, 0993. Gordon Lucy Lato w Rzymie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powiedzieć mi więcej o jej matce.
- Na pewno wiesz już wszystko od mojej córki.
- Owszem, wspomina mi o niej, ale to zupełnie co innego i doskonale o
tym wiesz. Przecież jest dzieckiem i tak wielu rzeczy nie wie, nawet o sobie
samej. Szamoce się, próbując odnalezć matkę we mnie, oby jednak szybko
zrozumiała, że to próżny trud. Nie byłoby dobrze, gdyby wmówiła sobie, że jej
mama w jakiś sposób powróciła. Postępuję z Lizą bardzo ostrożnie, ale tak
naprawdÄ™ poruszam siÄ™ po omacku.
- Kierujesz się instynktem. Ta książka, którą razem czytacie, należała do
Carol. Czytywała ją Lizie, bo chciała, żeby nabrała wprawy w angielskim.
- Rozmawiamy w obu językach. Nie tylko ona uczy się ode mnie, ale i ja
od niej. - Uśmiechnęła się. - Z ogromnym zapałem szkoli mnie we włoskim i
czerpie z tego wielkÄ… satysfakcjÄ™. To podnosi jej samoocenÄ™.
- Carol mówiła to samo. Liza potrzebuje ciebie.
- Ciebie jeszcze bardziej.
- Potrzebuje matki.
- Potrzebuje obojga rodziców, ale to już nie jest możliwe. Straciła matkę i
nic tego nie zmieni. Ja jestem tylko jej substytutem, natomiast ty jesteÅ›
prawdziwym ojcem. Nikogo na świecie nie potrzebuje bardziej niż ciebie.
- Mówisz tak, jakby mnie przy niej nie było.
- 73 -
S
R
- Bo często tak jest. Pamiętasz, jak kiedyś rozmawiałyśmy o tobie w
ogrodzie, a ty się przysłuchiwałeś zza drzew?
- Tak...
- Musiałeś więc słyszeć, co o tobie powiedziała.
- Słyszałem - rzekł cicho. - Słyszałem...
- A mimo to odszedłeś. Powinieneś był podejść do niej, objąć ją i
powiedzieć, jak bardzo ją kochasz. Dlaczego nigdy tego nie robisz?
- SkÄ…d wiesz? Nie zawsze jesteÅ› z nami.
- Wątpię, żebyś był bardziej wylewny, gdy jesteście tylko we dwoje.
- To prawda. Nie jestem wylewny.
Nie wierzyła mu. Pamiętała mężczyznę z fotografii.
- Czy nie wymagasz zbyt wiele od ośmioletniego dziecka? A co z jej
potrzebami? Dlaczego nie starasz się jej zrozumieć? Powinieneś nieustannie
zapewniać ją o swojej miłości i widywać ją tak często, jak tylko się da.
Przytulać, obejmować, uśmiechać się, podziwiać osiągnięcia. Kiedyś to umiałeś,
dlaczego więc teraz sprawia ci to taką trudność? Wiem, że ją uwielbiasz,
wszyscy to mówią...
- Wszyscy? - przerwał jej ostro. - Z kim o tym rozmawiałaś? Z moją
służbą?!
- Nie wiń ich. I nie patrz na mnie z taką wściekłością. Tu nie chodzi o
zwykłe plotkowanie. Starają się jedynie zaznajomić mnie z sytuacją.
Opowiadają mi o tym, jak bardzo kochasz Lizę i jakim wspaniałym ojcem
zawsze byłeś.
- Jestem pewien, że mieli dobre intencje - oznajmił chłodno. - Zresztą
podobnie jak ty. A teraz skończmy już ten temat.
- Gdybyśmy tylko mogli...
- Zrobiło się bardzo pózno. Musisz padać z nóg, a mnie czeka ciężki
dzień. Kelner!
- 74 -
S
R
Chwila minęła. Wkrótce wsiedli do taksówki i ruszyli w drogę powrotną,
rozmawiajÄ…c o wszystkim i niczym. Dopiero kiedy znalezli siÄ™ w domu, Matteo
spojrzał Holly w oczy i powiedział:
- Przepraszam.
- Zachowałam się nietaktownie.
- Nie, to moja wina. Niektóre tematy są dla mnie bardzo trudne, ale nie
miałem prawa tak ostro reagować.
- Chciałbyś jeszcze porozmawiać? - spytała miękko.
Choć stali w holu i jego twarz była pogrążona w cieniu, wiedziała, że
prawie się zgodził.
- Matteo. - Po raz pierwszy użyła jego imienia. - Naprawdę nie możesz mi
zaufać?
- Ależ ufam ci. Doskonale o tym wiesz. Tylko że... - Chwycił ją za rękę,
jakby kryło się w niej coś, czego szukał.
- Holly - szepnÄ…Å‚. - Holly, gdyby tylko...
W jego głosie zabrzmiało coś, od czego jej serce zaczęło żywiej bić.
Patrzył na jej dłoń, powoli splatał palce z jej palcami, gdy nagle nad ich
głowami rozległ się radosny głos Lizy:
- Tatusiu! - W jednej chwili rozpletli dłonie. - Myślałam, że już nigdy nie
wrócisz. - Zaczęła schodzić ze schodów tak szybko, jak powalała jej na to chora
noga.
Matteo rozłożył ramiona i złapał ją na samym dole.
- Nie powinnaś już dawno spać?
- Czekałam na ciebie i Holly.
- Jestem tutaj. - Holly ruszyła w jej kierunku, szczęśliwa, że Matteo
przytulił córkę.
- To dobrze.
Dziewczynka oparła buzię o pierś ojca, który wpatrywał się gdzieś w dal.
Holly dotąd nie widziała człowieka tak bardzo przepełnionego rozpaczą.
- 75 -
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Słowa Holly musiały trafić do Mattea, bo następnego ranka zapukał do
córki i zapytał, czy już wstała. Dziewczynka natychmiast otworzyła drzwi i
rzuciła mu się w ramiona. Matteo posadził ją na wózku i sprowadził na dół.
Razem zjedli śniadanie, a kiedy skończyli, spojrzał na Holly z pytaniem w
oczach, jakby szukał u niej aprobaty.
Po południu zadzwonił do niej z pracy i powiedział:
- Moglibyśmy spróbować jeszcze raz. Być może tym razem pójdzie nam
lepiej.
Serce Holly zaczęło bić żywiej. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo
czekała na taką propozycję. Tym razem Matteo nie skorzystał z kierowcy, tylko
przyjechał po nią samochodem i zabrał do małej restauracji na wzgórzu.
Rozciągał się z niej wspaniały widok na Tyber i cały Rzym z górującą nad
wszystkim kopułą katedry Zwiętego Piotra.
Tym razem unikali drażliwych tematów i prowadzili lekką rozmowę,
ciesząc się miłym posiłkiem i swoim towarzystwem.
- Jeszcze kawy? - spytał na koniec.
- Poproszę. - W tej samej chwili dostrzegła mężczyznę, który uniósł rękę,
aby pozdrowić Mattea. - To policjant!
- Spokojnie, to Pietro. Był kiedyś moim ochroniarzem. Na pewno nie
będzie nas niepokoił.
- Ochroniarzem?
- Kilka lat temu brałem udział w procesie Fortesego. Był groznym
przestępcą, dlatego policja przydzieliła mi ochronę. Skazałem go na trzydzieści
lat. Od tamtej pory siedzi w więzieniu.
- Groził ci?
- 76 -
S
R
- Nie bardziej niż inni. To często się zdarza. Jak widzisz, my, Włosi, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl