, Day Leclaire 03 Smak cytryn 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poznać.
Raine aż podskoczyła na siedzeniu.
- A wiÄ™c zabiÅ‚ mojego ukochanego byka, żeby ci siÄ™ przy­
podobać? Takie chłopięce igraszki?
- Wcale nie igraszki. Raczej złość i żal. Przez dwadzieścia
lat miał dość czasu, by wypielęgnować swoją nienawiść. Nigdy
przedtem nie pracował na ranczu. Potrafił rozmawiać ze mną
tylko o jednym -jak to ojciec nie uznał go za swego syna. Był
przekonany, że przez to wiele stracił. Uważał, że wiedziałem
kim jest i że specjalnie dawałem mu najtrudniejsze zadania, na
przykład pracę na spornej ziemi, żeby nie mógł wywiązać się
z obowiązków. To dałoby mi podstawy do zwolnienia go.
- Ależ to absurd! Ty nigdy byś czegoś takiego nie zrobił.
- Właśnie to mu powiedziałem. Oczywiście nie uwierzył.
Nie rozumie jednak, że nawet gdyby ojciec go uznał, i tak nie,
wychowałby się na ranczu. Ojciec nigdy nie lubił wsi ani rancza,
dlatego uciekł do miasta.
- A ty zrobiłeś coś odwrotnego. Zjawiłeś się u dziadków. Ile
wtedy miałeś lat?
SMAK CYTRYN
121
- Dziesięć. Uparłem się, że u nich zostanę. Krzyczałem, że
jeśli chcą się mnie pozbyć, to muszą mnie oddać do cyrku.
Chyba nawet miałem nadzieję, że to zrobią.
Oboje wybuchnęli śmiechem.
- Jakie to wszystko dziwne - powiedziaÅ‚a po chwili w za­
myśleniu Raine. - Twoi rodzice nie znosili rancza, a moi je
kochali. Gdyby twoi rodzice nie zginęli w wypadku, pewnie nie
mógłbyś tu zostać. Byłeś tak samo przywiązany do dziadków,
jak ja. Moi dziadkowie... - Raine urwała. Między nimi znów
stanęło wspomnienie Å›mierci Papsa. Oboje zamilkli. Jednak Rai­
ne już po chwili przerwała milczenie. - Lucien, najwyższy czas,
byÅ›my pogodzili siÄ™ z okolicznoÅ›ciami Å›mierci Papsa. - Z tru­
dem pokonaÅ‚a nagÅ‚e wzruszenie i ciÄ…gnęła: - ChcÄ™, żebyÅ› wie­
dział, że już nie winię cię za jego śmierć.
Chyba rzeczywiÅ›cie nawdychaÅ‚em siÄ™ za dużo dymu, pomy­
Å›laÅ‚ Lucien, bo nagle oddychanie zaczęło sprawiać mu niesamo­
witą trudność.
- Dlaczego? Co się zmieniło? - spytał po długiej chwili.
- To dziÄ™ki Nannie. ZapytaÅ‚a mnie, jak bym siÄ™ czuÅ‚a, gdy­
byś to ty wówczas zginął.
- I co odpowiedziałaś? - spytał ledwo słyszalnym szeptem
Lucien.
- Przeraziłam się na samą myśl o tym. Ale pytanie Nanny
zmusiÅ‚o mnie do stawienia czoÅ‚a faktom. - Raine po raz pierw­
szy od dłuższej chwili spojrzała Lucienowi prosto w oczy. - To
byłby dla mnie potworny cios, ale chyba wybaczyłabym mu,
Lucien. Nie zadręczałabym siebie i jego przez dwanaście
lat. Tak, wreszcie dotarło do mnie, że to był wypadek. A ja
pozwoliłam, by nas rozdzielił. - Pokręciła głową. - Trudno w to
uwierzyć.
Lucien nie mógÅ‚ wykrztusić ani sÅ‚owa. SpuÅ›ciÅ‚ gÅ‚owÄ™, usiÅ‚u­
jąc się uspokoić.
122 DAY AECLAIRE
Raine przesunęła się do niego. Chwycił ją w objęcia i mocno
przytulił.
- Zostawmy przeszłość w spokoju, Lucien - szepnęła. -
Może z czasem będziemy mogli o tym rozmawiać.
- Dobrze - wydusił Lucien, zdumiony, że w ogóle wydobył
z siebie gÅ‚os. PrzytuliÅ‚ dziewczynÄ™ jeszcze mocniej, jakby szu­
kał potwierdzenia, że oto są razem i że nic im już nie grozi.
- Opowiedz mi o pożarze. Jak to się stało? - spytała po
chwili Raine.
Lucien wsparł brodę o jej głowę.
- Tamtego ranka, o Å›wicie, nagle zjawiÅ‚ siÄ™ Rand. Rozma­
wialiśmy chwilę. Nic takiego.
Raine prychnęła.
- Nic takiego? Pewnie się na ciebie rzucił?
- Ależ skąd. Chciał mi okazać swoje braterskie uczucia.
- Pięścią?
Lucien. się zawahał.
- Nie. Coś się gotowało na kuchni. Nie zauważyliśmy, kiedy
zaczęło się palić. No i wiesz... Rand też nie jest ułomkiem.
Trochę się o siebie obijaliśmy, usiłując ugasić ogień. Wtedy
uderzyłem się w głowę.
- On ci w tym nie pomagał? - Raine patrzyła uważnie.
- Tym razem nie! Uderzyłem głową o kant stołu. Chyba
straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem, Rand ciągnął mnie
za nogÄ™. UsiÅ‚owaÅ‚ mnie ratować. ZaczÄ™liÅ›my walczyć z poża­
rem, ale zajęła się już cała kuchnia. Wysłałem Randa po pomoc,
a sam pobiegłem na górę po ważne dokumenty. A propos, gdzie
jest mój brulion? - zapytał z niepokojem.
- Nie martw się, zaopiekowałam się nim.
A niech to diabli! Lucien uśmiechnął się z przymusem.
Raine nie spuszczała z niego wzroku.
- To chyba coś piekielnie ważnego, skoro ryzykowałeś życie?
SMAK CYTRYN 123
O nie! - Raine nigdy się nie dowie, jak bardzo ważny jest
ten brulion.
- Bez przesady. Zdążyłbym bez trudu, ale niestety, znów
zemdlaÅ‚em. NaÅ‚ykaÅ‚em siÄ™ za dużo dymu. A wtedy chyba zja­
wiłaś się ty? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl