, May Karol U stop sfinksa 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Muszę uporządkować pewne interesy, albo lepiej powiedziawszy sprawy finansowe.
Wprawdzie nie moje, a przyjaciela, który mnie o to prosił.
 Czy to konieczne?
 Nawet bardzo. Nie chodzi wprawdzie o żadne większe sumy, ale dla niego i taka strata była-
by wystarczająco duża i mogłaby doprowadzić do bankructwa.
 A więc musi pan tam rzeczywiście jechać, skoro pan obiecał. Ale dlaczego akurat na tym
 Coenie ? Moja  Nin też może tam płynąć, kiedy tylko pan zechce. Musi mi pan przyrzec, że
zostanie pan z nami.
 przyrzekać nie znając celu pańskiej podróży, sir?
 Celu podróży? Hm! Płyniemy do Chin.
 Ale dokąd?
 Niech pan słucha, Charley, czy uważa się pan za mojego przyjaciela?
 Z całego serca!
 Well! A więc niech pan teraz o to nie pyta! Wie pan, że jestem panem mojego czasu i że
każdego dnia mogę zmienić swoje plany, tak jak dowiodłem panu z Oleh-leh. Skoro panu się tak
spieszy, to możemy wypłynąć jeszcze dzisiejszej nocy. Mówił pan, że chodzi o pieniądze.
 Dokładnie o zabezpieczenie w Atjeh należności pewnego Niemca. Dostałem do Kolombo
jego pisemną prośbę, łącznie ze wszystkimi załącznikami.
 Mogę zobaczyć ten list?
Znałem Raffley'a bardzo dobrze. Nie miało sensu sprzeciwiać się, jeśli nie chodziło akurat o
kwestie osobiste. Musiałem zejść na dół i przynieść pismo. Przeczytał, po czym wsadził wszyst-
ko razem do kieszeni i rzekł z uśmiechem:
83
 Tak właśnie myślałem! Nie popłyniemy dzisiaj do Oleh-leh, lecz jutro z samego rana pój-
dziemy do tutejszego banku, powiedzmy do  Hongkong and Ssanghai Banking Corporation .
Znają tam Johna Raffley'a i w dziesięć minut będzie po sprawie. Basta! Proszę, ani słowa! Wie
pan, że jeżeli czegoś chcę, to tak będzie! Oto moja dłoń: niech pan ją uściśnie na znak, że popły-
nie pan z nami do Chin na mojej  Nin !
Wyciągnął do mnie rękę. Była to wprawdzie bardzo kusząca propozycja, ale przedtem musia-
łem jeszcze przemyśleć coś ważnego. Nagle poczułem pod stołem czyjeś dotknięcie. To guber-
nator dotknął mnie stopą i, gdy spojrzałem na niego, skinął ukradkiem głową z prośbą w oczach.
Raffley nie mógł go widzieć i na jego twarzy wypisane było wyrazne życzenie, abym powiedział
 tak . Zrezygnowałem więc z przemyśleń i uścisnąłem dłoń przyjaciela zauważając przy tym pół
żartem, pół serio:
 Lecz sir, nie jestem sam. Czy na  Nin znajdzie się także miejsce dla mojego służącego?
 Dla tego znakomitego faceta, który  dobrze to widziałem  gotów jest na wszystko dla
swojego sahiba? Co za pytanie! Oczywiście, że mam dla niego miejsce, bo przecież wierniejszy
od niego może być tylko mój stary Tom, albo Bill.
 To oni jeszcze żyją? Są tutaj?
 Tak jest! Odkąd posiadam nowy jacht, awansowali. Tom ze sternika został przemianowany
na kapitana, z czego jest niesamowicie dumny, a Bill został sternikiem. I panu spodoba się na
 Nin . Mam przy sobie jej przezrocza, pokażę je panu. Zaraz wracam.
Wyszedł z pokoju, gubernator natychmiast skorzystał z okazji i wyciągając do mnie rękę po-
wiedział serdecznym tonem:
 Dziękuję, że się pan zgodził. Między mną a Johnem pojawił się upiór noszący to samo co
jacht imię. Unikamy rozmowy o niej i przez to powstało między nami bolesne niedomówienie,
które jest mniej odczuwalne dzięki pańskiej obecności. John bardzo pana ceni. Mam nadzieję, że
pańska obecność będzie wsparciem dla mnie i zdołam wygrać nasz wielki zakład, o przedmiocie
którego nie rozmawiamy od czasu, gdy go zawarliśmy.
A więc znowu zakład!  Nin odgrywa w nim niepoślednią rolę. Raffley przyniósł zdjęcia. Z
radosnym podnieceniem opowiadał o swojej  Nin i gubernator zgadzał się z każdym jego sło-
wem, dopóki była mowa wyłącznie o jachcie.
Pojawił się obraz marmurowej głowy. Oczy Raffley'a zabłysły. Malował się w nich wyraz
najbardziej wzruszającej miłości, gdy spoglądał na nią. Jeszcze nigdy nie widziałem takich rysów
twarzy jak u tej kobiety. Oczy były migdałowe lub raczej skośne oczy? Każdy rys tej osobliwie
piękniej twarzy stanowił zagadkę i żaden pędzel czy dłuto nie było w stanie na nią odpowiedzieć.
Z tego właśnie powodu nasunęła mi się następująca uwaga:
 To portret, czy fantazja?
Gubernator spojrzał na mnie znacząco i z jego niedosłyszalnie poruszających się warg odczy-
tałem:
 To upiór!
Raffley nie zwrócił na to uwagi. Zdawało się, że nie może oderwać oczu od fotografii, po
chwili jednak dołączył ją do pozostałych i powiedział nagle, w zamyśleniu splatając ręce:
 To Nin, dobro! Czy pan, Charley, wie co to jest dobro? Nie. Nikt tego nie wie. Albo czy jest
pan go na tyle świadomy, aby nie podawać jego naukowej definicji, lecz złożyć w ofierze całą
swoją osobę, aby się objawiło?
Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów stając przede mną wyprostowany jak struna. Potem
spojrzał przez otwarte drzwi na niebo, na którym błyszczały gwiazdy srebrząc swym blaskiem
wodę pod sobą. W końcu dodał, mówiąc z naciskiem:
 Doznałem takiego objawienia! Mój boże, dzięki ci!
84
Gubernator szarpał nerwowo końce swoich gęstych, siwych wąsów. Taki zwrot w rozmowie
nie oznaczał dla niego niczego przyjemnego. Możliwe, że miał na końcu języka jakąś ostrą uwa-
gę, ale nie zdołał jej wymówić, bo do pokoju weszli kelnerzy. Spędziliśmy godzinę jedząc, a po-
tem siedzieliśmy jeszcze przy stole przez ponad trzy godziny. Nadszedł więc czas, abym się po- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl