, Groult Benoite SĂłl Ĺźycia 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się nie liczy prócz chwili obecnej; człowiek przerzucany jest od sceny do sceny, a ich idealna
precyzja w połączeniu z natłokiem szczegółów i brakiem przerw nie pozwala sformułować
żadnej myśli.
Najbardziej irytujące jest to, że George bezsprzecznie okazuje się jedyną osobą, która
uważa te atrakcje za beznadziejne! Amerykańscy rodziciele wydają się oczarowani i wyjadą
stąd przekonani, że wszystko już wiedzą na temat dżungli, życia w Polinezji, rakiet
kosmicznych i że spojrzeli w oczy autentycznym potomkom Karaibów. I nie znajdzie się nikt,
aby im przypomnieć, że ostatni Karaibowie, wyparci na ostatnią ze swoich wysp, woleli
rzucić się do morza ze szczytu falezy niż znalezć się pod rządami naszej wspaniałej
cywilizacji zachodniej.
- Popatrz na nich... Sumienność... Satysfakcja, że są Amerykanami, że są najlepsi,
najsprawiedliwsi. Są tacy dumni z tego Disneyworldu, jakby co najmniej zbudowali katedrę
w Chartres!
- I co z tego? Przeszkadza ci, że są zadowoleni? Uznajesz ludzi za durniów, jak tylko
interesuje ich co innego niż ciebie - zauważa Gawain, jakby wreszcie odkrywał dzielącą ich
przepaść. - Ja nigdym czegoś takiego nie widział i strasznie mi się to podoba. Bawię się jak
smarkacz, który nie widział nic poza zoo w Guidel i cyrkiem Martineza, kiedy przyjeżdżał w
lecie na objazd plaż Bretanii!
George powstrzymuje się, by nie powiedzieć: Istotnie, ty niczego nie widziałeś. Co
gorsza, nigdy na nic nie patrzyłeś! Zła jest na niego za cały ten Disneyland, za wszystkie te
uszczęśliwione twarze, za jego dziecięce spojrzenie, a nawet za jutro, bo wybrana przez nich
wycieczka przewiduje zanurzenie się w tym koszmarze na całe trzydzieści sześć godzin!
Teraz czeka na nich jeden z tysiąca dwustu pokojów w Contemporary World Resort.
Gawainowi się spodoba, bo w hotelu jest kolejka jednoszynowa, coś w rodzaju
napowietrznego metra przejeżdżającego co osiem minut przez hol i Wielki Salon z ładunkiem
zinfantylniałych rodzin, które będą się bawić z taką samą powagą, z jaką idzie się do pracy.
- Musisz mi wybaczyć, ale to ponad moje siły. Nie idę jutro do Zaczarowanego Zwiata
szanownego pana Disneya. Na samą myśl, że znów zobaczę Miki, ciarki mnie przechodzą.
Będziesz się lepiej bawił beze mnie w World Circus czy Marinelandzie. Założę się, że
przyprawili kaszalotom uszy Miki!
Po raz pierwszy Gawain spostrzega, że George może być nieprzyjemna. Stropiony,
próbuje przemówić jej do rozsądku, lepiej by jednak zrobił nie wchodząc na ten rejestr.
- Coś szybko zaczynasz gardzić ludzmi, którzy nie są tacy jak ty. Zapominasz - dodaje
sentencjonalnie - że trzeba wszystkiego po trochu, żeby był świat.
- Co ty powiesz?
Gawain zaciska usta. Ma pewnie teraz twarz upartego proletariusza, którego armator
upokorzył, on zaś nie śmie nic powiedzieć. Jasne, że jutro będzie dalej zwiedzał sam. Przecież
zapłacił za bilet!
- Szkoda by było, gdyby przepadł - mówi George.
Gawain zastanawia się, czy chciała być przykra. Całkiem inaczej patrzą na pieniądze,
a on nigdy nie wie, kiedy George żartuje; to jeden z jego problemów.
Tego wieczoru czują się zakurzeni i ociężali ze zmęczenia. Disneyland wykańcza,
przynajmniej co do tego są zgodni.
- Chcesz, żebym ci przygotował porządną ciepłą kąpiel? - uprzejmie proponuje
Gawain, kiedy przychodzą do pokoju.
- Nie, wolę nieporządną zimną kąpiel - odpowiada George, nie mogąc się pohamować.
- Czemu jesteś czasem taka przykra?
- Bo mówisz chwilami rzeczy tak oczywiste... Denerwuje mnie to.
- W ogóle to ja cię denerwuję. Jeśli myślisz, że o tym nie wiem...
- Ależ nawzajem się denerwujemy, raz ty mnie, raz ja ciebie, to nieuniknione. I
jeszcze ten wyczerpujący dzień. Jestem wykończona.
Nie mówi mu, że wymacała sobie na łonie twarde, bolesne zgrubienie. Obawia się
wrzodu. - Ależ nie, to gruczoł Bartholina się odzywa, powiada duenia przekonana, że zna się
na medycynie. Co za dużo, to niezdrowo, bo zamula. Te twoje numery z nóżkami w górę są
niczego sobie, ale trzeba będzie trochę pofolgować, moja mała! Widziałaś zresztą swoje usta?
Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie.
Istotnie, na górnej wardze wyrasta jej opryszczka, przez co profil George zaczyna
przypominać królika. Jeszcze jeden numer Walta Disneya! Ostatniego dnia z Gawainem
będzie podobna do kaczora Donalda! Ta myśl wprawia ją w jeszcze większą złość. Gawain
zaś zamknął się w swojej skorupie, którą potrafi przywdziewać. Po raz pierwszy, odkąd się
znają, zastanawiają się, co oni tu razem robią. Każde chciałoby się znajdować we własnym
domu, ze swoją rodziną, w swoim klanie, z ludzmi mówiącymi tym samym językiem i
ceniącymi te same rzeczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl