, Goodnight Linda Jak w bajce... 2 ZamoĹźny kawaler 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

złotego cielca. Przekonałem się o tym bardzo wcześnie. Kiedy
miałem dziesięć lat, podsłuchałem, jak koleżanka z klasy mó-
wiła do swojej przyjaciółki, że matka kazała jej zaprosić na
urodziny tego  brudnego Meksykańca", bo jego ojciec jest bo-
gatym lekarzem.
S
R
Och, Diego... - Uścisnęła jego dłoń. - Dla dziecka to straszne
przeżycie.
Ten pogardliwy, rasistowski ton, a zarazem padanie na kolana
przed pieniędzmi mojego ojca... To oczywiście skrajna sytu-
acja, ale jakże często przez te wszystkie lata okazywało się, że
nie ja się liczę, tylko mój majątek.
- Co za głupcy... Nie wiedzą, jak wiele stracili.
Spojrzał na nią z zachwytem. W ciemnych oczach mi
gotały płomyki świec. Ujął jej dłoń.
- Jesteś niezwykłą kobietą, Ruthie.
Wolała zmienić temat, więc odsunęła się i upiła wina.
- Jak trafiłeś do armii?
Nadział na widelec szparag i zamoczył delikatne warzywo w
sosie holenderskim.
Nie umiałem pogodzić stylu życia mojego ojca z etyką lekar-
ską.
A styl życia w armii ci odpowiada? - Sama nie wierzyła, że
zadała to pytanie, jednak płynęło ono prosto z serca.
A także z subtelnie zmysłowego nastroju, jaki zapanował przy
oświetlonym świecami stole. Zdawała sobie sprawę, do czego
ten wieczór prowadzi, więc chciała wiedzieć jak najwięcej o
swym... kochanku.
Spojrzał na nią z powagą.
- Armia to moje życie. Taki po prostu jestem.
To właśnie chciała wiedzieć. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w
sercu. Wykwintne potrawy straciły smak. Mimo to, choć oka-
zało się, że Diego jest zdeklarowanym żołnierzem, tliła się w
niej iskierka nadziei, że może jednak nie jest to decyzja na całe
życie.
Z drugiej jednak strony, co jej do tego? Diego był ż innej bajki.
S
R
Wstała, ukrywając twarz w ciemnościach, poza zasięgiem mi-
goczących świec. Podeszła do balustrady, spojrzała w dół.
Pachnący morzem wiatr niósł z plaży śmiech i odgłosy muzyki.
W górze srebrzysty księżyc. Zwiatła błyskały w dole niczym
robaczki świętojańskie. Morski plankton nadawał wodom do-
okoła wyspy zielonkawą poświatę, skąd się wzięła jej nazwa,
jako że  La Torchere" po francusku znaczy  świecznik".
Cichy przybój obmywał piasek, lekka bryza kołysała palmami.
Dookoła panował spokój, w niej jednak szalała burza.
-Wspaniała noc. - Diego stanął obok niej, patrzyli przed siebie.
Był tak blisko, że jej gołe ramiona pokryła gęsia skórka. Prze-
szył ją dreszcz.
Diego zauważył to i objął ją.
W tej sukni pewnie jest ci zimno. Zaśmiała się sztucznie.
Uważasz, że za słabo mnie okrywa? Objął ją mocniej i mruknął
do ucha:
-Dawno nie spotkałem tak seksownej kobiety w tak seksownej
sukience.
- Nic dziwnego. Za długo byłeś w dżungli.
Parsknął śmiechem.
Ruthie wahała się, czy poprosić, żeby odsunął rękę, czy błagać,
żeby tego nie robił.
- Spójrz. - Wskazała na morską dal. - Tam płynie jakiś statek.
W oddali sunął wodą ciemny kształt z bladymi światłami wo-
kół.
Ile razy stałaś na balkonie i patrzyłaś w morze?
Ani razu. - Była zbyt zajęta, by podziwiać pejzaże.
S
R
Diego delikatnie odwrócił ją twarzą do siebie i pogłaskał zaró-
żowiony policzek.
Kobieta taka jak ty zasługuje na coś więcej.
Och, naprawdę? A na co zasługuje kobieta taka jak ja? - Flir-
towała, igrała z ogniem i zdawała sobie z tego sprawę.
Pragnęła czerpać z tej nocy każdą minutę, aż po kres, nawet
gdyby miała to być noc pierwsza i ostatnia.
- Kobieta taka jak ty zasługuje na... - wziął ją w ramiona - ta-
niec w świetle księżyca.
Poprowadził ją wokół balkonu w romantycznym walcu. Z
każdy krokiem przyciskał ją mocniej, aż oparła głowę na jego
piersi.
Kołysali się w rytmie fal, niczym palmy na wietrze. Każda jej
cząstka reagowała na jego dotyk nieopisanym pragnieniem
niemożliwej miłości.
Diego zatrzymał się, uniósł jej twarz.
Ruthie, chcę być z tobą tej nocy. Teraz.
Wiem - zamruczała ochryple, jakby nieswoim głosem. Też
tego chciała.
- Do mojego wyjazdu pozostało nam niewiele czasu.
Te słowa podziałały na nią jak kubeł zimniej wody. Chce
ją kochać i zostawić. Trudno jej było to przyjąć. Krew pul-
sowała w skroniach. -Kiedy?
- W środę.
-W środę... - Serce w niej zamarło. Jeszcze pięć dni i już nigdy
go nie zobaczy.
- Pójdziesz ze mną do mojego pokoju?
Położyła palec na jego wargach.
- Chciałabym, ale ty wkrótce wyjeżdżasz. Nie wiem, czy będę
umiała z tym żyć. Ja... pragnę czegoś więcej.
S
R
Więcej? - Puścił ją i odsunął się, nie odrywając od niej ba-
dawczego spojrzenia. - To znaczy?
Nie chodzi mi o twoje pieniądze i pozycję. - Skrzyżowała ręce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl