, Howard Linda 02 Sunny, dziewczyna słoneczna 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

robiło mu się niedobrze na samą myśl, że dalej będzie musiał ją
oszukiwać?
Zanim sobie to uświadomił, już trzymał ją w ramionach. Jego
usta pragnęły jej ust tak bardzo, jakby nie całował jej od wielu
miesięcy. A przecież całowali się zaledwie kilka godzin temu.
Sunny odpowiedziała mu żarliwie i słodko, aż stając na
palcach, żeby jej usta jeszcze mocniej przywarły do jego ust.
Starł palcami z policzków łzy, pochylił się i oparł swoje
czoło o czoło Sunny.
-Zapomniałaś o czymś. Pociągnęła głośno nosem, a potem
szepnęła:
-O czym.
-O tym, że byłem w rangerach, jednostce specjalnej.
Zabijanie przychodzi mi trochę łatwiej niż przeciętnemu
facetowi. A tobie potrzebny jest właśnie ktoś, kto będzie
pilnował twoich pleców. Potrafię to robić. Poza tym sądzę, że o
naszym awaryjnym lądowaniu w kanionie na pewno zrobi się
głośno. Nie zdziwię się, jeśli na lotnisku w Seattle czatować na
nas będą reporterzy z prasy, radia i telewizji. Przecież o
naszym zaginięciu poinformowano Federalną Agencję
Lotniczą, a więc jednostkę federalną. Będą sprawdzać nas
oboje. I przy okazji ten ktoś z FBI, kto pracuje dla twojego
125
ojca, może dokopać się do informacji o tobie i powiadomi
twojego ojca. A twój ojciec natychmiast spuści ze smyczy
swoje psy. Dowiedzą się, że byłem z tobą, więc ja już i tak
mam przechlapane, Sunny.
-O, Boże... Twarz Sunny była blada jak papier.
-Chance, co ty mówisz! Telewizja? Nie...
Sunny była bardzo podobna do swojej matki.
Chance widział przecież stare zdjęcie Pameli Vickery Hauer.
Ktoś, kto znał Pamelę, na pewno zauważy podobieństwo.
Sunny doskonale zdawała sobie z tego sprawę, dlatego bała się
telewizji jak ognia.
Podniósł jej dłoń, pocałował smukłe palce i dokończył z
uśmiechem:
- Nie martw się, skarbie, jeśli trzeba, potrafię być niezłym
sukinsynem. Ludzie twojego ojca mogą się na mnie zdrowo
przejechać.
Naturalnie, zawsze musi być tak, jak on to sobie postanowi,
myślała gorzko Sunny, stojąc póznym wieczorem w strugach
gorącej wody w hotelowej łazience. Oczywiście wcale się nie
rozstali, tylko razem pojechali do hotelu, gdzie Chance
osobiście wybrał apartament z dwoma wyjściami. A co do
ekipy telewizyjnej - a ściślej, nawet kilku - też oczywiście miał
rację. Tego dnia w Stanach nie wydarzyło się nic szczególnego
i dziennikarze telewizyjni jak wyposzczone piranie rzucili się
na tę interesującą historię. Problem był tym większy, że nie
były to tylko telewizje lokalne, lecz także dwa kanały o zasięgu
ogólnokrajowym.
Sunny starała się jak najskuteczniej unikać kamer, odnosiła
jednak wrażenie, że wszyscy byli przede wszystkim skupieni
na jej osobie, i to głównie do niej kierowano pytania. Miała
cichą nadzieję, że przynajmniej dziennikarki zainteresują się
Chancem, ale on miał minę tak posępną i odpychającą, że jakoś
nikt nie ośmielał się do niego przystąpić. Sunny przed kamerą
nie udzieliła żadnej wypowiedzi - tak, jak podszepnął jej
Chance. Dopiero kiedy kamery wyłączono, przekazała krótki
126
komentarz, który dziennikarze będą mogli wykorzystać w
swoich programach.
Było już za pózno, żeby informacja o ich przygodzie w
kanionie podana została w wiadomościach wieczornych. Jeśli
jednak w nocy nie zdarzy się nic bardziej godnego uwagi, za
kilka godzin będzie to główna sensacja, którą telewizja
zaserwuje do porannej kawy kilku milionom obywateli tego
kraju. Tym sposobem Sunny Miller zostanie przedstawiona
wszystkim wszem i wobec. A to oznacza, że trzeba będzie
natychmiast rzucić pracę i przeprowadzić się, z czym kłopot
będzie najmniejszy, bo jej dobytek był prawie zerowy. Trzeba
będzie też zmienić nazwisko. Jednym słowem, stworzyć sobie
całkiem nową tożsamość. W sumie to wszystko nie będzie
żadną wielką tragedią, bowiem z taką ewentualnością liczyła
się zawsze.
Prawdziwym problemem był Chance. Mimo najszczerszych
chęci nie mogła się go pozbyć. Próbowała umknąć mu na
lotnisku. Kiedy odwrócił się plecami, ona, skulona, po cichutku
wsunęła się do taksówki, która jakimś cudem właśnie
podjechała. Zanim zdążyła podać taksówkarzowi adres, pod
który miała doręczyć przesyłkę, Chance otwierał już drzwi z
drugiej strony. Pojechał, naturalnie, razem z nią, szedł za nią w
odpowiedniej odległości i nie odstępował jej na krok.
I tak już zostało. Teraz też była pewna, że kiedy otworzy
drzwi łazienki, napotka od razu wzrok Chance'a, rozwalonego
na łóżku.
Nie doceniała go. Nie musiała otwierać drzwi, bo on sam je
otworzył. W chwili, kiedy chciała spłukać szampon z włosów, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl