,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Niech biorą ten ślub, niech zamieszkają w ruinie, a ona skończy szkołę dla pracu- jących. Na ostatni rok pójdzie i maturę zrobi. Pod tym warunkiem ja się zgadzam i do mieszkania, jakby co, dołożę. To ja wesele zrobię zaofiarowała się Hortensja z zapałem wręcz nieprzy- zwoitym, ale nie zdołała się powstrzymać i ukryć prawdziwych uczuć. Uwielbiała urządzać przyjęcia, a tak mało było uzasadnionych okazji! Nastawiona na znacznie większy opór Marynka stłumiła zdumienie i padła na szyję wszystkim ciotkom i babkom. Prezentacja narzeczonego odbyła się za- raz nazajutrz. Wrażenie zrobił doskonałe, kindersztubą się wykazał, maniery miał nieskazitelne, języki obce znał, może podejście do życia prezentował trochę zbyt 89 optymistyczne, ale w końcu pogoda ducha to nie wada. Była nadzieja, że jakoś z Marynką wytrzyma. Puścić córkę w zamęście całkiem bez wyprawy, w obliczu pamiętnika pra- babci, było dla Justyny nie do pomyślenia. Mogła sobie Amelia wywijać numery, pełnoletnia i samodzielna finansowo, pozbawiona matki, ale Marynka sierotką nie była, a czasy już nastały pokojowe. Musiała zostać zaopatrzona, i to tak, żeby wzbogacone mieszczaństwo nosa nie zadzierało. Lektura, a z nią razem i portrety poszły w zapomnienie, strój ślubny został nabyty w Pewexie za pieniądze Barba- ry, ale o rozmaite prześcieradła, ręczniki i wyposażenie osobiste Justyna musiała sama zadbać. Marynka, zmuszona trzymać się szkoły aż do końca półrocza, wiel- ką pomocą nie służyła, mimo iż o jej przyszłość chodziło. Wszystkie komplikacje zaopatrzeniowe spadły na Justynę. Zlub odbył się hucznie w kościele świętego Michała, Marynka istotnie za- mieszkała u teściów, ale niedługo był spokój, bo owa rozbiórka ruiny okazała się prawdą. Młode małżeństwo zdobyło własne mieszkanie i Marynce należało z ko- lei pomóc w meblowaniu domu. Potem urodziła się Ewa, Potem Pawełek jął się wybierać w podróż do Francji, potem zdecydowała się ponownie wyjść za mąż za kolegę po fachu i wspólnie urządzali sobie atelier fotograficzne na jakimś strychu, potem Ludwik zleciał z konia i złamał rękę, należało go obsługiwać i pielęgnować, a we wszystkich tych przedsięwzięciach wydatna pomoc Justyny okazywała się niezbędna. Wciąż była młoda, wciąż nie pracowała zawodowo, wciąż dyspono- wała czasem i uparcie wykazywała rozsądek, opanowanie i równowagę. Szukała mebli dla Marynki, doradzała Amelii, załatwiała Pawełkowi, pocieszała Horten- sję, siedziała przy Ludwiku, woziła go do ukochanych koni. . . Do pamiętnika prababci zdołała wrócić po dwóch latach przerwy, czując się tak, jakby wstępowała do raju. . . . znowum tydzień cały w Blędowie przebyła, bo z babki życie już uchodzi- ło. Instrukcje na kartkach małych spisałam, bom ze sobą pamiętnika mojego nie wzięła, w pośpiechu tam jadąc. Najgorsze zaś, że pamięć jęła prędko bardzo tra- cić, jakby trochę paraliżem rażona, przez co sama już nie wiem, co mi z sensem rzekła, a co pomyliła. Com zrozumiała, to spełniłam, na jej polecenie niewyraz- ne zapiski odnalazłam, pokazuje się, że jeszcze po nieboszczce prababci, które w sekretnej szufladzie sekretarzyka spoczywały. Te mi kazała zachować, alem ich odczytać tak zaraz nie zdołała. Tak mi się wydawało, że coś pozmieniać zaleciła. Od razum sobie pomyśla- ła, że ktoś tam mógł co widzieć albo odgadnąć, i zaraz postanowiłam precjoza ukryć po swojemu, chociaż wahałam się, czy nie brać ze sobą do Głuchowa. Znów w Głuchowie kryjówki żadnej, a to rzeczy łakome. I znaczne, tabakiera z wizerun- kiem cesarza chociażby. . . 90 . . . na mnie spadło wszystko, jako na spadkobierczynię jedyną, babka Bogu ducha oddala, a jam musiała honory domu czynić i o pogrzebowe uroczystości zadbać, com rzetelnie i jak należy uczyniła, aż mi nawet matka moja komplement powiedziała, że nie spodziewała się po mnie takiej gospodarności. Uwagi różne czyniono, bardzo dwuznaczne, i dobrze jeszcze, że nikt nic nie ukradł, co jest za- sługą Dominiki, która na cudzą służbę miała oko. Bo z naszych, to pewne, nikt by szpilki jednej nie tknął. Potrawy zadysponowałam z wielkim namysłem i stara- niem, szczególnie tort migdałowy niezwykle dobrze wyszedł. . . Opis uczty pogrzebowej zajął Matyldzie zaledwie dwie strony, za to detaliczne wyliczenie strojów żałobnych rozciągnęło się na pięć, bo świeżo z Paryża przyby- ła dalsza powinowata, niegdyś panna Klaryssa, obecnie baronowa Gardan, nową modę na czarne koronki z aksamitem łączone przywiozła. Ponadto ciotka Kle- mentyna z czeluści swoich szaf wygrzebała ozdobę iście cmentarną, mianowicie trupie główki z kości słoniowej misternie wykonane, budzące zarazem uznanie, trochę zawiści i lekkie obrzydzenie. Zaraz po pogrzebie Matylda, pozbywszy się gości i rodziny, pokłóciła się z Mateuszem. . . . od razu mu rzekłam, że tak prędko odjechać nie mogę. Nie dość, że zastawę ową srebrną z ludzkich oczu usunąć musiałam, to jeszcze zmiany, z babką umó- wione, wprowadzić. A wolałam uczynić to sama, nawet Mateuszowi nie mówiąc, za co się na mnie rozzłościł. Wracać musiał, interesów i gospodarki dopilnować, bo w gorącym czasie pogrzeb babki wypadł, z czego byłam bardzo zadowolona. Bez wyrzutów sumienia, bo moja to sprawa, a nie jego, oszukałam go, że w dwa dni po nim przybędę, a nieprawda, bo blisko miesiąc jeszcze siedziałam w Blędo- wie. Zrobiłam co trzeba i pogodziłam się z nim po powrocie, po awanturze wielkiej, bardzo ogniście zakończonej, na co wcale nie narzekam. . . . . . ciągiem niespokojna, czy tam się co złego nie stanie. Służbie wymówiłam, zostawiając jeno kilkoro najbardziej zaufanych, reszta poszła precz. Klucze skle- pać razem kazałam już tu u siebie. . . Z tych wahań wszystkich niepotrzebniem chyba zastawę zabrała, a szczególnie wazę ową, kamieniami ozdobioną, bo zbyt cenna to rzecz, żeby ją na stoi dla byle kogo stawiać. Choć z drugiej strony Na- poleona w niej nie widać, starsza od cesarza o wiele, mówiła świętej pamięci babka, że z renesansowych czasów pochodzi, czy ja wiem. . . Ale już same rubiny, diamenty i szafiry w niej swoje znaczenie mają. Tak mi się widzi, że nikt czegoś podobnego nie posiada, no to przecież w kredensie jej trzymać nie będę. Chyba ziem uczyniła. . . 91 [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|