, Marshall Paula Zaginiona księżniczka 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i wina, wróciÅ‚a razem z nim na miejsce, gdzie siÄ™ za­
trzymali. Marco, nie czekając, aż jego pan zaprzestanie
bawić wieÅ›niaków i wieÅ›niaczki sproÅ›nymi piosenka­
mi, zajÄ…Å‚ siÄ™ tymczasem handlem.
- Piękne białogłowy, dumo potężnego księstwa Ver-
dato - wołał, prezentując i zachwalając towary - oto
chustki i miotły prosto z Florencji! Bransolety i brosze
nie ze złota wprawdzie, ale misternie wykonane przez
najlepszych artystów! Paseczki, które miłośnie ujmą
każdą kibić!
Marco nawoÅ‚ywaÅ‚, Marina zaÅ›, pamiÄ™tajÄ…c o udzie­
lonej jej radzie, żeby starała się w miarę możności nie
otwierać ust, służyła jako model do prezentacji różnych
niewieścich błyskotek i fatałaszków.
Jej milczenie byÅ‚o grobowym milczeniem, a jej po­
tulna bierność biernoÅ›ciÄ… tresowanego zwierzÄ™cia. Do­
szło do tego, że patrzący na nią starzec z siwą brodą,
który przykuÅ›tykaÅ‚ o lasce, żeby przypatrzeć siÄ™ wido­
wisku, zdecydował się na pochwałę.
- No, to panie handlarzu znalazłeś sobie prawdziwy
skarb, nie żonę. Nasze baby piszczą, jakby je odzierano
ze skóry, a ona milczy jak ta Madonna na obrazie w ka­
plicy. Wolę żonę z wyrwanym językiem, niż z ozorem,
który nigdy nie śpi. Bo to niemowa, prawda?
- Niezupełnie, ojcze - odparł Niccolo z bezczelnym
uśmiechem na twarzy, rad, że udało mu się właśnie
sprzedać rumianej i hożej dziewoi tandetny kościany
grzebyk. - Kiedy jej na to pozwalam, odzyskuje mowÄ™.
Czyż nie tak, żono?
Marina miaÅ‚a już tego wszystkiego serdecznie do­
syć. Dzierżyła właśnie w ręku miedzianą chochlę, na
którÄ… miaÅ‚y ochotÄ™ dwie sÄ…siadki, co wynikaÅ‚o z ich roz­
mowy, gdy nie namyÅ›lajÄ…c siÄ™ wiele, walnęła niÄ… w gÅ‚o­
wÄ™ swojego pana i męża, że aż huknęło. To powin­
no nauczyć go, żeby publicznie nie stroił sobie z niej
żartów!
Ze wszystkich ust wydobyÅ‚ siÄ™ gromki Å›miech, a sta­
rzec śmiał się najgłośniej. Niccolo skulił się i skrzywił,
po czym zaczął rozcierać sobie bolącą łepetynę. Robił
to z tak komicznym wyrazem twarzy, że Marina, która
gotowaÅ‚a siÄ™ do kolejnego ciosu, opuÅ›ciÅ‚a chochlÄ™ i sa­
ma zaniosła się od śmiechu.
Po raz pierwszy w swym życiu pozwoliła sobie na
tego rodzaju niepowstrzymany Å›miech. WrÄ™cz zaÅ›mie­
waÅ‚a siÄ™, naÅ›ladujÄ…c w tym pewne damy ze swego oto­
czenia na zamku w Noverze, które równie szalonym
i niepohamowanym śmiechem reagowały na psikusy
i wygłupy błaznów, komediantów i żonglerów, kiedy
ci w czas karnawaÅ‚u zjeżdżali do miasta caÅ‚ymi trupa­
mi, by dawać przedstawienia. Ona, Marina, śmiała się
wówczas jedynie oczami i wargami, które rozciągała
raz mniej, a raz bardziej, gdyż jej dostojeÅ„stwo nakÅ‚a­
dało na nią wymóg zachowania powściągliwości
w każdej sytuacji. Ale tutaj, na placyku przed koÅ›cio­
łem, w wiosce, której nazwy nie znała, ubrana niczym
przekupka i ukryta pod przybranym imieniem, będąc
we władzy łajdaka, który za nic miał jej urodzenie - po-
zwoliła sobie na śmiech całą swoją istotą, całym swoim
ciałem. Było to okropne i nieestetyczne, ale nic na to
nie mogła poradzić. Zrywała boki ze śmiechu, a wraz
z nią rechotali wszyscy pozostali, włącznie z Marco,
a nawet Niccolo, który wciąż trzymaÅ‚ siÄ™ za swojÄ… bied­
nÄ… gÅ‚owÄ™. CaÅ‚y plac rozbrzmiewaÅ‚ karnawaÅ‚owÄ… we­
sołością.
Mariana miała policzki mokre od łez, które lały się
z oczu obfitymi strugami, i życzyłaby sobie, ażeby
w życiu tak tylko pÅ‚akaÅ‚a - przy okazji Å›miechu. Nic­
colo wyjął z kieszeni lnianą chusteczkę i podszedłszy
do niej, rzekł:
- Uspokój się, żono. Nie jesteś klaczą na pastwisku,
wiÄ™c przestaÅ„ rżeć. W przeciwnym razie jeszcze naba­
wisz siÄ™ czkawki.
Ale nie o czkawkę mu chodziło, lękał się natomiast
możliwoÅ›ci zdrady. WiedziaÅ‚ bowiem, że kto od cier­
pienia i smutku przechodzi nagle do Å›miechu, temu Å‚a­
two jego Å›miech może przemienić siÄ™ w histeriÄ™. Zmie­
jąca się Marina budziła sympatię. Marina histeryzująca
zaczęłaby budzić usprawiedliwione podejrzenia.
Chusteczka, którÄ… trzymaÅ‚ w rÄ™ku, dotknęła jej poli­
czka, potem drugiego, a wreszcie, mokra, wróciła do
kieszeni jego kubraka. Wycierając jej łzy, nucił melodię
tej samej sproÅ›nej piosenki, którÄ… niedawno Å›piewaÅ‚ ze­
branym na placu wieÅ›niakom. Marina poczuÅ‚a siÄ™ zno­
wu małą dziewczynką, którą ktoś pieszczotami pociesza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl