,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i z takim obrzydzeniem, jak patrzy się na zadeptywanego robaka; jakby wyrządziła mu jakąś wielką osobistą krzywdę, jakby chciał ją zniszczyć, bez najmniejszego wahania i żalu. Ogarnęło ją przerażenie, nie mogła zaczerpnąć powietrza i 111 poczuła, jak wokół jej piersi zaciska się jakaś niewidoczna żelazna obręcz. Przecież oddała mu się bez reszty, jak mógł ją podejrzewać o taką zdradę? Jak mógł jej tak zupełnie nie ufać? Więc to wszystko nic dla niego nie znaczyło? Było jedynie przelotną przygodą, pomyślała z rozgoryczeniem. Poczuła się tak, jakby ktoś wylał jej na głowę kubeł zimnej wody. Raz jeszcze spojrzała na Joego, na jego obcą, wrogą twarz, i w tej samej chwili twarz Caroline zbladła, a jej oczy zmatowiały. - Więc nad czym pracowała pani tamtego poranka ? - powtórzył swoje pytanie. - Nie pamiętam. - Jej głos był teraz równie matowy, jak jej oczy. - Jeśli dobrze rozumiem, jestem podejrzana o sabotaż - dodała po chwili beznamiętnym głosem. - Nikt tego jeszcze nie powiedział - odparł kapitan Hodge. - Ale z tej rozmowy jasno wynika, o co chodzi. To praktycznie przesłuchanie, a może się jednak mylę? - Uporczywie wpatrywała się w kapitana. Nie mogłaby teraz spojrzeć Joemu w oczy. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek będzie to jeszcze możliwe. Być może, kiedy będzie już sama, łatwiej się pozbiera, ale teraz miała wrażenie, jakby coś wypalało ją od środka. Ból zawodu sprawił, że nie była w stanie poradzić sobie z sytuacją, w której się znalazła. - Jak dotąd, mimo wielokrotnych prób, nie udało nam się znalezć żadnego błędu w systemie laserowym samolotu, którym leciał kapitan Wade - wyjaśniła rzeczowo. - Omawialiśmy to dzisiaj w zespole i nasz szef, Yates Korleski, miał zamiar rozmawiać na ten temat dziś wieczorem z pułkownikiem Mackenziem. Sądzimy, że błąd tkwi w programie komputerowym. Kapitan Hodge zdawał się być zainteresowany jej słowami. - O jakim rodzaju błędu pani mówi? - Tego jeszcze nie wiemy. Musielibyśmy porównać program, który znajduje się w komputerze z oryginałem - wytłumaczyła - i zobaczyć, czy są w nim jakieś zmiany. - A jeżeli okaże się, że są, to co wtedy? 112 - To trzeba sprawdzić, jakiego rodzaju są to błędy - dodała. - Jeśli można spytać, czyj to był pomysł, żeby porównać nasz program z jego oryginałem? - zapytał Hodge. - Mój. - Co naprowadziło panią na ten pomysłu - dopytywał się kapitan. - W drodze eliminacji doszłam do wniosku, że po kilkakrotnym sprawdzeniu wszystkiego, co mogło zawierać błąd bądz mechaniczną usterkę, pozostał do sprawdzenia jedynie program komputerowy. Myślę, że być może tam udałoby się stwierdzić jakiś błąd. - Tak się składa, że ów program działał idealnie, zanim pojawiła się pani. Z drugiej strony rozumiem, że byłoby to nie lada osiągnięciem dla pani rozwiązać tak skomplikowany problem. Zszokowały ją te słowa, ale nawet nie drgnęła jej powieka. Popatrzyła jedynie na kapitana kamiennym wzrokiem. - Jako że to nie ja usiłowałam sabotować ten projekt, to faktycznie ma pan racje, że to właśnie mnie przypadłaby chwała za zlokalizowanie błędu. - O nic panią nie oskarżam - zaoponował kapitan. - Ja tylko wypełniam swoje... - Mam nienaganną reputację i właśnie dlatego się tu znalazłam - przerwała mu ostro. - Ale jednak nie wzięto pani do tego projektu od razu na samym początku. Nie była pani tym rozczarowana? - naciskał. - Nie, nie byłam, ponieważ pracowałam nad czymś innym. Trudno byłoby mi znalezć się w tym samym czasie jednocześnie w dwóch miejscach. Nie sądzi pan? Kiedy zakończyłam swoją pracę, a było to jakiś miesiąc temu, projekt Nocny Jastrząb był już od dawna w toku. To wszystko może sobie pan sprawdzić - dodała, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. 113 - Yhm... - mruknął pod nosem, przeglądając rozłożone na biurku notatki. Po chwili spojrzał na nią, lekko się uśmiechając. - Wydaje mi się, że to na razie wszystko, panno Evans. Może pani już odejść. Aha - dodał jeszcze - proszę na razie nie opuszczać bazy. Nie przyniosłoby to pani najmniejszych korzyści, gdyby panią złapano na próbie ucieczki. - A może także nie wolno mi korzystać z telefonuj - A czy potrzebuje pani do kogoś zadzwonić? - spytał, marszcząc czoło. - Może na przykład do prawnika? - A czy uważa pan, że potrzebuję prawnika? I znowu ten jego niewinny uśmiech, pomyślała ze złością. - Dlaczego? Przecież nie postawiliśmy pani żadnych zarzutów. Jeszcze nie - dodał po chwili. Te rzucone na zakończenie dwa słowa jeszcze nie wkurzyły ją do reszty. - A więc nie postawiono mi żadnych zarzutów, ale nie wolno mi opuścić bazy. Coś tu się nie zgadza, nie sądzi pan? Proszę nie zapominać, że jestem pracownikiem cywilnym i nie podlegam wojskowej jurysdykcji. - Proszę pozwolić sobie zatem przypomnieć, że jest pani zatrudniona na terenie bazy militarnej i pracuje pani nad ściśle tajnym wojskowym projektem. Woli pani, abym postarał się o nakaz aresztowania? Jeśli pani sobie życzy, mogę to naturalnie zorganizować. - Uprzejmie dziękuję, osiągnął pan swój cel. - Tak też sądziłem. Caroline powoli wstała. Była tak bardzo zdenerwowana, że nie wiedziała, czy uda jej się powstrzymać drżenie kolan. Wyszła z biura, nawet nie spoglądając W kierunku Joego. Jak pogadają z Calem, wszystko się wyjaśni, pocieszała się. Wtedy się przekonają, gdzie mogą sobie wsadzić te swoje drogocenne, nieomylne czujniki. A może w wyniku jakiegoś nieporozumienia wydano dwa identyfikatory z tym samym 114 kodami? A może ktoś wszedł z duplikatem jej identyfikatora do biura i rzeczywiście grzebał przy programie komputerowymi? Tak naprawdę nie przerażało jej to, że chciano oskarżyć ją o sabotaż, choć ta rozmowa z kapitanem naprawdę nie należała do przyjemności. Wiedziała jednak, że jakoś sobie z tym poradzi. Na pewno znajdzie się jakieś wyjaśnienie i zostanie oczyszczona z podejrzeń kapitana Hodge'a. Ale Joe?- Jak on mógł jej coś takiego zrobić? Najmocniej utkwiło jej w pamięci to jego lodowate spojrzenie, a świadomość, że jej nie ufał, doprowadzała ją do czarnej rozpaczy. Co więcej, sposób, w jaki na nią patrzył, nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że był absolutnie przekonany o tym, że byłaby zdolna do tak ohydnego czynu. Popełniła fundamentalny błąd, który wynikał z jej braku doświadczenia w kontaktach z mężczyznami. Była przekonana, że kochać się z facetem, i to jak się kochać, oznaczało automatycznie być z nim w bliskim związku. A tymczasem okazało się, że seks nie ma nic wspólnego z jakimikolwiek innymi relacjami. To sprawa czysto fizjologiczna i naiwnością byłoby sądzić, że jest inaczej. Przywiązywała do tego wszystkiego zbyt wielką wagę, i podczas gdy ona się z nim kochała, on jedynie uprawiał seks. Jak mogła się tak strasznie pomylić?- Na szczęście przynajmniej nie zagalopowała się na tyle, by sądzić, że jest w niej zakochany, ale miała przecież autentyczne wrażenie, że w pewien sposób mu na niej zależy. Do diabła z tym wszystkim! Po takiej aferze nie może przecież tu pracować, widywać go każdego dnia ze świadomością, że była jego kochanką. Nie miała pojęcia, jak [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|