, 02 WzgĂłrze spełnionych nadziei Howard Linda MacKenzie Misja 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i z takim obrzydzeniem, jak patrzy się na zadeptywanego
robaka; jakby wyrządziła mu jakąś wielką osobistą krzywdę,
jakby chciał ją zniszczyć, bez najmniejszego wahania i żalu.
Ogarnęło ją przerażenie, nie mogła zaczerpnąć powietrza i
111
poczuła, jak wokół jej piersi zaciska się jakaś niewidoczna
żelazna obręcz. Przecież oddała mu się bez reszty, jak mógł ją
podejrzewać o taką zdradę? Jak mógł jej tak zupełnie nie ufać?
Więc to wszystko nic dla niego nie znaczyło? Było jedynie
przelotną przygodą, pomyślała z rozgoryczeniem. Poczuła się
tak, jakby ktoś wylał jej na głowę kubeł zimnej wody. Raz
jeszcze spojrzała na Joego, na jego obcą, wrogą twarz, i w tej
samej chwili twarz Caroline zbladła, a jej oczy zmatowiały.
- Więc nad czym pracowała pani tamtego poranka ? -
powtórzył swoje pytanie.
- Nie pamiętam. - Jej głos był teraz równie matowy, jak jej
oczy. - Jeśli dobrze rozumiem, jestem podejrzana o sabotaż -
dodała po chwili beznamiętnym głosem.
- Nikt tego jeszcze nie powiedział - odparł kapitan Hodge.
- Ale z tej rozmowy jasno wynika, o co chodzi. To
praktycznie przesłuchanie, a może się jednak mylę? -
Uporczywie wpatrywała się w kapitana. Nie mogłaby teraz
spojrzeć Joemu w oczy. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek
będzie to jeszcze możliwe. Być może, kiedy będzie już sama,
łatwiej się pozbiera, ale teraz miała wrażenie, jakby coś
wypalało ją od środka. Ból zawodu sprawił, że nie była w
stanie poradzić sobie z sytuacją, w której się znalazła. - Jak
dotąd, mimo wielokrotnych prób, nie udało nam się znalezć
żadnego błędu w systemie laserowym samolotu, którym leciał
kapitan Wade - wyjaśniła rzeczowo. - Omawialiśmy to dzisiaj
w zespole i nasz szef, Yates Korleski, miał zamiar rozmawiać
na ten temat dziś wieczorem z pułkownikiem Mackenziem.
Sądzimy, że błąd tkwi w programie komputerowym.
Kapitan Hodge zdawał się być zainteresowany jej słowami.
- O jakim rodzaju błędu pani mówi?
- Tego jeszcze nie wiemy. Musielibyśmy porównać program,
który znajduje się w komputerze z oryginałem - wytłumaczyła
- i zobaczyć, czy są w nim jakieś zmiany.
- A jeżeli okaże się, że są, to co wtedy?
112
- To trzeba sprawdzić, jakiego rodzaju są to błędy - dodała.
- Jeśli można spytać, czyj to był pomysł, żeby porównać nasz
program z jego oryginałem? - zapytał Hodge.
- Mój.
- Co naprowadziło panią na ten pomysłu - dopytywał się
kapitan.
- W drodze eliminacji doszłam do wniosku, że po
kilkakrotnym sprawdzeniu wszystkiego, co mogło zawierać
błąd bądz mechaniczną usterkę, pozostał do sprawdzenia
jedynie program komputerowy. Myślę, że być może tam
udałoby się stwierdzić jakiś błąd.
- Tak się składa, że ów program działał idealnie, zanim
pojawiła się pani. Z drugiej strony rozumiem, że byłoby to nie
lada osiągnięciem dla pani rozwiązać tak skomplikowany
problem.
Zszokowały ją te słowa, ale nawet nie drgnęła jej powieka.
Popatrzyła jedynie na kapitana kamiennym wzrokiem.
- Jako że to nie ja usiłowałam sabotować ten projekt, to
faktycznie ma pan racje, że to właśnie mnie przypadłaby
chwała za zlokalizowanie błędu.
- O nic panią nie oskarżam - zaoponował kapitan. - Ja tylko
wypełniam swoje...
- Mam nienaganną reputację i właśnie dlatego się tu
znalazłam - przerwała mu ostro.
- Ale jednak nie wzięto pani do tego projektu od razu na
samym początku. Nie była pani tym rozczarowana? - naciskał.
- Nie, nie byłam, ponieważ pracowałam nad czymś innym.
Trudno byłoby mi znalezć się w tym samym czasie
jednocześnie w dwóch miejscach. Nie sądzi pan? Kiedy
zakończyłam swoją pracę, a było to jakiś miesiąc temu, projekt
Nocny Jastrząb był już od dawna w toku. To wszystko może
sobie pan sprawdzić - dodała, zanim zdążył cokolwiek
powiedzieć.
113
- Yhm... - mruknął pod nosem, przeglądając rozłożone na
biurku notatki. Po chwili spojrzał na nią, lekko się
uśmiechając. - Wydaje mi się, że to na razie wszystko, panno
Evans. Może pani już odejść. Aha - dodał jeszcze - proszę na
razie nie opuszczać bazy. Nie przyniosłoby to pani
najmniejszych korzyści, gdyby panią złapano na próbie
ucieczki.
- A może także nie wolno mi korzystać z telefonuj
- A czy potrzebuje pani do kogoś zadzwonić? - spytał,
marszcząc czoło. - Może na przykład do prawnika?
- A czy uważa pan, że potrzebuję prawnika?
I znowu ten jego niewinny uśmiech, pomyślała ze złością.
- Dlaczego? Przecież nie postawiliśmy pani żadnych
zarzutów. Jeszcze nie - dodał po chwili.
Te rzucone na zakończenie dwa słowa  jeszcze nie
wkurzyły ją do reszty.
- A więc nie postawiono mi żadnych zarzutów, ale nie wolno
mi opuścić bazy. Coś tu się nie zgadza, nie sądzi pan? Proszę
nie zapominać, że jestem pracownikiem cywilnym i nie
podlegam wojskowej jurysdykcji.
- Proszę pozwolić sobie zatem przypomnieć, że jest pani
zatrudniona na terenie bazy militarnej i pracuje pani nad ściśle
tajnym wojskowym projektem. Woli pani, abym postarał się o
nakaz aresztowania? Jeśli pani sobie życzy, mogę to naturalnie
zorganizować.
- Uprzejmie dziękuję, osiągnął pan swój cel.
- Tak też sądziłem.
Caroline powoli wstała. Była tak bardzo zdenerwowana, że
nie wiedziała, czy uda jej się powstrzymać drżenie kolan.
Wyszła z biura, nawet nie spoglądając W kierunku Joego.
Jak pogadają z Calem, wszystko się wyjaśni, pocieszała się.
Wtedy się przekonają, gdzie mogą sobie wsadzić te swoje
drogocenne, nieomylne czujniki. A może w wyniku jakiegoś
nieporozumienia wydano dwa identyfikatory z tym samym
114
kodami? A może ktoś wszedł z duplikatem jej identyfikatora
do biura i rzeczywiście grzebał przy programie
komputerowymi?
Tak naprawdę nie przerażało jej to, że chciano oskarżyć ją o
sabotaż, choć ta rozmowa z kapitanem naprawdę nie należała
do przyjemności. Wiedziała jednak, że jakoś sobie z tym
poradzi. Na pewno znajdzie się jakieś wyjaśnienie i zostanie
oczyszczona z podejrzeń kapitana Hodge'a. Ale Joe?- Jak on
mógł jej coś takiego zrobić? Najmocniej utkwiło jej w pamięci
to jego lodowate spojrzenie, a świadomość, że jej nie ufał,
doprowadzała ją do czarnej rozpaczy. Co więcej, sposób, w
jaki na nią patrzył, nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że
był absolutnie przekonany o tym, że byłaby zdolna do tak
ohydnego czynu.
Popełniła fundamentalny błąd, który wynikał z jej braku
doświadczenia w kontaktach z mężczyznami. Była przekonana,
że kochać się z facetem, i to jak się kochać, oznaczało
automatycznie być z nim w bliskim związku. A tymczasem
okazało się, że seks nie ma nic wspólnego z jakimikolwiek
innymi relacjami. To sprawa czysto fizjologiczna i naiwnością
byłoby sądzić, że jest inaczej. Przywiązywała do tego
wszystkiego zbyt wielką wagę, i podczas gdy ona się z nim
kochała, on jedynie uprawiał seks.
Jak mogła się tak strasznie pomylić?- Na szczęście
przynajmniej nie zagalopowała się na tyle, by sądzić, że jest w
niej zakochany, ale miała przecież autentyczne wrażenie, że w
pewien sposób mu na niej zależy.
Do diabła z tym wszystkim! Po takiej aferze nie może
przecież tu pracować, widywać go każdego dnia ze
świadomością, że była jego kochanką. Nie miała pojęcia, jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl