,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sposobu przemawiania. O czym rozprawialiśmy, nie mam teraz czasu, by wam opowiadać. Jedno wam powiem, nasi wrogowie właśnie zbliżają się. Dzień zwycięstwa to dzień dzisiejszy! Szum podniósł się wśród zebranych, a niektórzy przyjęli tę wieść ze stoickim spokojem, w milczeniu. Ranioba Nyona dostrzegła Kezatje w oddali, gdy mknęliśmy nad Krainą Zmierci. Nawet ze znacznej odległości widać było, że chmara ich przesłania horyzont, ale nie wpadajcie w rozpacz. Choć nie możemy użyć atnalagi, potężny Asusa i Muhingo, Bóg Wojny dali nam szansę pokonania dzieci Ezata. Conan, Ngomba, Jukona i Dawakubwa& Y Tabo przerwał mu Jukona. Możliwe, że jednak będziemy mogli użyć atnalagi. Przewodnik duchowy zawahał się. Jak to, Jukono, mówże prędko! Ngoraba stoczył pojedynek z Conanem i niemalże zabił go przy pomocy atnalagi, ale duchy zamieszkujące broń powstrzymały jego rękę i ocaliły życie Conanowi. Ngomba powiedział, że duchy nie są mu posłuszne, bo jego serce nie jest czyste, ale pozwoliły mu trzymać oręż. W końcu jest wybrańcem! Y Taba zmrużył oczy i spojrzał na wyraznie odmienionego młodego Ganaka. Co ty na to, Ngomba? Zawiodłem, przewodniku duchowy. Powinniśmy użyć atnalagi w walce z Kezatjami, ale duchy, które nią władają zamilkły. Przemówiły do mnie raz tylko, rozkazując mi poddać się i nazywając mnie niegodnym. Możliwe, że odeszły na zawsze. Cymmerianin zauważył, że Nyona przypatruje się Ngombie w sposób, w jaki nie patrzy się na obcego sobie człowieka. Słowa, które wypowiedziała wcześniej sądził, że były przejęzyczeniem zadzwięczały mu znowu w uszach. Zamyślił się głęboko, ostatnie wydarzenia nabierały całkiem nowego znaczenia. Dziwne myśli chodziły mu po głowie, ale to wszystko było zbyt niegodziwe, by mógł wierzyć, że to prawda. Poza tym, były teraz ważniejsze sprawy, które bardziej powinny go zająć. Ze zgrozą uświadomił sobie, że trzeba będzie przesunąć przepędzanie demona z jego serca aż do chwili zakończenia bitwy. Wkrótce wszystko się wyjaśni, Ngombo.Wydawało się, że ton głosu Y Taby przez chwilę był dużo łagodniejszy, niż dotychczas. Wyraz twarzy miał jakiś niepojęty, nieokreślony, gdy spoglądał na młodzieńca. Kobiety i dzieci niech poszukają bezpiecznego schronienia, razem ze starszyzną. Sajaro, ty przygotujesz swe łowczynie. Pośpieszcie się! Kezatje uderzą, co do tego nie ma wątpliwości. Trzeba nam też przygotować się do tego starcia duchowo. Nyono, kto ma ci towarzyszyć na grzbiecie mzuri vugunda? Polecę tylko ja uśmiechnęła się. Walczymy jak byśmy stanowili jedno ciało i poruszamy się szybciej, i zwinniej bez żadnego dodatkowego obciążenia. Y Taba skinął głowę ze zrozumieniem. Conanie, przykro mi, ale jeśli chcesz, możemy pójść w tej chwili do mojej chaty, gdzie przywołam duchy kabukruh. Ty dotrzymałeś słowa, więc ja mam wobec ciebie dług i zobowiązałem się go jak najszybciej spłacić. Co powiesz? Najpierw stanę do walki rzucił Conan ponuro, ściskając mocno rękojeść swego miecza. Ramię w ramię, raz jeszcze dodał Jukona, unosząc zakończone ostrzem wiosło. Jesteśmy gotowe, Y Tabo oświadczyła Sajara. Ona i inne kobiety, każda z zapasowymi włóczniami, ruszyły ku zaroślom nieopodal placu zebrań. Barbarzyńca zapoznał się z ich planem i od razu uznał, że jest znakomity. Wiedział, jak silnie i celnie Ganaczki potrafią miotać włócznie. Będą nimi rzucać z ukrycia, strącając wiele Kezatij, zanim ruszą do walki na noże. Nie zasługuję na to, Conanie z Cymmerii odezwał się grobowym głosem Ngomba. Ale proszę ciebie i Jukonę, bym mógł stanąć do walki u waszego boku. Dzieci Ezata będą spadały do naszych stóp niczym krwawy deszcz, jeśli tylko nie poddamy się. Cień dawnego Ngomby na chwilę przesłonił odmienionego wojownika, Conan zawahał się. Walcz, gdzie chcesz. Nie dbam o to i nic mi do tego tak długo, jak długo będziesz rąbał tą swoją bronią jedynie karki Kezatij. Poczuł nagle, iż w gruncie rzeczy szkoda, że on i Ngomba byli ze sobą skłóceni. Nie było okazji, by nauczyć tego chłopaka roboty mieczem. Czterech stanie na pagórku ogłosił uroczyście Y Taba, wznosząc ku niebu swą broń. Czterech przeciw setkom pomyślał z cichą rezygnacją. Nyona posłała krótki uśmiech Y Tabie, dmuchnęła w zaklętą muszlę i Dawakubwa wzbił się w powietrze. Ona, podobnie jak pozostałe kobiety, ukryje się i uderzy z ukrycia dopiero wówczas, gdy Kezatje będę już na miejscu. Cymmerianin uśmiechnął się z zadowoleniem, bo wiedział z doświadczenia, że czatowniki były prawdziwymi mistrzami maskowania się. Zastanawiał się, ile Kezatij dopadnie ta bestia, zanim zdołają się bronić. Aquiloński generał z całą pewnością oddałby legion piechurów a może i drużynę zakutych w zbroje rycerzy za tak potężnego sprzymierzeńca. Aowczynie ukryły się, a Makiela samotnie wspięła się na drzewo na skraju wioski i obserwowała horyzont. Conan wiedział, że jej sokoli wzrok dostrzeże Kezatje na długo przedtem, zanim ktokolwiek zdołałby je zobaczyć, więc spokojnie oczekiwał ataku i stał skupiony. Na wzniesieniu odwróceni do siebie bokami, stali trzej milczący wojownicy. Wyczekiwali sygnału ostrzegającego o zbliżaniu się Kezatij. Po prawej stronie Conana był Y Taba, po lewej Jukona, z tyłu Ngomba. Ustawił się dokładnie za barbarzyńcą plecy w plecy. Nad osadą zaległa absolutna cisza. Tego spokojnego, pogodnego ranka, nawet najlżejszy podmuch wiatru nie poruszał liśćmi, nie śpiewał żaden ptak, spokoju nie mąciły nawet owady. Conan zauważył, jak po łysej głowie Jukony powolnie spływa kropla potu, łącząc się z innymi, lśniącymi na potężnych barkach wojownika. W tej nieznośnej ciszy, po kilku chwilach, ciągnących się w nieskończoność, rozległ się gwizd Makieli, która włócznią wskazała niebo. Zeskoczyła i pomknęła w stronę zarośli, gdzie czekały Sajara i jej podopieczne. Horda Kezatij zamajaczyła daleko na widnokręgu. Na Croma wyszeptał Conan. Gdyby nie wiedział, pomyślałby, że to burzowa chmura, ciemna i ogromna. Kezatij było z pewnością ze dwa, a może nawet trzy razy więcej, niż wtedy, gdy walczyli na wybrzeżu czaszek. I wtedy do walki stanęło więcej Ganaków. Barbarzyńca nie czuł strachu. Nikt nie żyje wiecznie, a lepiej jest oddać życie na polu walki, niż sczeznąć na przykład w chorobie, leżąc na łożu choćby z najlepszych liści! Serce waliło mu, krew szumiała, dzwięczało w głowie. Ogarnęło go bitewne podniecenie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|