,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odkręcę. Będę musiała ograniczyć się do poszukiwania Jazłowskich. Jeżeli uda mi się kogoś z tej rodziny odnalezć, to może przez niego trafię do innych krewnych. Polonia we Lwowie to raptem dwieście osób i jeśli żyje ktoś o tym nazwisku, odnalezienie go będzie możliwe. Powinnam też bez większego trudu odnalezć rodzinny grobowiec Jazłowskich. Wiedziałam od ojca, że ten grobowiec znajduje się na cmentarzu Janowskim i chociaż dziadek nie jest w nim pochowany, to na życzenie babci jego imię zostało umieszczone na płycie. Odnalezienie grobu mamy w Poznaniu zajęło mi dziesięć minut i naiwnie wyobraziłam sobie, że we Lwowie odniosę równie łatwy sukces. * %7ładna agencja turystyczna nie chciała podjąć się rezerwacji miejsca w hotelu we Lwowie. Proponowano mi za to wycieczki - najbliższy termin w pazdzierniku. Wie pani, teraz trwa sezon, ludzie rezerwują miejsca z półrocznym wyprzedzeniem. Nie to nie. Znajdę sobie sama coś na miejscu. %7ładen kantor nie chciał zamienić moich złotówek na hrywny, czy jak się tam te pieniądze nazywają. Nie szkodzi. Kupiłam dolary. Dolary są mile widziane wszędzie na świecie, dlaczego we Lwowie miałoby być inaczej? Na dworcu PKS dowiedziałam się, że do Lwowa kursują tylko ich" autobusy. Już miałam kupić bilet, kiedy kasjerka, spojrzawszy na mnie jakoś dziwnie, nachyliła się do dziury w szkle i powiedziała: - Za kwadrans startuje autokar do Lwowa, ze stanowiska siedemnaście. Pani pójdzie zobaczyć. Poszłam. Stary, chyba dwudziestoletni san grzał motor, w ładowniach upychano do oporu pękate, pasiaste torby, takie same torby zapełniały po sufit wnętrze. Zdawało się, że już niczego więcej dopchnąć się nie da, a jednak przy wejściu tłoczyło się jeszcze kilkanaście osób z kilkudziesięcioma pasiastymi torbami... O Jezu. Na dworze było trzydzieści stopni, wewnątrz musi być ze czterdzieści, pomyślałam. Piętnaście godzin w czymś takim... piętnaście pod warunkiem, że się toto nie rozleci na pierwszym zakręcie. Wróciłam, żeby podziękować kasjerce za dobrą radę. Sypialny kosztował majątek i mogłam dostać miejsce dopiero za dwa dni, ale pal sześć. Stać mnie było i miałam czas. Właściwie ten sypialny nie był mi do niczego potrzebny, pociąg startuje o dziewiątej rano i przyjeżdża do Lwowa krótko po północy. Problem w tym, że jest to pociąg do Kijowa i innych miejsc niż sypialne w nim nie ma. Chociaż oczywiście trzy czwarte pasażerów wysiada we Lwowie. Logika postsowiecka. Wróciłam do domu i załadowałam pranie do pralki. Czyste majtki to podstawa, tylko co z resztą? Czy kontynuować styl koszulowo - trampkowy, czy też zabrać jakieś nowo nabyte kreacje? Byłam pewna, że zamieszkam w hotelu - po cichu marzył mi się hotel George'a. Hotel George'a... to zobowiązuje. Wyjęłam z szafy sukienkę z ciemnoczerwonego jedwabiu w małe, z rzadka rozsiane czarne jaskółki. Cienkie ramiączka, dekolt z przodu i z tyłu, wysoko odkryte kolana. Tak, to jest to - kolacja w hotelu George'a. Do tego lakierowe sandałki z cieniutkiej skórki i koniecznie czarne, onyksowe klipsy. Właśnie zastanawiałam się nad wyborem odpowiedniej torebki, kiedy zadzwonił telefon. To mógł być każdy... Wytrzymałam pięć dzwonków, potem z walącym głucho sercem podniosłam słuchawkę. - No jesteś. Mimo że w uszach szumiała mi krew, poznałam głos. No i ta odzywka. To Zbyszek. Mówił coś szybko, a ja powoli wyrównywałam oddech. Czy to następna kontrola skarbowa? - Czekaj... nie rozumiem, powtórz. - Mówię, że lepiej, żebyśmy poszli razem. Na to wesele. - Jakie wesele? - O kurczę... no przecież Jacka. Byliśmy zaproszeni już dwa miesiące temu. Wiem, że się powaliło, ale byliśmy zaproszeni razem i zaraz będą ploty. Przyjadę po ciebie... - Kiedy? - W sobotę, o czwartej. - Nie mogę. Pojutrze wyjeżdżam do Lwowa, do rodziny. - Ty... masz rodzinę we Lwowie? - Tak. - Nie wiedziałem... Nic o mnie nie wiedziałeś. Ale tak Bogiem a prawdą to i ja o tej rodzinie nic nie wiedziałam. I dalej nie wiem. - A nie możesz tego wyjazdu o parę dni przełożyć? - Mam już bilet. - Bilet można wymienić. Jacek to mój kolega, nie Zbyszka. Zaprosił nas oboje, bo byliśmy wtedy razem. Ale już nie jesteśmy i właściwie... tam będzie mnóstwo znajomych, może być fajnie... tylko że mnie to w ogóle nie rajcuje. - Wytłumaczysz mnie. Zresztą nie, sama zadzwonię do Jacka. Baw się dobrze. Odłożyłam słuchawkę i wtedy dopiero uświadomiłam sobie, że przecież jestem w żałobie. Jak w ogóle mogłam o tym nie pomyśleć? Och, tato... udało ci się odejść równie niepostrzeżenie, jak niepostrzeżenie udawało ci się żyć... * Postanowiłam, że przed podróżą dobrze się wyśpię. Przed południem zrobiłam zakupy - kilka bombonierek wedlowskiej czekolady, lubuska whisky, śliwowica, żubrówka, parę butelek czystej wódki. Tu raczej kierowałam się ładnym wyglądem butelek niż smakiem - bardzo rzadko zdarza mi się napić wódki i zawsze potem rzygam. Obawiam się, że jeszcze zanim się porzygam, udaje mi się nagadać bzdur. Dlatego staram się unikać wódki. Po zastanowieniu dokupiłam do tego kilka paczek kawy, kilka tabliczek czekolady i trochę kolorowych słodyczy. Aha, i guma do żucia, koniecznie. Wszystkie te delikatesy przeznaczone były dla członków mojej ewentualnej lwowskiej rodziny, a przecież nie wiedziałam nic o ich upodobaniach; nie wiedziałam nawet, czy istnieją - tym bardziej nie miałam pojęcia, czy posiadają nieletnie potomstwo. Kiedy umieściłam to wszystko w plecaku, mój plecak jęknął. Czy ja to udzwignę? Jasne, że udzwignę, w końcu jestem kobietą silną i dzielną, tyle że poruszać się będę nachylona ku ziemi pod kątem mniej więcej czterdziestu pięciu stopni. Nieważne, byle do przodu. Resztę [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|