, 2. Dla Ciebie, Mamo 2 Debbie Macomber Mieszkanie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w arkana miłości. Pozostawi to mężowi, którego kiedyś
wyszuka dla niej matka.
Przygotowywał sobie kanapki na lunch, gdy Hilary
weszła do kuchni. Wyglądała ślicznie w różowym szła-
R S
R S
froczku. Z całych sił próbował nie zwracać na nią uwagi,
ale odczuwaÅ‚ jej obecność tak intensywnie, jak odgady­
wał w czasie wojny grożące mu niebezpieczeństwo. A ta
dziewczyna z wielu wzglÄ™dów byÅ‚a dla niego niebezpie­
czna.
- DzieÅ„ dobry - powiedziaÅ‚a spokojnym, miÅ‚ym to­
nem.
MruknÄ…Å‚ coÅ› niewyraznie w odpowiedzi.
- Miałam nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać.
Wyczuł, że stoi zaledwie kilka kroków od niego. Zbyt
blisko, by mógł zachować spokój.
- Muszę wyjść za pięć minut.
Nie chciał odwracać się do niej twarzą w obawie, że
bez względu na to, co wcześniej postanowił, ulegnie pod
wpływem jej wzroku.
- Chodzi o ostatnią noc - wyjaśniła z właściwą jej
delikatnością.
Sean złożył połówki sandwicza z taką siłą, że omal
ich nie rozgniótł.
- Nie mam żalu o to, co się stało - dodała.
- Zapomnij wiÄ™c o tym, bo to siÄ™ już nigdy nie po­
wtórzy. - WcisnÄ…Å‚ nieksztaÅ‚tne kanapki do plastikowej to­
rebki i wrzucił do małej brązowej torby, stojącej na ladzie
kuchennej.
- Skąd ta pewność?
- Bo nie dopuszczę do tego. - Starał się powiedzieć
to tak, żeby dać jej do zrozumienia, iż nic nie będzie
w stanie zmienić jego decyzji.
- Sean?
- Gdzie zniknęły moje pomaraÅ„cze? - zapytaÅ‚, otwo­
rzywszy lodówkę. - Jestem pewien, że było ich tu kilka.
R S
R S
- Sean?
- Przecież położyłem je tu wczoraj.
Podeszła od tyłu i objęła go.
- Czy nie zechciałbyś być tak miły i wysłuchać mnie?
Serce zabiło mu gwałtownie, gdy poczuł dotknięcie
jej rąk. Stwierdził, że nie jest w stanie uwolnić się z jej
objęć i pogardzał sobą za taką słabość.
- Hilary, przestań - powiedział stanowczym tonem,
jakim wydawał rozkazy swoim ludziom. Gdyby im tylko
kazał, poszliby za nim choćby do piekła. Ale ta naiwna,
niewinna dziewczyna nie zamierzała go słuchać.
Usłyszał jej westchnienie, gdy przytuliła się do niego
policzkiem.
- No dobrze - powiedziaÅ‚, odrywajÄ…c jej rÄ™ce od sie­
bie. Odwrócił się do niej twarzą. - Chcesz porozmawiać
o ostatniej nocy? Doskonale. Ja będę mówił, a ty masz
słuchać. Zrozumiano?
Skinęła głową, uśmiechając się do niego.
- Nikt mnie tak nie całował, jak ty.
- PosÅ‚uchaj, Hil, jeÅ›li szukasz rozrywki, to znajdz so­
bie kogoÅ› innego. Wtajemniczanie dziewic nie bawi mnie
już od dawna. JesteÅ› sÅ‚odka i niewinna, ale, szczerze mó­
wiÄ…c, nie pociÄ…gasz mnie. WolÄ™ kobiety bardziej doÅ›wiad­
czone.
Pobladła i odsunęła się od niego. Przy każdym jego
sÅ‚owie potrzÄ…saÅ‚a gÅ‚owÄ…, jakby jÄ… policzkowaÅ‚. Rozpacz­
liwie usiłowała powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
Sean nienawidziÅ‚ siebie za swoje okrucieÅ„stwo, ale wie­
dziaÅ‚, że to jedyny sposób, by poÅ‚ożyć kres temu sza­
leństwu.
Ktoś musiał ściągnąć Hilary z obłoków na ziemię,
R S
R S
gdyż inaczej ciągle marzyłaby o rzeczach nierealnych.
Przynajmniej jedno z nich musiaÅ‚o zachować siÄ™ odpo­
wiedzialnie, żeby ich wspólne życie nie zamieniło się
w piekło.
- PomaraÅ„cze sÄ…... w pojemniku lodówki - powie­
działa, unikając jego wzroku. - Twoje jedzenie włożyłam
do dolnego... moje jest u góry.
Sean, czując, jak drgają mu mięśnie na policzkach,
chwycił swój lunch i wyszedł pośpiesznie.
Najbardziej bolesne jest to, pomyślała Hilary, szykując
się do pracy, że Sean ma rację. Nie tylko dwukrotnie
zrobiłam z siebie idiotkę, ale uzmysłowił mi też jedną
ważną rzecz: nie jestem w jego typie.
Czuła się upokorzona, przypominając sobie, jak mu się
narzucała, jak obejmowała go i całowała. Nigdy w życiu
nie była tak odważna z żadnym mężczyzną. Nic dziwnego,
że Cochran wyobraził sobie, iż ona szuka nowych wrażeń.
Miał prawo pomyśleć, że chciała go wykorzystać.
Był starszy, mądrzejszy, więcej wiedział o życiu.
A ona pierwszy raz byÅ‚a poza domem i chciaÅ‚a użyć wol­
ności. Krótko mówiąc, powinna być mu wdzięczna, że
okazał się przyzwoitym człowiekiem i nie skorzystał
z nadarzajÄ…cej siÄ™ okazji.
Mieszkali razem już prawie trzy tygodnie. Jak szybko
minÄ…Å‚ ten czas. Wkrótce Sean wyprowadzi siÄ™ i jest nie­
mal pewne, że ich drogi nigdy się nie skrzyżują.
Z ogromnym zaskoczeniem stwierdziła, że bardzo
chciałaby porozmawiać z matką. Nie prostszego, niż
chwycić za słuchawkę i wylać z siebie wszelkie żale. Ale
podobno zrobiła krok ku samodzielności. Zabroniła matce
R S
R S
wtrącać się w jej sprawy. Zwrócenie się do niej teraz,
gdy pojawiÅ‚y siÄ™ pierwsze trudnoÅ›ci, byÅ‚oby oznakÄ… stra­
sznej słabości. Hilary popatrzyła na aparat telefoniczny
i wyszła z kuchni.
UbierajÄ…c siÄ™ pomyÅ›laÅ‚a, że Seanowi jest znacznie Å‚a­
twiej, gdyż ma w Portland znajomych i przyjaciół. Hilary
z powodu nieÅ›miaÅ‚oÅ›ci nie umiaÅ‚a nawiÄ…zywać konta­
któw z ludzmi. Teraz przyrzekła sobie, że zdobędzie się
na większy wysiłek.
Okazja nadarzyła się szybciej, niż przypuszczała. Po
wieczornej próbie zaprosił ją na kawę Arnold Wilson,
grajÄ…cy na wiolonczeli. ByÅ‚ wysoki i szczupÅ‚y, miaÅ‚ wy­
datny nos. ByÅ‚o coÅ› ciepÅ‚ego w jego uÅ›miechu. Zacho­
wywaÅ‚ siÄ™ nienagannie i chociaż niewiele rozmawiali, Hi­
lary wyrobiła sobie o nim dobrą opinię.
- Na kawÄ™? ChÄ™tnie. - Z zadowoleniem przyjęła za­
proszenie.
- Po próbie nasza paczka wybiera się do Lenny'ego,
do tego lokalu na rogu.
- Chętnie dołączę się do was.
W orkiestrze było kilka osób w wieku Hilary. Rita,
grajÄ…ca na klarnecie, już wczeÅ›niej proponowaÅ‚a jej przy­
Å‚Ä…czenie siÄ™ do ich towarzystwa, ale dziewczyna wykrÄ™­
ciła się wówczas, gdyż czuła się stale zmęczona. Teraz
przywykła już do wyczerpującego rozkładu dnia i nie
kończących się prób orkiestrowych.
Wieczorem, po próbie, Hilary, Arnold, Rita i Bill za­
siedli wygodnie przy stoliku w nocnym klubie. Hilary
poczuÅ‚a siÄ™ bardzo dobrze w towarzystwie nowych zna­
jomych, którzy gawędząc i śmiejąc się wesoło natych-
R S
R S
miast wciągnęli ją do rozmowy. Cudowne było poczucie,
że należy się do jednej grupy.
Ze zdziwieniem dowiedziała się, że starsza od niej
zaledwie o trzy lata Rita jest mężatką i ma pięcioletnie
dziecko. Hilary nie mogła sobie wyobrazić siebie jako
matki. Kiedy koleżanka opowiadała coś o swej córeczce,
Hilary przypomniaÅ‚a sobie, jak chciaÅ‚a dziÅ› rano poroz­
mawiać z matkÄ…. CzuÅ‚a siÄ™ wówczas nieszczęśliwa i in­
stynktownie szukała wsparcia u jedynej osoby na świecie,
która mogła ją pocieszyć.
Sean miał rację - jej stosunek do matki był bardziej
skomplikowany, niż się wydawało. Nie przypuszczała
nigdy, że będzie tak odczuwać jej brak.
Myśląc o matce, wspomniała też Seana. Niezbyt się nią
interesowaÅ‚. W sposób wykluczajÄ…cy jakiekolwiek wÄ…tpli­
wości dał jej do zrozumienia, że żałuje, iż ją całował.
A przecież ona sama tego chciaÅ‚a. Przez wiele dni zasta­
nawiała się, co się stanie, jeśli on ją dotknie. Nie znalazła
na to odpowiedzi nawet po incydencie w Å‚azience.
Arnold powiedziaÅ‚ coÅ› i wszyscy wybuchnÄ™li Å›mie­
chem. Hilary spojrzaÅ‚a na niego uważnie. ByÅ‚ miÅ‚y, do­
wcipny i wesoły. Rozśmieszał ją i w ten sposób pomagał
oderwać się od rozpamiętywania bolesnych przeżyć, ale
wcale jej nie pociągał. Nie burzyła się w niej krew, kiedy
spoglądała na wiolonczelistę. A jakże chciała, żeby tak
było. Pragnęła przestać myśleć o Seanie. Nie chciał jej,
powiedziaÅ‚ to prosto z mostu. Nie zamierzaÅ‚ kompliko­
wać sobie przez nią życia.
Nawet, kiedy się wyprowadzi, nawet, gdyby miała go [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl