, Cartland Barbara Miłość jest kluczem 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeczytać książkę o historii zamku. Kiedyś należał on do rodziny Linwoodów. Ciekawe
rzeczy napisano o wieży. Czy pan wie, że tu są lochy?
Przerwała na chwilę i wyciągnęła przed siebie ręce.
 No i ten niezwykły salon! Złocone meble z mahoniu. Kilka sztuk projektował sam
William Kent.
 To bardzo interesujące  pokiwał głową markiz.
Lady Janet i Tony pogrążyli się w rozmowie, do ambasadora zaś podeszła jego żona.
 Juanie, musisz jutro poprosić hrabiego, żeby pokazał ci lochy. Szą naprawdę niezwykłe,
dużo ciekawsze niż te w naszym domu pod Madrytem.
Ambasador uniósł brwi, ale się nie odezwał. Piękna Isabella mówiła dalej, jakby obawiając
się przerwy w konwersacji.
 Podobno w wieży duńscy jeńcy topieni byli w wodzie, która napływała z foszy. Czy
możesz wyobrazić szobie coś równie okropnego?
W jej sposobie mówienia było coś sztucznego. Słuchając jej, Tony zdał sobie sprawę, że
Hiszpanka jest czymś poważnie zaniepokojona. Pewien był, że i lady Janet to zauważyła.
Ku ich uldze ambasador wraz z żoną odeszli wreszcie do karcianych stolików.
 Myślę, że to zły człowiek  odezwała się lady Janet.  Jestem pewna, że jego przyjazd
przysporzy nam kłopotów.
 Wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak było
 zgodził się Tony.  A jeśli mają z tego wyniknąć kłopoty, to lepiej uciec przed nimi.
 Mówisz nad wyraz rozsądnie  szepnęła.
 Wymknijmy się. Jestem pewna, że nikt nie zauważy.
Jakby nigdy nic zbliżyli się do drzwi i za chwilę już ich nie było. Tylko hrabia zauważył,
że wyszli.
Najwyrazniej obecność ambasadora podziałała
nie tylko na Tony'ego i lady Janet, reszta towarzystwa bowiem też zaczęła się rozchodzić.
Para za parą wymykali się dyskretnie, aż wreszcie hrabia został sam. Służba zaczęła
zbierać kieliszki i wynosić stoliki do gry.
Hrabia wyszedł z salonu i przez chwilę zastanawiał się, czy iść do gabinetu czy na górę.
Ponieważ służba zaczęła już gasić światła, zdecydował
się pójść do siebie. Nie zadzwonił na lokaja, tylko przez Purpurową Sypialnię poszedł do
przyległe-
go saloniku. Podziękował w duchu Opatrzności, że ambasador nie przyjechał godzinę
wcześniej.
Hrabia rozsiadł się wygodnie w fotelu. Wkrótce doszedł do wniosku, że jego szczęście nie
zawiodło go po raz kolejny. Dopóki goście zachowają dyskrecję, ambasador nie będzie
miał potwierdzenia swoich podejrzeń. Nie istniały bowiem żadne wątpliwości, że coś
podejrzewał. Prawdopodobnie zdziwiło go, kiedy po przyjezdzie do Londynu dowiedział
się, że żona wyjechała do Norfolku. Hrabia nigdy nie lekceważył przeciwnika, teraz więc
też zakładał, że ambasador już się zastanawia, czy ma go wyzwać na pojedynek i jak to
zorganizować. %7ływił jedynie nadzieję, że Isabella, impulsywna, kapryśna i
gorącokrwi-sta, nie straci w tej sytuacji głowy. Dobrze wiedział, jak nierozważnie potrafią
zachowywać się kobiety oskarżone o niewierność. Kierują się wtedy emocjami, a nie
rozumem. Siedząc ze stopami opartymi na sąsiednim krześle, hrabia żałował, że nie miał
okazji porozmawiać z Isabellą i podpowiedzieć jej, co ma mówić. Upewniłby się wówczas,
czy kłamstwa, które ma zamiar przedstawić jej mężowi, brzmią przekonywająco.
Ogarniało go coraz większe zmęczenie po zdarzeniach tego popołudnia, więc po kilku
minutach, zamiast myśleć o niemiłym położeniu, w jakim się znalazł, po prostu zasnął. Nie
był to
jednak sen dający odpoczynek, a sny hrabiego nie należały do przyjemnych.
Obudził się nagle. Nogi miał zdrętwiałe i przejmująco zmarzł. Zdjął obcisły wieczorowy
żakiet i rzucił na krzesło. Przez cienką koszulę poczuł chłodny podmuch z otwartego okna.
Wstał powoli, myśląc, że im prędzej położy się do łóżka, tym lepiej. Kłopoty z pewnością
mogą zaczekać do jutra. Trzeba zawiadomić wszystkich oficjalnie, że wraca do Londynu.
A może lepiej będzie, jeśli ambasador i jego żona wyjadą pierwsi? Markiza zechce pewnie
jechać od razu i może nawet będzie rozsądniej i bardziej naturalnie, jeżeli on sam zostanie
tu jeszcze dzień lub dwa.
Zdmuchnął świece, które i tak prawie już się wypaliły w kryształowym świeczniku na stole
obok fotela, i przeszedł do sypialni. Już podnosił rękę, by rozwiązać fular, gdy odniósł
wrażenie, że w pokoju ktoś jest. Nie zadzwonił przedtem na lokaja, paliły się więc tylko
dwie świece, które nie oświetlały dostatecznie przestronnego pomieszczenia. Mimo to
hrabia dostrzegł w półmroku sylwetkę mężczyzny, niezbyt wysokiego i szczupłego. Ku
ogromnemu zdumieniu właściciela zamku ów mężczyzna miał na twarzy maskę. Przez
chwilę hrabia i intruz wpatrywali się
w siebie. Potem zamaskowany człowiek uniósł trzymany w ręku pistolet.
 Jeżeli nie wypłaci mi pan sumy, którą wymienię  powiedział  powiadomię
ambasadora Hiszpanii o pańskim skandalicznym związku z jego żoną, panie hrabio!
Wszystko stało się tak nagle, że zaskoczony hrabia zastygł w bezruchu. Po chwili
opanował się i spytał:
 Kim pan jest? Co, u diabła, pan tutaj robi?
 Już powiedziałem  odparł człowiek w masce, - Chcę dwa tysiące funtów w zamian za
milczenie.
 I naprawdę pan myśli, że dam tyle?
 Nie ma pan wyboru, hrabio. Proszę pomyśleć o skandalu, który może wybuchnąć.
Ambasador zechce bronić honoru swego i kobiety, która nosi jego nazwisko.
Hrabia myślał bardzo szybko. Teraz wyraznie dostrzegł, że nieznajomy trzyma pistolet w
sposób nadzwyczaj niebezpieczny. Gdyby strzelił, niewątpliwie trafiłby go w serce lub co
najmniej zranił w klatkę piersiową. W drugiej ręce nocny gość trzymał niewielką latarnię z
osadzoną w niej świecą, co tłumaczyło, jak znalazł drogę w labiryncie ciemnych korytarzy.
Zapadła cisza. Przerwał ją napastnik:
 Dwa tysiące funtów! Nie będę czekał całą noc!
 Czy może być weksel?
 Uprzedzam, hrabio, że jeśli go pan anuluje, natychmiast udam się do ambasadora.
 Dobrze  odparł hrabia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl