,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy tak trzymał moją rękę - wydawało mi się, że w nieskończoność - uśmiechnął się szeroko, pokazując zęby, a jego twarz przybrała drapieżny wygląd. - Mam na imię Jed - powiedział głośno z południowym akcentem. Jakby mówił przez megafon. Przyszło mi do głowy, że może być nie tylko obleśny, ale i przygłuchawy. - Witamy, panie Jedzie - powiedziałam więc, wskazując mu krzesło. - Mogę zaproponować panu coś do picia? Kawa? Herbata? Woda? - Słucham? - krzyknął, przykładając rękę do ucha. Przysunęłam się bliżej i powtórzyłam. - Marzę o szklaneczce bourbona - odrzekł i roześmiał się. Z jego gardła wydobył się charakterystyczny dla wieloletnich palaczy zaflegmiony skrzek, który przechodzi stopniowo w rzężenie. - Ale wystarczy woda - dodał, kiedy doszedł do siebie. Przynieśliśmy mu wodę. Usiadłam na krześle obok niego i rozpoczęłam rutynowe dla mnie spotkanie. - No dobrze - powiedziałam. - Bernie mówi, że szuka pan nowych doradców finansowych. - Nowych co? - Nowych doradców - powtórzyłam. Zdałam sobie sprawę, że obmacywanie często uchodzi mu na sucho. Kobiety mówią, żeby spadał, a on po prostu nie słyszy. - Owszem. Uznałem, że czas na zmiany. Nie można pozwolić, żeby obcy czuli się zbyt pewnie z moimi pieniędzmi. Rozumie mnie pani? Jeszcze jak. Gdyby Dan nie poczuł się tak pewnie, nie musiałabym mieszkać w Hotelu Złamanych Serc w tej... - Doskonale pana rozumiem - odparłam, odpędzając od siebie natrętną myśl. Skąd ona się właściwie wzięła? Niezależnie od tego, jaka jestem na niego wściekła, nie mogę pozwolić, żeby plątał mi się po głowie w tej chwili. Nie w samym środku spotkania z takim klientem. - I zapewniam, że trafił pan pod właściwy adres - kontynuowałam. - Doskonała reputacja naszej firmy mówi sama za siebie, a spośród innych wyróżnia nas właśnie uwaga, którą poświęcamy indywidualnie każdemu z naszych klientów. Zatrudniamy najlepszych ekspertów w swoich dziedzinach, ale nie jesteśmy jakąś galerią pieniężną. - Czym? - Galerią pieniężną - powtórzyłam. - Jak galeria handlowa. - A, rozumiem - powiedział, po czym śmiał się, kaszlał i rzęził jednocześnie przez kilka koszmarnych sekund. - Chcę przez to powiedzieć, że chociaż mamy w firmie zarówno księgowych, jak i agentów ubezpieczeniowych, doradców emerytalnych czy maklerów, nie będziemy pana odsyłać z jednego działu do drugiego jak w domu towarowym. U nas współpracuje pan z jednym doradcą, który nadzoruje wszystkie pańskie aktywa. Z osobą, której może pan zaufać. I na którą może pan liczyć w dzień i w nocy. Spojrzałam na Berniego. Uśmiechał się do mnie zadowolony. Jak na razie wszystko idzie dobrze. - Podoba mi się to, co słyszę - powiedział Jed. -Z kasą, o której mówimy, powinienem spokojnie móc dzwonić, kiedy tylko przyjdzie mi ochota. - Oczywiście - zgodziłam się z nim. - Nasza praca absolutnie się nie kończy wraz z zamknięciem giełdy. Jeśli to ja będę miała zaszczyt zajmować się pana kontem, zapewniam, że będę osiągalna dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu. Jed uchylił kapelusza, ukazując dwa długie pasma siwych włosów biegnące przez środek głowy - pomyślałam, że to taki kowbojski sposób zamaskowania łysiny. - Podziwiam niewiastę, która chętnie zostaje do pózna w pracy - skomentował. - Jeśli się dogadamy, będziecie musieli zakasać rękawy. Rękawy. Właśnie. Szlafrok Dana to na pewno Polo, wart dwa razy tyle co mój frotowy, który wisi w... Boże, co ze mną? - Nie boję się ciężkiej pracy - powiedziałam zła na siebie, że na własne życzenie się rozpraszam. -To dobrze. A wracając do giełdy, co mówi Dow Jones? Zbliża się koniec roku. Czego według pani możemy się spodziewać w przyszłym? - Osobiście jestem zdania, że przyniesie on sporo okazji, ale będą też wyzwania. Mamy do czynienia z biurokracją. Wyjście z kryzysu opierało się w dużej mierze na inwestycjach w technologie i operacjach wysokiego ryzyka. W zeszłym roku wszyscy postawili na bezpieczne, stabilne akcje, a okazało się, że tego właśnie nie powinni byli robić. - Stawiam na to, że stopy procentowe pójdą w górę, ściągając całą resztę w dół - stwierdził Jed. Nie odpowiedziałam. Wyobraziłam sobie natomiast nowe mokasyny Dana. Ciekawe, ile za nie dał. Skórka skojarzyła mi się... - Melanie, stopy procentowe? - upomniał mnie Bernie. -Jeśli chodzi o stopy procentowe - powiedziałam, gromiąc się po raz kolejny za brak koncentracji. To chyba ten szampan tak mnie wytrącił z równowagi. Gdy tylko pomyślałam, że wznosi za mnie toast, miałam ochotę rozbić mu tę butelkę na głowie - Bank Centralny zareaguje najpózniej, jak się da. Panicznie się boją przedwczesnych ruchów, bo nie chcą napędzić deflacji, jak to się stało w Azji w latach dziewięćdziesiątych, więc zastosują politykę małych kroczków. Za to my, panie Jedzie, zrobimy kilka dużych kroków wraz z pana aktywami. - I to mi się podoba - skomentował Jed, pompując pięścią w stronę Berniego. - A jak się mają obligacje? I gra sobie dziś w parku w piłkę, myślałam. A jakże. Ja siedzę tu z tym napalonym samochwałą, wypruwając sobie flaki, żeby popłacić rachunki, a on biega beztrosko po boisku... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|