,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mnie uważnie: to rozkaz. Mroczny Mściciel krążył dziś po okolicy, a gdy napotkał Brodribba, wyciągnął z niego in formację o terminie i miejscu wysyłki gwinei. Odbędzie się w następny piątek. Informuję cię o tym na wypadek, gdyby stało mi się coś złego: wówczas przejmiesz zadanie i poinformujesz o wszystkim lorda Sidmoutha, urząd cel ny w Brighton oraz Sadlera, w dowolnej kolejności. Ritchie wiedział, że w takiej sytuacji nie ocaliłby Wil liama. Tylko on mógł mu pomóc i między innymi dlatego musiał żyć. - Tak jest! - syknął Bragg i zasalutował. - Wystarczy - szepnął Ritchie. - A teraz idz i zajmij się swoimi sprawami. Postaram się niezauważony prze mknąć do swojego pokoju. Niestety, nie udało mu się dotrzeć do schodów, gdyż wpadł na Pandorę, która wychodziła z pokoju gospodyni. Dotąd, powracając ze swych potajemnych wypraw, niko go nie napotkał. I pomyśleć, że musiało się to stać akurat wtedy, gdy naprawdę zalazł komuś za skórę! - Ritchie! - wykrzyknęła. - Sądziłam, że od dawna śpisz. Tylko pewność siebie mogła go uratować. - Myślałem to samo o tobie - odparł. - Pani Rimmington po mnie posłała - wyjaśniła Pan dora. - Najwyrazniej nie jedna, lecz dwie służące nagle zachorowały. Zresztą nigdzie nie można znalezć Brodrib- ba. Służba uważa, że w trakcie partyjki wista poszedł do stajni. Zwykle wracał, zanim gra dobiegła końca, lecz dzi siaj na próżno go oczekiwano. Galpin wysłał George'a na poszukiwania w stajni, obawiając się, że może Brodribb kogoś tam napotkał, lecz George wrócił z niczym. Ritchie uznał, że lepiej będzie, jeśli nie zdradzi, że wie o tym wszystkim. - Pewnie poszedł do gospody w Nether Compton - zasugerował. - Galpin jest innego zdania. To zbyt długa droga, jak na upodobania Brodribba, a William nie pozwoliłby mu zabrać konia. Niedawne napaści na samotnych wędrow ców do tego stopnia wystraszyły służbę, że George, Gal pin i stróż Haines postanowili przeszukać okolicę. Ale wracając do mojego pytania, co tutaj robisz? - Och, nie mogłem spać, wyszedłem więc do bibliote ki, gdzie zostawiłem jedną z książek, które służyły mi do przygotowania lekcji z historii Rzymu. Któregoś dnia wpadła mi w ręce - zdaje się, że ją przeoczono podczas usuwania większości bibliotecznych skarbów. Ritchie wymyślił to wszystko na poczekaniu, kiedy Pandora opowiadała o zniknięciu Brodribba. Nie chciał, by podejrzewała go o to, że wyszedł z domu w czasie zniknięcia masztalerza. - Nie chcę cię zatrzymywać - oznajmiła Pandora. - Potrzebujesz wypoczynku, przecież masz mnóstwo pracy z nauczaniem Jacka, szukaniem skamielin i borykaniem się z dziadkiem. Skarżył się, że dziś u niego nie byłeś. Mo im zdaniem bardzo cię lubi. - To prawda. Poza tym w związku z wizytą lady Leo- minster i pogorszeniem się stanu zdrowia ciotki Em nie wyjechaliśmy na wycieczkę. A właśnie, jak ciocia dzisiaj się miewa? - O wiele lepiej. Podczas tej krótkiej i neutralnej rozmowy Pandora i Ritchie przez cały czas przysuwali się do siebie. Pandora miała ochotę ośmielić guwernera i sprowokować go do pocałunku, lecz niepokoiła się, że mogliby zostać przyła pani przez kogoś ze służby. Z tego samego powodu również Ritchie mężnie opierał się pokusie. Dlaczego Pandora tak bardzo go pociągała? Ostatni raz czuł się tak w towarzystwie dziewczyny, kiedy miał niespełna dwadzieścia lat. Dotąd uważał, że wiek uodpornił go na kobiece wdzięki, ale jego zainteresowanie Pandorą mogło wynikać z tego, że nie wypróbowała na nim żadnej z damskich sztuczek. Coraz bardziej pragnął jej dotknąć albo musnąć wargami smukłą szyję. Na szczęście obojgu wrócił rozsądek, kiedy usłyszeli na dworze hałasy. Męskie głosy, nad które przebijały się donośne okrzyki George'a, zapowiadały powrót ekipy po szukiwawczej. Sądząc po entuzjazmie zebranych, zwia dowcy nie wrócili sami. Ritchie i Pandora zgodnie pomyśleli, że najlepiej bę- dzie zasięgnąć języka w sprawie bieżących wydarzeń. Pandora musiała to zrobić z obowiązku, a Ritchie uznał, że jego brak zainteresowania byłby podejrzany. Oboje poszli do sali dla służby, gdzie ujrzeli, że Brod- ribb faktycznie został odnaleziony i teraz odpoczywa w wielkim fotelu Galpina. Posiniaczony i zmaltretowany masztalerz jęczał i bełkotał coś o duchach i zjawach, które go zaatakowały, choć George upierał się, że tylko jeden napastnik doprowadził go do takiego stanu. - Mroczny Mściciel mi groził - zawodził Brodribb. - Straszny, straszny... Silny i przerażający, chciał mnie udusić. Walczyłem jak lew, ale nie miałem szans. Zwabiony zamieszaniem Bragg pochylił się nad Brod- ribbem. - Usiłował pana udusić, tak? Ale dlaczego panu gro ził? - spytał. - Omyłkowo. Powiadał, że jestem zdrajcą, ale ze mnie zawsze był dobry Anglik. Boże błogosław króla i całą kró lewską rodzinę. - Sądzi pan, że Mroczny Mściciel będzie tu jeszcze krążył? - spytał wyraznie zaniepokojony Haines. - Nie chciałbym wracać do domu, kiedy on tu się kręci, zwłasz cza że pan Brodribb leżał blisko stróżówki. - Blisko stróżówki? - powtórzyła Pandora. - Co pan tam robił o tej porze? - Zawlókł mnie tam - stęknął Brodribb, zdecydowany zmilczeć na temat romansu z żoną Hainesa. - Zanim znik nął, ogłuszył mnie! - Czy zjawy mogą atakować ludzi? - powątpiewała Pandora. - I na dodatek wlec ich nie wiadomo dokąd? Pa nie Ritchie, pan jako człowiek uczony z pewnością nas oświeci w tej materii. Czy to możliwe? - Opinie dotyczące tego zagadnienia są zróżnicowane - odparł wymijająco Ritchie, usiłując uniknąć wzroku Bragga. - Ludzie, którzy napotkali istoty tego typu, opo wiadają na ich temat rozmaite historie. Podobno potrafią one na krótko wstępować w ciała ofiar, a potem opuszczać je, kiedy atak dobiegnie końca. - Najlepiej będzie skończyć tę gadaninę i odprowadzić go do łóżka - orzekł Bragg niezbyt uprzejmie, ale przy tomnie. - Rano obejrzy go lekarz. Może tak być, panie Galpin? - Oczywiście - potwierdził wzburzony Galpin. - Kto by pomyślał, co to się dzieje teraz na świecie. Zjawy, prze mytnicy, Napoleon gotowy nas najechać. Kiedy byłem młody, nic takiego nam nie groziło. Kilka starszych wiekiem osób pokiwało energicznie głowami. Haines i Bragg zaproponowali, że zaniosą Brod- ribba na górę, lecz masztalerz oznajmił, że woli wejść o własnych siłach. Zanim jednak zdążyli go odprowadzić, do pokoju wpadł William. - Co to, u licha, za historia z napaścią na Brodribba? Dobry Boże, człowieku, coś z ty z sobą zrobił i gdzie to się stało? Wyjaśnienia masztalerza okazały się na tyle mętne, że całą smutną historię musieli opowiedzieć Galpin i George. - Ale co, u licha, robiłeś na dworze nocą? - wybuch nął William. - Wiadomo, że w okolicy od pewnego czasu króluje bezprawie. Powinieneś mieć więcej rozumu. Bra my są połamane, każdy więc może wejść na teren posiad łości. Kiedy tylko znajdę trochę pieniędzy, natychmiast każę je zreperować. Nikt nie wykazał się brakiem taktu i nie wyjawił Wil- liamowi czegoś, o czym nie wiedział: że Brodribb szedł na schadzkę z żoną Hainesa. Cała służba miała tego świa domość, z wyjątkiem samego Hainesa, rzecz jasna. - Byłem w stajni - wymamrotał Brodribb. - Usłysza łem hałas, potworny hałas, jakby ktoś zawodził. Wyszed łem sprawdzić, co się dzieje, i zobaczyłem Mrocznego Mściciela, a on z miejsca na mnie ruszył. Potem chyba uz nał, że zostawił mnie na pewną śmierć i zniknął. - Mroczny Mściciel nie istnieje - oświadczył William. - Moim zdaniem to był pospolity złodziej, który kręci się po okolicy, atakuje ludzi i okrada. Straciłeś coś? - Nie. On powiedział, że jest Mrocznym Mścicielem. Tyle mogę panu powtórzyć. - I jeszcze mówił, że jest pan zdrajcą - dodał uczynnie George. - Chociaż Bóg raczy wiedzieć, dlaczego miałby [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|