,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przerodziÅ‚o siÄ™ wfalÄ™ intensywnej rozkoszy, która przeniknęła caÅ‚e moje ciaÅ‚o. Wżyciu nie pomyÅ›laÅ‚abym, żebÄ™dÄ™ chciaÅ‚a tego spróbować. Tymczasem powtarzaÅ‚am tak, tak, tak , kiedy wchodziÅ‚ we mnie coraz gÅ‚Ä™biej, równoczeÅ›nie pieszczÄ…c mnie palcami odprzodu isprawiajÄ…c, żebyÅ‚am coraz bardziej mokra. WkoÅ„cu doszÅ‚am, napierajÄ…c naniego poÅ›ladkami; nie mogÅ‚am już dÅ‚użej powstrzymać rozkoszy. PotrzebowaÅ‚am tego rodzaju doÅ›wiadczenia, wtym miejscu, wtym pokoju, wtym łóżku, ztym mężczyznÄ…, który wydawaÅ‚ siÄ™ być tupoto, żebym zaznaÅ‚a znim czegoÅ› zupeÅ‚nie nowego. Już dochodzÄ™. Zaraz dojdÄ™& wyszeptaÅ‚, pochylajÄ…c mnie doprzodu, poczym ugryzÅ‚ mnie delikatnie wramiÄ™. Powszystkim wyszedÅ‚ zemnie ostrożnie ioboje przewróciliÅ›my siÄ™ naplecy. WpatrzyliÅ›my siÄ™ wozdobny sufit, naktóry dotej pory nie zwróciliÅ›my uwagi. TobyÅ‚o takie& intensywne powiedziaÅ‚. Wiem wydyszaÅ‚am. ZrobiÅ‚am coÅ› caÅ‚kowicie nowego. TobyÅ‚o fascynujÄ…ce, ale czuÅ‚am siÄ™ teraz odrobinÄ™ bezbronna. Ten mężczyzna nie należaÅ‚ doS.E.K.R.E.T-u. Nie poprosiÅ‚ ozaakceptowanie kroku, tylko otworzyÅ‚ przede mnÄ… caÅ‚kiem nowe terytorium. Theo wyczuÅ‚ mojÄ… zmianÄ™ nastroju. Wszystko gra? Tak. Ja tylko& jeszcze nigdy tego nie robiÅ‚am. Zwykle nie podrywam nieznajomych inie idÄ™ znimi odrazu dołóżka powiedziaÅ‚am. Mimo żemężczyzni zS.E.K.R.E.T-uformalnie rzecz biorÄ…c byli nieznajomymi, kobiety zS.E.K.R.E.T-uich znaÅ‚y. Icoztego, żetozrobiÅ‚aÅ›? Czy tojakaÅ› zbrodnia? Chyba nigdy nie postrzegaÅ‚am siebie jako takiej kobiety. Takiej, czyli odważnej, wrÄ™cz brawurowej? NaprawdÄ™ tak mnie widzisz? Tak odparÅ‚ iobjÄ…Å‚ mnie tak czule, żetrudno byÅ‚o uwierzyć, żeledwie siÄ™ znaliÅ›my. Apotem naciÄ…gnÄ…Å‚ nanas ciężkÄ… koÅ‚drÄ™. Kiedy obudziÅ‚am siÄ™ sześć godzin pózniej, już go nie byÅ‚o. Odziwo, dobrze siÄ™ ztym czuÅ‚am. PrzeżyÅ‚am znim wspaniaÅ‚e chwile, ale pozwoliÅ‚am, by przeminęły bez poczucia straty. ByÅ‚ naprawdÄ™ sÅ‚odki, chciaÅ‚am jednak spÄ™dzić ostatni dzieÅ„ wWhistler samotnie. Niemniej zrobiÅ‚o mi siÄ™ miÅ‚o, kiedy przeczytaÅ‚am kartkÄ™, którÄ… zostawiÅ‚ natoaletce wÅ‚azience: Cassie, jesteÅ› cudowna. MuszÄ™ lecieć, bospózniÄ™ siÄ™ dopracy! Wiesz, gdzie mnie znalezć. À bientôt, Theo . Matilda podziwiaÅ‚a zdjÄ™cia zmojego wypadu, podczas gdy ja plotÅ‚am otym, jak wspaniale byÅ‚o znów znalezć siÄ™ nastoku. SiedziaÅ‚yÅ›my wjej gabinecie wbiaÅ‚ym domku. OpowiedziaÅ‚am jej omuldach nagórze Blackcomb, gdzie spÄ™dziÅ‚am ostatni dzieÅ„. Dopokoju weszÅ‚a Danica zkawÄ…. RzuciÅ‚a okiem nazdjÄ™cie, które Marcel zrobiÅ‚ mnie iTheowi, kiedy rozkoszowaliÅ›my siÄ™ fondue. Ale ciacho rzuciÅ‚a i zostawiÅ‚a nas same. Kiedy opowiedziaÅ‚am jej ospotkaniu zTheem, wyraznie siÄ™ ucieszyÅ‚a. WypytywaÅ‚a oto, jak siÄ™ poznaliÅ›my, comówiÅ‚ on, acomówiÅ‚am ja. Potem powiedziaÅ‚am jej, cozrobiliÅ›my. SprawiÅ‚o ci toprzyjemność? zapytaÅ‚a. Tak odparÅ‚am. Pewnie jeszcze tozrobiÄ™. Zodpowiednim partnerem. ZkimÅ›, komu bÄ™dÄ™ mogÅ‚a zaufać. Mam coÅ› dla ciebie powiedziaÅ‚a, poczym wyciÄ…gnęła zszuflady malutkie drewniane pudeÅ‚eczko. OtworzyÅ‚a je. Wisiorek kroku ósmego wyglÄ…daÅ‚ olÅ›niewajÄ…co piÄ™knie naczarnym aksamicie. MyÅ›laÅ‚am, żeTheo toprzypadkowy facet, anie wasz współpracownik. Tonie ma znaczenia, czy jest czÅ‚onkiem naszej organizacji, czy nie. Nie rozumiem. Ten krok to Brawura . Tocoinnego niż odwaga. Brawura oznacza, żepodejmujesz ryzyko, nie baczÄ…c nakonsekwencje. Brawura podpowiada ci: zrób to! . WiÄ™c to, czy Theo jest czÅ‚onkiem S.E.K.R.E.T-u, czy nie, jest nieistotne. ZasÅ‚użyÅ‚aÅ› naten wisiorek. Wyjęłam go zpudeÅ‚ka, obróciÅ‚am wpalcach, apotem przyczepiÅ‚am dobransoletki. PotrzÄ…snęłam nadgarstkiem iprzez chwilÄ™ podziwiaÅ‚am migotanie wisiorków. Czy Theo byÅ‚ przypadkowym nieznajomym, którego wnaturalny sposób domnie ciÄ…gnęło? Czy też współpracowaÅ‚ zS.E.K.R.E.T-em? Nie mogÅ‚am tego rozgryzć. Ale może Matilda miaÅ‚a racjÄ™, żetobez znaczenia. Dopuszczam dosiebie myÅ›l, żenaprawdÄ™ spodobaÅ‚am siÄ™ Theowi powiedziaÅ‚am. Chociaż wciąż mam wÄ…tpliwoÅ›ci. Wspaniale, Cassie. Nigdy wiÄ™cej podpierania Å›cian. RozkwitÅ‚aÅ›, kochanie. XII Wtygodnie poprzedzajÄ…ce Mardi Gras caÅ‚y Nowy Orlean zachowuje siÄ™ jak panna mÅ‚oda czyniÄ…ca ostatnie przygotowania przed swoim wielkim dniem. Nieważne, żeparady odbywajÄ… siÄ™ coroku, dokażdej podchodzi siÄ™ tak, jakby miaÅ‚a być ostatnia inajlepsza. Kiedy siÄ™ tuprzeprowadziliÅ›my, zafascynowaÅ‚y mnie krewe, grupy zÅ‚ożone zarówno zestarszych, jak imÅ‚odszych osób, które organizowaÅ‚y bale ibudowaÅ‚y platformy naparady. ZastanawiaÅ‚am siÄ™ nad tym, dlaczego poÅ›wiÄ™cajÄ… ażtak dużo wolnego czasu, żeby szyć kostiumy iprzyklejać cekiny. PopiÄ™ciu latach spÄ™dzonych tutaj zaczynaÅ‚am rozumieć fatalistycznÄ… naturÄ™ typowych nowoorleaÅ„czyków. MieszkaÅ„cy tego miasta żyli dniem dzisiejszym. Ichcieli, by tożycie byÅ‚o jak najbardziej kolorowe. Nawet gdybym chciaÅ‚a doÅ‚Ä…czyć dokrewe, starsi otakich imionach jak Proteus, Rex czy Bacchus kategorycznie by siÄ™ temu sprzeciwili, chyba żewywodziÅ‚abym siÄ™ zktóregoÅ› zpowszechnie szanowanych rodów zBayou. ZbliżajÄ…c siÄ™ dokoÅ„ca swojej [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|