,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odpocząć. Bardzo go potrzebowała. Babunia Day spojrzała na nią współczującym wzrokiem. - Martwisz się? - zapytała, uśmiechając się ciepło. Pewnie masz powód. - Mam? - Claire była zaskoczona. Większość dorosłych wciąż powtarzała, że wszystko będzie dobrze. - Oczywiście, skarbie. Wampiry rządziły Morganville od bardzo dawna i nie zawsze zachowywały się przyzwoicie. Ludzie cierpieli albo ginęli bez powodu. To nie służy wzajemnym stosunkom. - Staruszka skinęła w stronę regału. - Podaj mi tę czerwoną książkę. To była encyklopedia. Babunia otworzyła ją i przerzuciła kilka kartek. Oddała Claire otwartą na haśle Zamieszki w Nowym Jorku, 1863". Zdjęcia przedstawiały rozwścieczony tłum i pożar. I inne, gorsze rzeczy. Dużo, dużo gorsze. - Ludzie zapominają. Zapominają, co się może stać, gdy gniew wymknie się spod kontroli. Nowojorczycy protestowali przeciwko przymusowemu poborowi do wojska podczas wojny domowej. Jak myślisz, na kim skupił się ich gniew? Głównie na czarnych. Na tych, którzy nie mogli się bronić. Spalili nawet sierociniec i zabili wszystkie dzieci, które udało im się złapać. - Pokręciła głową z wyrazem obrzydzenia na twarzy. - To samo stało się w Tulsa w 1921. Nazwano te wydarzenia zamieszkami w Greenwood". Ludzie mówili, że czarni zabierają im pracę. We Francji podczas rewolucji ścinano głowy arystokratom. Może sobie na to zasłużyli, a może nie. Zawsze jest tak samo: ludzi ogarnia gniew, zrzucają na kogoś winę za wszelkie zło i wymierzają mu karę, niezależnie od tego, czy rzeczywiście był winny. To się powtarza i będzie się powtarzać. Claire przeszedł dreszcz. - Co pani ma na myśli? - Powinnaś pamiętać o Francji, dziecko. Wampiry długo panowały w Morganville, jak we Francji arystokracja. A przynajmniej mieszkańcy Morganville tak o tym myślą. Od pokoleń chowają urazy i rozpamiętują krzywdy. Nikt nimi nie dowodzi. Myślisz, że to może nie skończyć się zle? Claire zaniemówiła, gdy wyobraziła sobie, co może się stać. Przypomniała sobie ojca Shane'a. Fanatyzm i nienawiść w jego oczach. On będzie jednym z tych, którzy poprowadzą wściekły tłum do ataku. Którzy będą wyciągać ludzi z domów, oskarżać ich o kolaborację lub zdradę i wieszać na latarniach. Hannah poklepała lufę strzelby, którą trzymała na kolanach. Zrezygnowała już z pistoletu do paintballa - nie był teraz przydatny, skoro wampiry zniknęły. - Nie dostaną się tutaj. Nie będzie tu drugiego Greenwood. - Nie boję się tak bardzo o ciebie czy o mnie. Ale boję się o Morrellów. Przyjdą po nich, wcześniej lub pózniej. Ta rodzina jest chodzącym symbolem dotychczasowego porządku. Claire zastanawiała się, czy Richard ma tego świadomość. Pomyślała też o Monice. Nie żeby ją lubiła - Boże broń! - ale jednak. Podziękowała babuni Day i wróciła do kuchni. Policjanci wciąż rozmawiali, stojąc przy mapie. - Babunia Day uważa, że będą kłopoty - powiedziała. - Nie z wampirami. Z ludzmi, tymi, którzy byli w parku. Może też z Lisa Day. Sądzi, że powinieneś uważać na swoją rodzinę, Richard. Richard pokiwał głową. - Przewidzieliśmy to. Mama i tata są w ratuszu, Monica już tam jedzie. - Przerwał i się zastanowił. - Masz rację, powinienem się upewnić, że dojedzie bezpiecznie. - Jego mina zdradzała to, czego nie było słychać w jego głosie: strach. Raczej uzasadniony, biorąc pod uwagę, co Claire usłyszała przed chwilą od babuni Day. Joe Hess i Travis Lowe wymienili spojrzenia, pewnie myśląc o tym samym. Zasłużyła sobie, po-myślała Claire. Cokolwiek stanie się Monice Morrell, zasłużyła sobie na to. Ale wciąż miała przed oczami przerażające zdjęcia z encyklopedii. Frontowe drzwi otworzyły się z hukiem. Usłyszała głos Hannah - na szczęście nie był to alarm, tylko powitanie. Odwróciła się, ruszyła do pokoju... i wpadła prosto na Shane'a, który ją złapał. - Tu jesteś - powiedział i przytulił ją tak mocno, że niemal zgniótł żebra. - Nie ułatwiasz mi życia, Claire. Cały dzień się o ciebie boję. Najpierw słyszę, że kręcisz się gdzieś w samym centrum dzielnicy wampirów, potem, że służycie z Eve za przynętę... - I kto tu mówi o przynęcie - parsknęła Claire i odsunęła się nieco, by spojrzeć mu w twarz. - Jesteś cały? - Ani jednej rysy. - Uśmiechnął się. - Jak na ironię, bo przecież to ja zwykle jestem najbardziej poharatany, nie? Najgorsze, co mi się przytrafiło, to to, że musiałem się zatrzymać i wypuścić kilka wampirów, bo inaczej przewierciłyby się zębami przez ściany samochodu. Byłabyś ze mnie dumna. Nawet odprowadziłem ich do cienia. - Uśmiech zniknął z jego ust, ale ciepło w oczach pozostało. - Wyglądasz na zmęczoną. - Tak? - Złapała się na ziewnięciu. - Przepraszam. - Powinniśmy odpocząć chwilę, póki możemy. - Rozejrzał się. - Gdzie Eve? Nikt mu nie powiedział. Claire otworzyły usta, ale nie mogła wydusić ani słowa. Azy stanęły jej w [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|