakby chłopak się krztusił. Maggs gwizdnął. - Czujecie to? Znalezli ścianę. ROZDZIAA 30 smak Jak to miał w zwyczaju, Scabrous wszedł do biblioteki od północnego zachodu. Wszystkich wejść było łącznie pięć, ale to prowadziło bezpośrednio do podziemnej komnaty, w której odkrył holokron, niosło więc ze sobą pewien ładunek emocjonalny. Znajdowało się też najbliżej, a Scabrous zaczął oszczędzać siły. Urządzenie do hemodializy umocowane na ramieniu wskazywało, że rezerwy krwi skurczyły się do dwóch jednostek. Nie obawiał się niedoboru, ale chciał móc komfortowo obserwować rozwój wydarzeń. Zostawił za sobą burzę śnieżną minął wysoko sklepione przejście najeżone soplami lodu i żwawo ruszył w stronę korytarza prowadzącego do głównej klatki schodowej. Zciany biblioteki były grube, ale i tak słyszał dudniący i wyjący na zewnątrz wicher, a gdy przystanął na chwilę, dotarł do niego jeszcze jeden dzwięk, ciche szczęknięcia przesuwających się skał i kamieni. Brzmiało to, jakby coś przedzierało się przez stertę łamliwych, starych kości. - Wyjdz, Dail'Liss - powiedział Scabrous. Reakcja nie była natychmiastowa. Dopiero po chwili w zakrzywionym pęknięciu na ścianie nad nim pojawiła się długa gałąz, sunąc w dół, a Lord Sithów dostrzegł twarz Neti, wpatrującego się w niego swoimi pradawnymi, poznaczonymi zmarszczkami, znużonymi oczami. - Mój panie - przywitał go bibliotekarz. - Coż cię tutaj sprowadza? - Musisz coś dla mnie zrobić. - Cokolwiek zechcesz, mój panie. Scabrous zamilkł, słysząc jego ton głosu. Do tej pory Neti odnosił się do niego z szacunkiem, a nawet nabożnością, ale teraz sprawiał wrażenie przerażonego. Był to lęk starej, zniedołężniałej istoty, która nie potrafiła obronić się przed niesprecyzowanym, ale nad wyraz realnym zagrożeniem. I - Również to czujesz, prawda? - zapytał Scabrous. || - Co takiego, mój panie? - Nie zgrywaj przede mną ignoranta. Neti zadrżał, ale jego odpowiedz nadeszła dopiero po chwili. - Mówisz o Chorobie, prawda? - Tak to nazywasz? - zapytał Scabrous. - Chorobą? , - Jeśli mój pan sobie tego życzy... bo to jest Choroba, niekontrolowana infekcja, która wyrwała się na wolność. - W Akademii działo się już gorzej. - Nie mówię jedynie o Akademii. - Długa pauza. - Wyczuwam ją w tobie, mój panie.Scabrous utkwił spojrzenie w wilgotnych, wpatrzonych w niego oczach drzewiastej istoty. Poczuł, jak w jego ciele pojawia się szczelina, jakby w klatce piersiowej rozwierała się paszcza. Nie bolało, nic a nic - w gruncie rzeczy było to przyjemne uczucie. Obrzucił swoje ciało przelotnym spojrzeniem, spodziewając się, że zobaczy wydęty brzuch i rozszerzającą się klatkę piersiową, z której wydobywa się... co dokładnie? Coś nowego? Wykraczającego nawet poza jego własne doświadczenie? Drżący z niecierpliwości Scabrous wziął głęboki oddech, odsuwając to uczucie na bok. - Chodz do mnie - powiedział. - Mój panie? Pęknięcie w ścianie poszerzyło się i gruby pień Netiego zaczął ostrożnie sunąć w dół. Wił się i skrzypiał cicho, zbliżając się do miejsca, gdzie stał Lord Sithów. Na twarzy bibliotekarza raznie odbijał się strach graniczący z paniką. - Panie, proszę... - Wyślij wiadomość. - Tak? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|