, Krentz Jayne Ann Eclipse Bay 03 Koniec lata 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie zmienia to faktu, że była coś winna Seatonom. I teraz ten dług został spłacony. W
pewnym sensie.
- Dzięki tobie.
Odstawiła pustą filiżankę na stolik.
- Przynajmniej tyle mogłam zrobić, zwłaszcza, że moja misja pogodzenia Harte ów i
Madisonów była zupełnie pozbawiona sensu.
- Zdaje się, że doszłaś już do tego, jaki był prawdziwy powód, że Claudia cię tu
wysłała. %7łebyś się zabawiła i odkryła dziką stronę swojej natury.
- Jeśli tak, to można powiedzieć, że cel został osiągnięty.
- Nie całkiem. - Uśmiechnął się do niej uwodzicielsko i przyciągnął ją do siebie. -
Wiesz, jak to mówią, praktyka czyni mistrza.
Położyła dłonie na klatce piersiowej Nicka, powstrzymując go.
- Zanim zajmiemy się odkrywaniem dzikości, chcę ci coś powiedzieć.
- Co takiego?
- Owszem, wysłała mnie tu Claudia, ale to z twojego powodu zdecydowałam się
zostać w Eclipse Bay, kiedy już stało się jasne, że Harte'owie i Madisonowie nie potrzebują
mojej pomocy.
- Tak?
- Kocham cię.
Uśmiechnął się leniwie. Patrzył na nią w taki sposób, że ledwie mogła oddychać.
- Miałem nadzieję, że to od ciebie usłyszę - szepnął jej prosto w usta. - Czy teraz
możemy zająć się odkrywaniem dzikości?
- Jasne - odparła. - Jestem pewna, że ciocia Claudia byłaby zadowolona.
- Zrób coś dla mnie. - Pchnął ją delikatnie na kanapę. - Nie wspominaj przez jakiś czas
o Claudii, dobrze?
- Dobrze.
Zarzuciła mu ręce na szyję i całowała go z całą miłością i namiętnością, jakie w sobie
odkryła podczas pobytu w Eclipse Bay. Gdziekolwiek jesteś, ciociu Claudio, dziękuję,
pomyślała.
ROZDZIAA 24
Było słoneczne jesienne popołudnie. Mitchell stał z Sullivanem na końcu długiej
werandy ciągnącej się wzdłuż Dreamscape. Każdy z nich trzymał kieliszek szampana. Ich
laski wisiały, jedna obok drugiej, zaczepione o barierkę. Ze swojego punktu obserwacyjnego
mieli dobry widok na nowożeńców, do których stała nieskończenie długa kolejka osób,
pragnących złożyć im życzenia.
Na ślubie Nicka i Octavii zjawiło się całe miasto, począwszy od obecnego burmistrza i
jego prawdopodobnego następcy wraz z małżonką, kończąc na Złym Eugenie i Kutafonie
Dwaynie.
- Od początku wiedziałem, że tu jest jej miejsce - powiedział Mitchell.
- Nie zamierzam się z tobą sprzeczać. - Sullivan uśmiechnął się do siebie, patrząc na
Nicka, który obejmował mocno Octavię w pasie, jakby mówił: oto moja kobieta, a drugą ręką
odbierał kolejne gratulacje. - Ona, Nick i Carson już są prawdziwą rodziną.
Mitchell spojrzał na Rafe'a i Hannah, po której było już widać ciążę. Zajmowali się
nadzorowaniem bufetu.
- A niedługo rodzina jeszcze się powiększy - oświadczył dumnie. - Wkrótce będę miał
prawnuka.
- Pewnie niejednego - powiedział, wskazując na Gabe'a i Lillian, którzy stali z
Jeremym i Gail. - Lillian promienieje. Chyba wiem dlaczego.
- Tak? - Mitchell też na nich spojrzał i uśmiechnął się szeroko. - Myślisz?
- Owszem.
Mitchell upił jeszcze łyk szampana i się skrzywił.
- Zdaje się, ze Rafe zachomikował jakieś piwo w pokoju wypoczynkowym. Pójdziemy
poszukać?
- Dobry pomysł. To smakuje jak woda sodowa, a to prawdziwy wstyd, zważywszy, że
wiem, ile kosztowało.
Wzięli laski i poszli do bocznego wejścia. Nagle przetoczyła się przed nimi czerwona
piłeczka, za którą przez otwarte drzwi wypadła mała, szara kulka. Młody sznaucer złapał
piłkę i popędził dalej na trawnik.
Za psem wybiegli Carson i Anne.
- Wracaj, Magnat! - krzyczał Carson. - Jak rzucam ci piłkę, to masz ją przynieść, a nie
uciekać.
- Zeb zawsze przynosi, jak mu coś rzucam - powiedziała Anne z zadowoleniem. - Jest
bardzo mądry.
- Magnat też jest mądry - odparł Carson, zbiegając po schodach w pogoni za swoim
psem. - Tylko jeszcze się wszystkiego nie nauczył. Winston go uczy.
W ślad za całą trójką potruchtał statecznie Winston, jak zawsze czujny i uważny.
Sullivan przyglądał się biegającym po trawniku dzieciom i psom. Oczywiście
przewodził im renegat Magnat.
- Mówię ci, ten pies Hannah musiał być w poprzednim wcieleniu kamerdynerem albo
niańką. Tylko popatrz, jak ma na wszystkich oko.
- Fakt.
Weszli do holu, a potem do pokoju wypoczynkowego. I rzeczywiście, było tam piwo;
leżakowało sobie spokojnie w skrzynce z lodem.
Mitchell podał butelkę Sullivanowi, a potem otworzył drugą dla siebie.
Pociągnęli po dużym łyku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl