, Philip K Dick Blade Runner 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nym przy jej śmierci i dopiero potem zacząć odczuwać fizyczny pociąg. Należy postę-
pować odwrotnie.
Rick spojrzał na niego i powiedział:
 Najpierw iść z nią do łóżka...
 ...a potem ją zabić  stwierdził beznamiętnie Resch. Na jego twarzy wciąż wid-
niał twardy, cyniczny uśmiech.
Jesteś dobrym łowcą, Resch, uświadomił sobie Rick. Potwierdza to sposób, w jaki
traktujesz swój zawód. Ale czy ja też jestem dobrym łowcą?
Nagle, po raz pierwszy w życiu, zaczął mieć wątpliwości.
Rozdział XIII
John R. Isidore leciał do domu, mknąc przez wieczorne niebo jak smuga czystego
ognia. Ciekawe, czy wciąż tam jest, pytał sam siebie. Czy siedzi w tym zachłamionym
mieszkaniu, oglądając w telewizji Przyjacielskiego Bustera i dygocząc ze strachu za każ-
dym razem, kiedy wydaje się jej, że ktoś idzie korytarzem. Mam nadzieję, że mnie się
nie boi, pomyślał.
Wcześniej zaszedł do czarnorynkowych delikatesów. Na siedzeniu obok niego sta-
ła papierowa torba zawierająca takie frykasy jak galaretka sojowa, dojrzałe brzoskwinie
i wspaniały, miękki, cuchnący kawałek sera. Torba kołysała się, gdy Isidore na zmianę
przyśpieszał i zwalniał. Był tak spięty, że prowadził nieuważnie. A jego rzekomo narepe-
rowany pojazd krztusił się i opadał gwałtownie  dokładnie tak samo jak przed prze-
glądem. Cholera, zaklął w duchu.
Zapach brzoskwiń i dojrzałego sera wypełniał całego hovera, drażniąc rozkosz-
nie nozdrza Isidore. Na te wspaniałości przepuścił dwutygodniową pensję, którą wziął
awansem u pana Sloata. A pod siedzeniem, tam gdzie nie mogła upaść i stłuc się, turla-
ła się tam i z powrotem butelka chablis  luksus nad luksusami. Trzymał ją w depozy-
cie w Bank of America i nie sprzedawał, bez względu na to, jak wiele mu proponowano,
w nadziei, że kiedyś, w końcu zjawi się dziewczyna. Czekał na próżno, aż do tej chwili.
Zaśmiecony, pusty dach jego domu jak zawsze wprawił go w przygnębienie. Prze-
chodząc z hovera do windy patrzył tylko przed siebie, koncentrując uwagę na niesionej
torbie. Starał się ze wszystkich sił, aby nie potknąć się o śmiecie i nie spowodować ha-
niebnej katastrofy finansowej. Kiedy wreszcie zjawiła się trzeszcząca winda, zjechał nią,
ale nie na własne piętro, lecz na to, gdzie mieszkała nowa lokatorka, Pris Stratton. Stanął
przed jej drzwiami i zastukał butelką wina. Czuł, jak serce łomocze mu w piersi.
 Kto tam?  Jej stłumiony drzwiami głos był mimo wszystko dobrze słyszalny.
Przestraszony, ale ostry jak brzytwa.
 Tu J. R. Isidore  oznajmił żywo, stanowczym, zdecydowanym tonem, który uzy-
skał dzięki rozmowie wideofonicznej, do której zmusił go pan Sloat.  Mam tu parę
godnych uwagi drobiazgów i sądzę, że moglibyśmy zorganizować zupełnie przyzwoity
obiad.
97
Drzwi uchyliły się trochę. Pris, prawie niewidoczna na tle ciemnego pokoju, wychy-
liła się i popatrzyła na pusty korytarz.
 Twój głos brzmi zupełnie inaczej  powiedziała.  Bardziej dorośle.
 Miałem dzisiaj kilka spraw do załatwienia w czasie pracy. Jak zawsze. Jeżeli m-m-
mógłbym wejść...
 Będziesz mi o nich opowiadał.  Otworzyła jednak drzwi wystarczająco szeroko,
aby go wpuścić. Kiedy zobaczyła, co trzyma w rękach, zawołała głośno i jej twarz roz-
promieniła się radością. Jednak niemal natychmiast, zupełnie bez ostrzeżenia, rysy Pris
stężały w grymasie pełnym goryczy. Radość uleciała.
 Co się stało?  zapytał. Zaniósł pakunki i butelkę do kuchni, a potem szybko
wrócił do pokoju.
 Tylko je na mnie marnujesz  powiedziała bezbarwnym tonem.
 Dlaczego?
 Och...  wzruszyła ramionami i odeszła kilka kroków. Ręce trzymała w kiesze-
niach swojej ciężkiej, dość staroświeckiej spódnicy.  Kiedyś ci powiem.  Podniosła
wzrok.  Ale mimo wszystko to miłe z twojej strony. A teraz chciałabym, żebyś sobie
poszedł. Nie mam ochoty nikogo widzieć.  Takim samym, niepewnym krokiem skie-
rowała się do drzwi. Powłóczyła nogami, sprawiając wrażenie całkowicie wyczerpanej,
jakby prawie zupełnie opuściły ją siły witalne.
 Wiem, co ci jest  powiedział. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl