, Sterling Diane Sycylijskie wesele 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Towarzyszyła mu Rozalia. Spędzili tam tydzień. Uspokoiło mnie, że nie przejął się tą sprawą.
Prawdopodobnie był świadomy, że w okolicy było wielu ludzi, którzy uważają za ekscytujące
przypisywanie różnych historii bogatej rodzinie. Plotka ma różne oblicza. Najczęściej chodzi o
zasianie ziarna niepokoju.
Parę dni pózniej znowu znalazłam się na uliczce Via dei Vespri. Póznym popołudniem,
niedługo po sjeście, w mieście ponownie budziło się życie. Szłam wzdłuż uliczki i już z daleka
dostrzegłam dom, którego szukałam. Wszystkie okiennice były zamknięte, co podczas upału nie
było niczym niezwykłym. Stanęłam, rozejrzałam się, czy nikt mnie nie obserwuje, zdobyłam się
na odwagę i zapukałam. Ze środka nie dobiegały żadne odgłosy. Nikt nie wyjrzał przez okno.
Prawie mi ulżyło i chciałam iść dalej, ale ta cisza wydała mi się niepokojąco dziwna. W starych
domach zazwyczaj mieszkało sporo ludzi, bo sycylijskie rodziny były duże. Dlatego wydało mi
się niemożliwe, że nikogo nie było w środku. Jeszcze raz zapukałam.
 Signora!  krzyknęłam.  Czy mogłybyśmy chwilę porozmawiać?
Znowu cisza. W domu naprzeciwko zaskrzypiały drzwi. Byłam żoną Tancrediego di
Lorenzo i nie powinnam wzbudzać niczyjego zainteresowania, więc poszłam dalej w stronę
nabrzeża.
 Oni wyjechali  usłyszałam głos zza zamkniętych okiennic.
 Słucham?  Spojrzałam w górę.  Rodzina z naprzeciwka wyjechała? Dokąd?
 Do krewnych.
Skrzypnęły okiennice i się otworzyły.
 Jak długo ich nie ma?  zapytałam.
 Od jakiegoś tygodnia.
 Kiedy wrócą?
 Trudno powiedzieć.
Podeszłam pod okno i zobaczyłam wąski nos i przymrużone oczy mężczyzny.
 Zajmuje się pan domem podczas ich nieobecności?
 Nie  odpowiedział szybko.  Nie mam z tym nic wspólnego.
 Z czym?
 Nie wiem, ile czasu ich nie będzie  oznajmił i energicznie zamknął część okiennicy.
 Signore, czy może mi pan jeszcze powiedzieć...
Nic się już więcej nie dowiedziałam. W zamyśleniu powoli poszłam przed siebie. Za
chwilę wpadło mi do głowy, kogo z rodziny mogłabym zapytać o całe zajście. Pomyślałam o
Felicji. Minęło trochę czasu od momentu, gdy mogłyśmy spokojnie porozmawiać. Rzadko się
kontaktowałyśmy. Ja wsiąkłam w życie rodzinne, a ją pochłonęła praca zawodowa i dopiero
wróciła z Cosenzy. Wieczorem miała się zjawić na kolacji, co było dobrą okazją do rozmowy.
Felicja miała swój ulubiony deser  pesche ripiene, czyli nadziewane brzoskwinie. W tym
czasie byłam w kuchni częstym gościem, a jednak miałam wrażenie, że kobiety nie czuły się zbyt
swobodnie podczas mojej obecności. Gdy tego popołudnia postawiłam swoje zakupy i
przywitałam się ze wszystkimi, w kuchni już gotowano i smażono. Antonia rozbierała trzy
kurczaki i kładła kawałki mięsa na dużej patelni. Była też młoda dziewczyna o imieniu Mira. To
siostra Chichiego. Znalazłam wolne miejsce, gdzie mogłam przygotować deser. Teraz nie było
świeżych brzoskwiń, więc musiałam otworzyć słoik z wekami z zeszłego roku. Nasączyłam
migdałowe ciasteczka w winie marsala i soku cytrynowym, a następnie rozgniotłam je widelcem
i zmieszałam z cynamonem i żółtkiem. Duży piec był zajęty, musiałam więc wstawić je do starej
kuchenki, która była opalana drewnem. Antonia zaproponowała, że mi pomoże.
 Dziękuję, sama sobie z tym poradzę  stwierdziłam.  W Anglii wiemy, jak dobrze
rozpalić ogień.
 Drewno znajdzie pani na zewnątrz  powiedziała Antonia.
Przed kuchnią znajdowało się pomieszczenie przypominające zimowy ogród. W chłodne
dni wystawiano tu potrawy do ostygnięcia. Drewno, które znalazłam, było grubo rozłupane i
całkiem spore. Spróbowałam je rozpalić za pomocą papieru. Zapaliło się, zadymiło i znowu
zgasło. Do angielskiego kominka używałam brzozy albo sosny. Z drewnem z drzewek oliwnych
nie miałam do czynienia. Po następnej nieudanej próbie przyszła Antonia i ostrym nożem
przekroiła kawałek drewna. Tym razem płomienie buchnęły wysoko. Szybko wyszłam na
zewnątrz, żeby przynieść więcej drewna. Gdy wróciłam, Mira właśnie zniknęła w drzwiach,
które prowadziły do nieużywanej piwnicy. Tylko mi mignęła, więc sama nie byłam pewna, czy
dobrze widziałam. Niosła talerz ze smażoną polentą68 i czymś z bakłażanów. Nie rozumiałam,
po co tam poszła. Pozostałe kobiety nadal pracowały w kuchni. Dyskretnie obserwowałam drzwi
do piwnicy. Podczas gdy piecyk się nagrzewał, wypełniłam brzoskwinie masą z ciasteczek i
udekorowałam je migdałami. Wysmarowałam blachę masłem i położyłam na niej brzoskwinie.
Od kiedy Mira zeszła do piwnicy, minęło już dziesięć minut. Ogień dogasał, więc doniosłam
drewno. Wróciłam z paroma kawałkami na opał. Mira stała już przy zlewozmywaku i płukała
warzywa. Nigdzie nie widziałam talerza, który zaniosła do piwnicy. Kobiety stanęły do mnie
plecami. Na kolację nie przygotowywały polenty ani bakłażanów. Dołożyłam drewno, stanęłam
obok Miry i umyłam ręce. W skupieniu obierała marchewkę. Najłatwiej byłoby ją zapytać, co
robiła, ale nie chciałam wprawiać jej w zakłopotanie. Miałam nadzieję, że nadarzy się okazja, by
porozmawiać o tym w cztery oczy. Włożyłam deser do piecyka.
Pół godziny pózniej wyjęłam go i postawiłam do ostygnięcia. Pózniej posypałam cukrem
pudrem. Chciałam jeszcze przed obiadem pójść do swojego pokoju i trochę porysować, gdy w
korytarzu zadzwonił telefon. Byłam właśnie przy schodach, dlatego bez zastanowienia
podniosłam słuchawkę. Jakiś mężczyzna chciał rozmawiać z Rozalią. Powiedziałam, że nie ma
jej w domu.
 Jestem doktor Siragusa. Proszę jak najszybciej zawiadomić signorę di Lorenzo. Jej
córka miała wypadek. Spadła z konia.
 Felicja?  zapytałam przerażona i wyjaśniłam, że jestem żoną Tancrediego.
Potwierdził. Felicja była cała połamana i podejrzewano wstrząśnienie mózgu. Obiecałam,
że wszystkich powiadomię. Przerażona stałam w korytarzu. Zbliżał się wieczór. Tancredi był
jeszcze w Mesynie, a Rozalia na plantacji. Szukanie jej nie miało sensu. Postanowiłam
natychmiast pojechać do szpitala, ale wcześniej musiałam poinformować resztę rodziny o tym, co
się stało. Poszłam na górę do gabinetu Calogera.
68 Włoska potrawa ludowa sporządzana pierwotnie z mąki kasztanowej, obecnie z mąki
kukurydzianej lub kaszki kukurydzianej, niekiedy z dodatkiem sera i różnych sosów, na przykład
pomidorowego. Rodzaj mamałygi (przyp. tłum.).
Rozdział dziewiętnasty
Doktor Siragusa, szef kliniki w Monteleone, był przysadzistym mężczyzną o szarym
kolorze skóry.
 Najbardziej martwi mnie ten krwiak. Może świadczyć o tym, że tętnica za okiem pękła,
a to jest oznaka złamania kości czaszki  stwierdził lekarz.
W szpitalu zjawiło się niemal natychmiast tuzin członków rodziny Lorenzów. Płaczące
siostry Felicji były pocieszane przez swoich mężów. Same uspokajały swoje krzyczące dzieci.
Stara ciotka Felicji przyprowadziła korowód starszych pań, które z pomarszczonymi dłońmi
złożonymi do modlitwy patrzyły w sufit, a po ich policzkach spływały łzy. Wszyscy zastanawiali
się nad tym, jak mogło dojść do takiego nieszczęścia. Wszędzie było słychać głosy:
 Czy Calogero pozwolił Felicji zostawić tego dzikiego konia?
 Niemożliwe, przecież ona świetnie jezdziła.
 Może koń przestraszył się węża. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl