,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A poza tym na kontynencie nie ma niebezpiecznych zwierząt - dodał lekarz. Potykając się w mroku i uważając na głowy, brnęliśmy dalej. Gdy dotarliśmy wreszcie do wylotu, wzrok tak przywykł do ciemności, że rozgwieżdżone niebo wydało się nader jasne. - Teraz cicho - ostrzegł Stirner. - Mogą być blisko, a po nocy głos tu dobrze niesie. - Poczekajcie tutaj. Załatwię sprawę jak najszybciej - poleciłem i wystawiłem ostrożnie głowę na zewnątrz. Nikt mi jej nie odstrzelił, nikt mi też nie dał w łeb. Dobrze. Wylot kanału znajdował się na niezbyt stromej skarpie, nieco powyżej lustra wody, powyżej była elektrownia. Wspiąłem się na górę i rozchyliłem bujnie rosnącą trawę. Mogłem sobie pogratulować - nie dalej niż dwadzieścia metrów ode mnie stała pancerka dowodzenia, a wokół nie było widać żywej duszy. Cicho pokonałem ową odległość i równie cicho dostałem się do pojazdu. Skrzynka tkwiła pod siedzeniem, sięgnąłem zatem do środka. Była pusta! Dokładnie w tym samym momencie za moimi plecami otworzyły się drzwi do sali turbin i zalało mnie światło. W drzwiach stał sierżant Blogh. W prawej dłoni trzymał broń, w lewej ptaka. - Tego pan szuka, panie kapitanie? - spytał spokojnie. Przyznaję, że mnie zatkało. 20 Jest pan zbiegłym przestępcą - uśmiechnął się złośliwie sierżant. - Przysłali tu helikopter i zabrali wszystkie pana rzeczy, a ja dopiero po ich odlocie przypomniałem sobie, jaką troską darzył pan zawsze te manierki. Dotąd myślałem, że z powodu zawartości, ale skoro okazało się, że jest pan szpiegiem, przeszukałem skrzynkę. Znalazłem to coś, ale nie zameldowałem, bo chciałem jeszcze z panem sobie porozmawiać, i wygląda na to, że się doczekałem, hę, hę& Teraz proszę powoli wyjść z wozu i trzymać ręce nad głową. Wylazłem jak chciał, a przez cały czas myślałem intensywnie. - Chciałbym odzyskać tego ptaka, sierżancie - zaproponowałem spokojnie. - Pewnie, że pan by chciał. Ale niby czemu miałbym go panu oddać? - By uratować sporo ludzi. Dzięki niemu możemy skończyć tę inwazję, zanim zamieni się w masakrę. - Masakra mi nie przeszkadza. - Przestał się uśmiechać. - Jestem żołnierzem, a ty szpiegiem i zamierzam przekazać cię, jak i tego ptaka, przełożonym, co znacznie poprawi moje widoki na dobrą, wojskową karierę. Od razu uprzedzam, że gówno mnie obchodzi, ilu ludzi przy tym zginie. - Aapówka nie wchodzi w grę? - Nie. - Nie mówię o małej łapówce. Mówię o dziesięciu tysiącach galaktycznych kredytów wypłaconych natychmiast po zjawieniu się tu Marynarki Ligi. Gwarantuję to słowem honoru. - Słowo szpiega? Dziesięć tysięcy czy dziesięć milionów, to i tak nic dla mnie nie znaczy. Skończysz pod murem, szpiclu. Za plecami zupaka coś niespodziewanie drgnęło, rozległo się głuche łupnięcie i podoficer zwalił się ciężko na ziemię. Nie zastanawiając się na przyczynami tego fenomenu, rzuciłem się ku jego broni. - %7ładne takie - rozległ się nowy głos. - Niech pan jej lepiej nie dotyka, kapitanie. Dawniej kapral, obecnie szeregowy Aspya wyszedł z cienia mierząc we mnie z automatu, którego kolba przed chwilą zetknęła się z głową sierżanta. - Zastanawiałem się, po jaką cholerę ten trep tu siedzi po nocy przy pancerce, teraz już wiem - uśmiechnął się złośliwie. - Ja biorę łapówki. Ale tym razem będzie to dwadzieścia tysięcy. - Oddaj ptaka, a dostaniesz trzydzieści nowych, tytanowych kredytów, ledwie ta inwazja się skończy. W budynku Ligi na Brastyr, masz na to moje słowo. - Mam numer 32959727, jest wielu Aspyów w armii - dodał i zniknął. Ja zresztą też. Złapałem ptaka i pędem dołączyłem do czekających, zanim zdążyli pojawić się następni chętni do łatwego zarobku. - Gazem! - poleciłem. - Zaraz może się tu zrobić gorąco! Nie trzeba ich było popędzać. Szybko pokonaliśmy tunel i spory kawał lasu. Gdzieś po drodze albo zastrzyk przestał działać, albo nie zauważyłem jakiejś gałęzi, bo ostatną rzeczą, jaką pamiętam, było to, że padłem na pysk. Obudziłem się leżąc na plecach tuż na skraju lasu. Zaczynało świtać. - Ptak! - Tu jest - odezwał się z boku Stirner. - Zemdlałeś, więc nieśliśmy cię na zmianę, bo Lum stwierdził, że następny zastrzyk może rozłożyć cię na dłużej. - Jesteście nie do zdarcia. Dzięki serdeczne, bo i co więcej mogę powiedzieć. Szukają nas? - Niczego nie słyszeliśmy, ale też szliśmy, dopóki było ciemno. Te lasy są rozległe, więc w razie czego, poszukiwania zabiorą im trochę czasu. Zresztą niedaleko jest bezpieczna kryjówka. - To miłe, bo sądzę, że niezle się wkurzą, gdy usłyszą transmisję. O ile już nie ogłoszono alarmu, bo miałem w elektrowni nieprzewidziane spotkanie. - Siadłem z jękiem, a obok zjawił się Lum ze strzykawką. - Przeciwbólowy - powiedział. - Stymulatory poszły na razie w odstawkę. Po zabiegu wziąłem ptaka i nacisnąłem gdzie trzeba. Coś świsnęło i oczka zalśniły. - To nagrana wiadomość od kapitana Waroda - oznajmił i przewrócił się na grzbiet. - Na piersi jest pokrywka, proszę ją zdjąć. - Lata świetlne ode mnie i dalej rozkazuje - mruknąłem, ale poszukałem klapki między piórami. Przycisnąłem ją i odskoczyła, ukazując podświetloną klawiaturkę z cyframi. - Podaj koordynaty słońca tego systemu albo planety, na której jesteś - polecił ptak. - A skąd niby mam je znać? - Jeśli ich nie znasz, ustaw pokrętło na czerwonej kresce. Przekręciłem. Ptak otworzył dziób, wysunął zeń chyba ze dwa metry anteny. Coś zajęczało, antena zniknęła i ptak ucichł. - Interesujące - ocenił Lum. - Możesz mi wyjaśnić, o co tu chodzi? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|