,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w arkana miłości. Pozostawi to mężowi, którego kiedyś wyszuka dla niej matka. Przygotowywał sobie kanapki na lunch, gdy Hilary weszła do kuchni. Wyglądała ślicznie w różowym szła- R S R S froczku. Z całych sił próbował nie zwracać na nią uwagi, ale odczuwał jej obecność tak intensywnie, jak odgady wał w czasie wojny grożące mu niebezpieczeństwo. A ta dziewczyna z wielu względów była dla niego niebezpie czna. - Dzień dobry - powiedziała spokojnym, miłym to nem. Mruknął coś niewyraznie w odpowiedzi. - Miałam nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać. Wyczuł, że stoi zaledwie kilka kroków od niego. Zbyt blisko, by mógł zachować spokój. - Muszę wyjść za pięć minut. Nie chciał odwracać się do niej twarzą w obawie, że bez względu na to, co wcześniej postanowił, ulegnie pod wpływem jej wzroku. - Chodzi o ostatnią noc - wyjaśniła z właściwą jej delikatnością. Sean złożył połówki sandwicza z taką siłą, że omal ich nie rozgniótł. - Nie mam żalu o to, co się stało - dodała. - Zapomnij więc o tym, bo to się już nigdy nie po wtórzy. - Wcisnął niekształtne kanapki do plastikowej to rebki i wrzucił do małej brązowej torby, stojącej na ladzie kuchennej. - Skąd ta pewność? - Bo nie dopuszczę do tego. - Starał się powiedzieć to tak, żeby dać jej do zrozumienia, iż nic nie będzie w stanie zmienić jego decyzji. - Sean? - Gdzie zniknęły moje pomarańcze? - zapytał, otwo rzywszy lodówkę. - Jestem pewien, że było ich tu kilka. R S R S - Sean? - Przecież położyłem je tu wczoraj. Podeszła od tyłu i objęła go. - Czy nie zechciałbyś być tak miły i wysłuchać mnie? Serce zabiło mu gwałtownie, gdy poczuł dotknięcie jej rąk. Stwierdził, że nie jest w stanie uwolnić się z jej objęć i pogardzał sobą za taką słabość. - Hilary, przestań - powiedział stanowczym tonem, jakim wydawał rozkazy swoim ludziom. Gdyby im tylko kazał, poszliby za nim choćby do piekła. Ale ta naiwna, niewinna dziewczyna nie zamierzała go słuchać. Usłyszał jej westchnienie, gdy przytuliła się do niego policzkiem. - No dobrze - powiedział, odrywając jej ręce od sie bie. Odwrócił się do niej twarzą. - Chcesz porozmawiać o ostatniej nocy? Doskonale. Ja będę mówił, a ty masz słuchać. Zrozumiano? Skinęła głową, uśmiechając się do niego. - Nikt mnie tak nie całował, jak ty. - Posłuchaj, Hil, jeśli szukasz rozrywki, to znajdz so bie kogoś innego. Wtajemniczanie dziewic nie bawi mnie już od dawna. Jesteś słodka i niewinna, ale, szczerze mó wiąc, nie pociągasz mnie. Wolę kobiety bardziej doświad czone. Pobladła i odsunęła się od niego. Przy każdym jego słowie potrząsała głową, jakby ją policzkował. Rozpacz liwie usiłowała powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Sean nienawidził siebie za swoje okrucieństwo, ale wie dział, że to jedyny sposób, by położyć kres temu sza leństwu. Ktoś musiał ściągnąć Hilary z obłoków na ziemię, R S R S gdyż inaczej ciągle marzyłaby o rzeczach nierealnych. Przynajmniej jedno z nich musiało zachować się odpo wiedzialnie, żeby ich wspólne życie nie zamieniło się w piekło. - Pomarańcze są... w pojemniku lodówki - powie działa, unikając jego wzroku. - Twoje jedzenie włożyłam do dolnego... moje jest u góry. Sean, czując, jak drgają mu mięśnie na policzkach, chwycił swój lunch i wyszedł pośpiesznie. Najbardziej bolesne jest to, pomyślała Hilary, szykując się do pracy, że Sean ma rację. Nie tylko dwukrotnie zrobiłam z siebie idiotkę, ale uzmysłowił mi też jedną ważną rzecz: nie jestem w jego typie. Czuła się upokorzona, przypominając sobie, jak mu się narzucała, jak obejmowała go i całowała. Nigdy w życiu nie była tak odważna z żadnym mężczyzną. Nic dziwnego, że Cochran wyobraził sobie, iż ona szuka nowych wrażeń. Miał prawo pomyśleć, że chciała go wykorzystać. Był starszy, mądrzejszy, więcej wiedział o życiu. A ona pierwszy raz była poza domem i chciała użyć wol ności. Krótko mówiąc, powinna być mu wdzięczna, że okazał się przyzwoitym człowiekiem i nie skorzystał z nadarzającej się okazji. Mieszkali razem już prawie trzy tygodnie. Jak szybko minął ten czas. Wkrótce Sean wyprowadzi się i jest nie mal pewne, że ich drogi nigdy się nie skrzyżują. Z ogromnym zaskoczeniem stwierdziła, że bardzo chciałaby porozmawiać z matką. Nie prostszego, niż chwycić za słuchawkę i wylać z siebie wszelkie żale. Ale podobno zrobiła krok ku samodzielności. Zabroniła matce R S R S wtrącać się w jej sprawy. Zwrócenie się do niej teraz, gdy pojawiły się pierwsze trudności, byłoby oznaką stra sznej słabości. Hilary popatrzyła na aparat telefoniczny i wyszła z kuchni. Ubierając się pomyślała, że Seanowi jest znacznie ła twiej, gdyż ma w Portland znajomych i przyjaciół. Hilary z powodu nieśmiałości nie umiała nawiązywać konta któw z ludzmi. Teraz przyrzekła sobie, że zdobędzie się na większy wysiłek. Okazja nadarzyła się szybciej, niż przypuszczała. Po wieczornej próbie zaprosił ją na kawę Arnold Wilson, grający na wiolonczeli. Był wysoki i szczupły, miał wy datny nos. Było coś ciepłego w jego uśmiechu. Zacho wywał się nienagannie i chociaż niewiele rozmawiali, Hi lary wyrobiła sobie o nim dobrą opinię. - Na kawę? Chętnie. - Z zadowoleniem przyjęła za proszenie. - Po próbie nasza paczka wybiera się do Lenny'ego, do tego lokalu na rogu. - Chętnie dołączę się do was. W orkiestrze było kilka osób w wieku Hilary. Rita, grająca na klarnecie, już wcześniej proponowała jej przy łączenie się do ich towarzystwa, ale dziewczyna wykrę ciła się wówczas, gdyż czuła się stale zmęczona. Teraz przywykła już do wyczerpującego rozkładu dnia i nie kończących się prób orkiestrowych. Wieczorem, po próbie, Hilary, Arnold, Rita i Bill za siedli wygodnie przy stoliku w nocnym klubie. Hilary poczuła się bardzo dobrze w towarzystwie nowych zna jomych, którzy gawędząc i śmiejąc się wesoło natych- R S R S miast wciągnęli ją do rozmowy. Cudowne było poczucie, że należy się do jednej grupy. Ze zdziwieniem dowiedziała się, że starsza od niej zaledwie o trzy lata Rita jest mężatką i ma pięcioletnie dziecko. Hilary nie mogła sobie wyobrazić siebie jako matki. Kiedy koleżanka opowiadała coś o swej córeczce, Hilary przypomniała sobie, jak chciała dziś rano poroz mawiać z matką. Czuła się wówczas nieszczęśliwa i in stynktownie szukała wsparcia u jedynej osoby na świecie, która mogła ją pocieszyć. Sean miał rację - jej stosunek do matki był bardziej skomplikowany, niż się wydawało. Nie przypuszczała nigdy, że będzie tak odczuwać jej brak. Myśląc o matce, wspomniała też Seana. Niezbyt się nią interesował. W sposób wykluczający jakiekolwiek wątpli wości dał jej do zrozumienia, że żałuje, iż ją całował. A przecież ona sama tego chciała. Przez wiele dni zasta nawiała się, co się stanie, jeśli on ją dotknie. Nie znalazła na to odpowiedzi nawet po incydencie w łazience. Arnold powiedział coś i wszyscy wybuchnęli śmie chem. Hilary spojrzała na niego uważnie. Był miły, do wcipny i wesoły. Rozśmieszał ją i w ten sposób pomagał oderwać się od rozpamiętywania bolesnych przeżyć, ale wcale jej nie pociągał. Nie burzyła się w niej krew, kiedy spoglądała na wiolonczelistę. A jakże chciała, żeby tak było. Pragnęła przestać myśleć o Seanie. Nie chciał jej, powiedział to prosto z mostu. Nie zamierzał kompliko wać sobie przez nią życia. Nawet, kiedy się wyprowadzi, nawet, gdyby miała go [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|