,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
robiło mu się niedobrze na samą myśl, że dalej będzie musiał ją oszukiwać? Zanim sobie to uświadomił, już trzymał ją w ramionach. Jego usta pragnęły jej ust tak bardzo, jakby nie całował jej od wielu miesięcy. A przecież całowali się zaledwie kilka godzin temu. Sunny odpowiedziała mu żarliwie i słodko, aż stając na palcach, żeby jej usta jeszcze mocniej przywarły do jego ust. Starł palcami z policzków łzy, pochylił się i oparł swoje czoło o czoło Sunny. -Zapomniałaś o czymś. Pociągnęła głośno nosem, a potem szepnęła: -O czym. -O tym, że byłem w rangerach, jednostce specjalnej. Zabijanie przychodzi mi trochę łatwiej niż przeciętnemu facetowi. A tobie potrzebny jest właśnie ktoś, kto będzie pilnował twoich pleców. Potrafię to robić. Poza tym sądzę, że o naszym awaryjnym lądowaniu w kanionie na pewno zrobi się głośno. Nie zdziwię się, jeśli na lotnisku w Seattle czatować na nas będą reporterzy z prasy, radia i telewizji. Przecież o naszym zaginięciu poinformowano Federalną Agencję Lotniczą, a więc jednostkę federalną. Będą sprawdzać nas oboje. I przy okazji ten ktoś z FBI, kto pracuje dla twojego 125 ojca, może dokopać się do informacji o tobie i powiadomi twojego ojca. A twój ojciec natychmiast spuści ze smyczy swoje psy. Dowiedzą się, że byłem z tobą, więc ja już i tak mam przechlapane, Sunny. -O, Boże... Twarz Sunny była blada jak papier. -Chance, co ty mówisz! Telewizja? Nie... Sunny była bardzo podobna do swojej matki. Chance widział przecież stare zdjęcie Pameli Vickery Hauer. Ktoś, kto znał Pamelę, na pewno zauważy podobieństwo. Sunny doskonale zdawała sobie z tego sprawę, dlatego bała się telewizji jak ognia. Podniósł jej dłoń, pocałował smukłe palce i dokończył z uśmiechem: - Nie martw się, skarbie, jeśli trzeba, potrafię być niezłym sukinsynem. Ludzie twojego ojca mogą się na mnie zdrowo przejechać. Naturalnie, zawsze musi być tak, jak on to sobie postanowi, myślała gorzko Sunny, stojąc póznym wieczorem w strugach gorącej wody w hotelowej łazience. Oczywiście wcale się nie rozstali, tylko razem pojechali do hotelu, gdzie Chance osobiście wybrał apartament z dwoma wyjściami. A co do ekipy telewizyjnej - a ściślej, nawet kilku - też oczywiście miał rację. Tego dnia w Stanach nie wydarzyło się nic szczególnego i dziennikarze telewizyjni jak wyposzczone piranie rzucili się na tę interesującą historię. Problem był tym większy, że nie były to tylko telewizje lokalne, lecz także dwa kanały o zasięgu ogólnokrajowym. Sunny starała się jak najskuteczniej unikać kamer, odnosiła jednak wrażenie, że wszyscy byli przede wszystkim skupieni na jej osobie, i to głównie do niej kierowano pytania. Miała cichą nadzieję, że przynajmniej dziennikarki zainteresują się Chancem, ale on miał minę tak posępną i odpychającą, że jakoś nikt nie ośmielał się do niego przystąpić. Sunny przed kamerą nie udzieliła żadnej wypowiedzi - tak, jak podszepnął jej Chance. Dopiero kiedy kamery wyłączono, przekazała krótki 126 komentarz, który dziennikarze będą mogli wykorzystać w swoich programach. Było już za pózno, żeby informacja o ich przygodzie w kanionie podana została w wiadomościach wieczornych. Jeśli jednak w nocy nie zdarzy się nic bardziej godnego uwagi, za kilka godzin będzie to główna sensacja, którą telewizja zaserwuje do porannej kawy kilku milionom obywateli tego kraju. Tym sposobem Sunny Miller zostanie przedstawiona wszystkim wszem i wobec. A to oznacza, że trzeba będzie natychmiast rzucić pracę i przeprowadzić się, z czym kłopot będzie najmniejszy, bo jej dobytek był prawie zerowy. Trzeba będzie też zmienić nazwisko. Jednym słowem, stworzyć sobie całkiem nową tożsamość. W sumie to wszystko nie będzie żadną wielką tragedią, bowiem z taką ewentualnością liczyła się zawsze. Prawdziwym problemem był Chance. Mimo najszczerszych chęci nie mogła się go pozbyć. Próbowała umknąć mu na lotnisku. Kiedy odwrócił się plecami, ona, skulona, po cichutku wsunęła się do taksówki, która jakimś cudem właśnie podjechała. Zanim zdążyła podać taksówkarzowi adres, pod który miała doręczyć przesyłkę, Chance otwierał już drzwi z drugiej strony. Pojechał, naturalnie, razem z nią, szedł za nią w odpowiedniej odległości i nie odstępował jej na krok. I tak już zostało. Teraz też była pewna, że kiedy otworzy drzwi łazienki, napotka od razu wzrok Chance'a, rozwalonego na łóżku. Nie doceniała go. Nie musiała otwierać drzwi, bo on sam je otworzył. W chwili, kiedy chciała spłukać szampon z włosów, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|