,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wnęce, w której mieściła się kuchnia. Sięgnął po puszkę piwa. Zciany też powinny zostać odmalowane, stwierdził, sącząc piwo, a podłogę można by przykryć dywanem. Nie potrzebował żadnych luksusów. Pokój z kuch nią, o kilka kroków od biura. Mieszkał tu, całkiem zadowolony, od prawie dekady. Taki lokal wystarczył by chyba każdemu. Każdemu, ale nie Natalie! Ona tu nie pasowała. Był o tym przekonany. Po przednia noc była dla niego objawieniem. Natalie potrafiła obudzić w nim nieznane do tej pory uczucia; sprawić, że zapomniał o bożym świecie. Jakby wokół nie istniał nikt prócz ich dwojga. Gdyby chciał to dalej pociągnąć, byłoby to nie fair wobec żadnego z nich. Im dłużej trwała ich znajomość, tym bardziej przywiązywał się do Natalie i tym trud niej będzie mu się z nią rozstać. Rozwód nie pozostawił po sobie głębszych blizn. Och, może parę drobnych ukłuć. Sporo pretensji. Ale żadnego bólu. Głęboko zakorzenionego, dotkliwego bólu, jaki odczuwał na myśl o życiu bez Natalie. 436 Mógł ją przy sobie zatrzymać. Była na to duża szansa. Aączyła ich przecież bardzo silna fizyczna więz. Nawet gdyby więz ta o połowę osłabła, wciąż byłaby silniejsza niż cokolwiek, czego wcześniej doświadczył. Kiedy obudził się przy niej tego ranka, poczuł, że dla niego to o wiele za mało. Oczami duszy ujrzał biały płot, dzieci bawiące się w ogródku... To, co przychodziło po ślubie: poczucie stabilizacji, świadomość, że to na całe życie. Oni nie tak się umawiali. Nie miał więc prawa zmieniać zasad i oczekiwać, że Natalie zechce się ustatkować. Sam przecież niespecjalnie sprawdził się w małżeństwie. Do Natalie ani trochę nie pasował. Zaś świadomość, że chciałby mimo wszystko z nią być, napawała go przerażeniem. Jeszcze gorzej, o wiele gorzej byłoby, gdyby od rzuciła ze wzgardą jego prośbę, by zechciała, mimo wszystko, spróbować. Chciał mieć ją całą. Albo wcale. Czy więc nie będzie sensowniej porzucić ją, zanim się, nieszczęsny, do reszty pogrąży? Po namyśle postanowił zrobić to tutaj, właśnie tutaj, gdzie różnice między nimi będą kłuły w oczy. Gdy rozległo się pukanie do drzwi, nie odstawiając puszki, poszedł otworzyć. Było dokładnie tak, jak się spodziewał. Natalie stała na klatce schodowej, szczupła, złocista, niczym eg zotyczna istota z innej planety. Uśmiechnęła się i wy chyliła, żeby go pocałować. - Cześć. - Cześć. Wejdz. Nie miałaś kłopotów z trafieniem? - Nie. - Zaczęła rozglądać się po mieszkaniu. - Przyjechałam taksówką. - Słusznie. Gdybyś zaparkowała twój luksusowy wóz w tej okolicy, zostałyby z niego same klamki. Napijesz się piwa? 437 - Nie - odparła, podchodząc do okna. - Niespecjalny widok - powiedział, widząc, że przygląda się budynkowi naprzeciwko. - Niespecjalny - powtórzyła. - Ciągle pada. - Zdjęła płaszcz i uśmiechnęła się, gdy jej wzrok padł na kolejne koszykarskie trofea. - Dla najlepszego zawodnika - odczytała półgło sem napis wygrawerowany na plakietce. - To ciekawe. Założę się, że mogłabym cię pokonać w dziewięciu przypadkach na dziesięć. - Wtedy byłem zmęczony - rzucił, kierując się do kuchni. - Nie mam wina. - To nic. Hm... Chińszczyzna. - Otworzyła jedno z pudełek, stojących na kredensie i powąchała. - Umie ram z głodu. Jadłam tylko marną sałatkę na lunch. Objechałam dziś całe miasto, żeby przygotować wszyst ko na sobotę. Gdzie są talerze? - Zaczęła otwierać szuflady, jakby była u siebie. - Będę musiała prze prowadzić kontrolę wszystkich filii w przyszłym tygo dniu. Przyszło mi do głowy... -Urwała, czując na sobie jego uporczywy wzrok - O co chodzi? - O nic - burknął. Nie tak miało być, myślał przekładając jedzenie na talerz. Dlaczego zaraz po wejściu do mieszkania za częła pogawędkę? Już od progu powinna się zorien tować, że tu nie pasuje. Miała mu ułatwić zadanie. - Czy ty nie widzisz, gdzie jesteś, kobieto? Natalie zamrugała powiekami. - Ach... w kuchni? - Rozejrzyj się! - Chwycił ją za rękę i zaciągnął do pokoju. - Spójrz! Widzisz to? Tu mieszkam. Taki jestem. - Dobrze już, dobrze. Odepchnęła jego dłoń, bo jego palce za mocno wpijały jej się w ciało i rozejrzała się posłusznie po 438 pokoju. Był spartański i zarazem męski w swojej prostocie. Mały, ale nie ciasny. Na stoliku po przeciw nej stronie stały oprawione rodzinne fotografie, które chciała obejrzeć z bliska. - Przydałoby się trochę więcej koloru - stwierdziła po chwili. - Nie proszę cię o porady wnętrzarskie. W gniewnym tonie jego głosu było coś, co ją zaniepokoiło. Odwróciła się powoli. - A o co mnie prosisz? Klnąc, wrócił do kuchni po piwo. Jeżeli Natalie będzie nadal patrzeć na niego tym zranionym wzro kiem, to już po nim. Będzie musiał zadziałać szybko i okrutnie. Przysiadł na oparciu sofy i odstawił piwo. - Bądzmy szczerzy. Zaczęliśmy to wszystko, ty i ja, bo byliśmy wyjątkowo na siebie napaleni. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|