,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rénarda ciÄ™ fascynuje? Czy to ten obraz powoduje, że rozszerzajÄ… ci siÄ™ zrenice, oddech przyspiesza, a na policzki wystÄ™pujÄ… rumieÅ„ce? Jako specjalistka od ochrony, na pewno zdajesz sobie sprawÄ™... - OchronÄ… nie musisz siÄ™ przejmować, na szczęście dla nas obojga mam odpowied- nie odruchy - wypaliÅ‚a, spoglÄ…dajÄ…c na obraz. Gdyby nie jej refleks, w bezcennym płótnie Å›wieciÅ‚aby teraz dziura. Nie zauważyÅ‚a, kiedy zerwaÅ‚ siÄ™ z kanapy. W nastÄ™pnej chwili znalazÅ‚a siÄ™ w jego ramionach. - To siÄ™ znakomicie skÅ‚ada - wymruczaÅ‚ jej do ucha. - Leon, nie... - zaczęła, ale on zdusiÅ‚ jej protest, przyciskajÄ…c jÄ… do siebie tak moc- no, jakby chciaÅ‚, żeby ich ciaÅ‚a zlaÅ‚y siÄ™ w jedno. - Dlaczego nie, chérie, skoro oboje wiemy, że tego wÅ‚aÅ›nie pragniesz? - Ponieważ oboje wiemy też, że ty tego nie chcesz - szepnęła, spuszczajÄ…c wzrok. DrgnÄ…Å‚ i rozluzniÅ‚ uÅ›cisk. - Co ty mówisz? PragnÄ™ ciÄ™ tak, że aż mnie to przeraża - wychrypiaÅ‚, cofajÄ…c siÄ™ o krok. - Ale w Londynie... - Kiedy uniosÅ‚a rzÄ™sy, zobaczyÅ‚, że na ich koÅ„cach bÅ‚yszczÄ… Å‚zy. R L T Ten widok sprawiÅ‚, że poczuÅ‚ siÄ™ zupeÅ‚nie bezbronny. UniósÅ‚ rÄ™kÄ™ i pogÅ‚askaÅ‚ pal- cami jej policzek, jakby dotykiem chciaÅ‚ przekazać jej coÅ›, czego nie potrafiÅ‚ wyrazić sÅ‚owami. - Kochanie, w Londynie chyba oboje zrobiliÅ›my coÅ›, czego potem gorzko żaÅ‚owa- liÅ›my - powiedziaÅ‚ cicho. SpojrzaÅ‚a mu w oczy i zobaczyÅ‚a w nich szczerość. PragnÄ…Å‚ jej. Leon, książę Montéz, staÅ‚ przed niÄ…, zwykÅ‚Ä…, szarÄ… Cally Greenway z Cambridge, a na jego niewiary- godnie przystojnej twarzy malowaÅ‚o siÄ™ pożądanie. I coÅ› jeszcze, czego nie umiaÅ‚ na- zwać... Najpierw osaczyÅ‚a jÄ… niepewność. ZmroziÅ‚ lÄ™k, że zwodzÄ… jÄ… jej wÅ‚asne emocje. Kiedy wreszcie pozwoliÅ‚a sobie uwierzyć w to, co widzi, z nagÅ‚ym dreszczem zrozumia- Å‚a, że nastÄ™pny krok należy do niej. MogÅ‚a siÄ™ wycofać, ukryć w bezpiecznym Å›wiecie, w którym żyÅ‚a samotnie, chroniÄ…c siÄ™ przed zranieniem... ale mogÅ‚a też wyjść naprzeciw temu, co los szykowaÅ‚ dla nich dwojga. Tak jak kobieta na obrazie, która odrzuciÅ‚a lÄ™k i szÅ‚a Å›miaÅ‚o ku wzburzonemu morzu. JeÅ›li chciaÅ‚a poczuć, że naprawdÄ™ żyje, musiaÅ‚a siÄ™ zdobyć na odwagÄ™. Teraz. WyciÄ…gnęła do niego rÄ™ce. Za jej plecami bÅ‚yskawica rozdarÅ‚a niebo, oÅ›lepiajÄ…cym, srebrnym blaskiem zale- wajÄ…c wzburzone morze. Leon mógÅ‚by przysiÄ…c, że widziaÅ‚, jak ta bÅ‚yskawica rodzi siÄ™ w jej dÅ‚oniach, tryska z jej palców. ZapatrzyÅ‚ siÄ™ w jej tajemnicze oczy bÅ‚yszczÄ…ce w pół- mroku. To w nich wÅ‚aÅ›nie jest serce nawaÅ‚nicy, pomyÅ›laÅ‚ z nagÅ‚ym dreszczem. ChciaÅ‚ siÄ™ zatracić w mocy, jakÄ… miaÅ‚a ta kobieta. Kiedy ich usta siÄ™ dotknęły, huknÄ…Å‚ grom. ObjÄ…Å‚ jÄ… w talii, przyciÄ…gnÄ…Å‚ jeszcze bliżej do siebie i pogÅ‚Ä™biÅ‚ pocaÅ‚unek, natar- czywÄ… pieszczotÄ… warg i jÄ™zyka prowokujÄ…c jÄ… do odpowiedzi. UniosÅ‚a rÄ™ce, zanurzyÅ‚a dÅ‚onie w jego wÅ‚osach i wspięła siÄ™ na palce, chÅ‚onÄ…c go wszystkimi zmysÅ‚ami. WÅ‚osy miaÅ‚ wilgotne, tors twardy i gorÄ…cy. Dobrze jej znana, korzenna nuta jego wody po gole- niu splataÅ‚a siÄ™ z rzeÅ›kÄ… woniÄ… morza, tworzÄ…c jedyny w swoim rodzaju, niewiarygodnie zmysÅ‚owy zapach. SmakowaÅ‚ sÅ‚onÄ…, morskÄ… wodÄ…. I pożądaniem. - Zdejmij sukienkÄ™ - rzuciÅ‚, odsuwajÄ…c jÄ… od siebie na odlegÅ‚ość ramienia. R L T - Też sÄ…dzÄ™, że jest zbyt oficjalna jak na dzisiejszy wieczór - wyszeptaÅ‚a, drżącymi palcami, po omacku, szukajÄ…c zapiÄ™cia. Kiedy lÅ›niÄ…cy jedwab spÅ‚ynÄ…Å‚ do jej stóp, kolejna bÅ‚yskawica rozÅ›wietliÅ‚a niebo. Srebrzysty blask zataÅ„czyÅ‚ w jej oczach, na uÅ‚amek sekundy wydobyÅ‚ z półmroku jej cia- Å‚o. Leon poczuÅ‚, że zachwyt odbiera mu dech. ChÅ‚odny dotyk powietrza na nagiej skórze otrzezwiÅ‚ Cally na tyle, że przypomniaÅ‚a sobie, jakÄ… bieliznÄ™ wÅ‚ożyÅ‚a pod sukniÄ™. Rozkoszne upojenie zamieniÅ‚o siÄ™ w jednej chwili w palÄ…cy wstyd. Kiedy wystroiÅ‚a siÄ™ w sznurowany gorsecik z baskinkÄ… z cieniut- kiej, przezroczystej koronki, myÅ›laÅ‚a tylko o tym, że ma jedynÄ… w życiu okazjÄ™, by sprawdzić, jak siÄ™ czuje kobieta, która ma na sobie coÅ› tak kosztownego. Potem zamie- rzaÅ‚a rÄ™cznie uprać bieliznÄ™ i nawet przyczepić z powrotem metkÄ™, żeby nikt siÄ™ nie do- myÅ›liÅ‚, że w ogóle jej dotykaÅ‚a. Teraz... wszystko wyszÅ‚o na jaw. Z niepokojem zerknęła na Leona. Co mógÅ‚ sobie o niej pomyÅ›leć, kiedy staÅ‚a przed nim, wystrojona jak luksusowa prostytutka? Pewnie zaraz zacznie siÄ™ z niej naÅ›miewać... Może też uzna za stosowne przypomnieć jej, że nie jest artystkÄ… z Moulin Rouge, tylko nudnÄ… paniÄ… konserwator. Gdyby w dodatku wiedziaÅ‚, że minęła prawie dekada, odkÄ…d ostatnio uprawiaÅ‚a seks, to już w ogóle umarÅ‚by ze Å›miechu... On jednak wcale siÄ™ nie Å›miaÅ‚. PatrzyÅ‚ na niÄ… oczami pociemniaÅ‚ymi z pożądania, a na twarzy miaÅ‚ wyraz czystej, zmysÅ‚owej przyjemnoÅ›ci. Jego spojrzenie uwolniÅ‚o jÄ… od przytÅ‚aczajÄ…cego poczucia niepewnoÅ›ci, jakby byÅ‚a dotÄ…d szarÄ… poczwarkÄ…, która nagle zaczęła siÄ™ przemieniać w lekkiego, piÄ™knego motyla. Pofrunęła ku niemu. - Nie jest ci zimno? - wymruczaÅ‚, otaczajÄ…c jÄ… ramionami, gdy ciężkie krople zwia- stujÄ…ce nadchodzÄ…cÄ… ulewÄ™ zaÅ‚omotaÅ‚y o szyby. - Nie - szepnęła, wtulajÄ…c siÄ™ w niego. - A tobie? - Co, mnie? - SiÄ™gnÄ…Å‚ do sznurowania gorsetu i jednym pociÄ…gniÄ™ciem rozwiÄ…zaÅ‚ tasiemkÄ™. - Czy ci nie zimno? - Dotknęła wargami jego podbródka. - A jak myÅ›lisz? - ZaÅ›miaÅ‚ siÄ™, uwalniajÄ…c jÄ… z gorsetu. Gdy koronkowy ciuszek opadÅ‚ na podÅ‚ogÄ™, Leon poczuÅ‚, że jego ciaÅ‚o staje w ogniu. Nigdy nie widziaÅ‚ tak piÄ™knych piersi. ByÅ‚y biaÅ‚e jak mleko i rozkosznie ciężkie, R L T lecz jednoczeÅ›nie krÄ…gÅ‚e i jÄ™drne, z szerokimi, bladymi aureolami i zawadiacko sterczÄ…- cymi w górÄ™ sutkami. Idealne. ChciaÅ‚ objąć je dÅ‚oÅ„mi, ukryć twarz w ich miÄ™kkoÅ›ci, od- szukać jÄ™zykiem smak wrażliwych koniuszków... Wymknęła siÄ™ jego rÄ™kom. - Skoro ci nie zimno... - podciÄ…gnęła jego koszulkÄ™ - to może byÅ› siÄ™ tego pozbyÅ‚? - Rozkaz, o pani. - Jednym ruchem Å›ciÄ…gnÄ…Å‚ koszulkÄ™, a potem siÄ™gnÄ…Å‚ do zapiÄ™cia spodni. Po chwili, wypeÅ‚nionej gorÄ…czkowym biciem jej serca, byÅ‚ zupeÅ‚nie nagi. Cally objęła wzrokiem jego postać i aż westchnęła. ByÅ‚ naprawdÄ™ imponujÄ…co zbu- dowany. - No i jakie wrażenia? - spytaÅ‚, rozbawiony. - Podoba ci siÄ™? - Nie powiem. Twoje ego jest już wystarczajÄ…co rozdÄ™te. - Nie musisz mówić - wymruczaÅ‚. - Pokaż mi. RzuciÅ‚a mu spÅ‚oszone spojrzenie. StaÅ‚ przed niÄ… nieporuszony, piÄ™kny i dumny. ByÅ‚o w jego mÄ™skiej sylwetce coÅ› ponadczasowego, wÅ‚adczość i moc, którÄ… musiaÅ‚ odziedziczyć po nieustraszonych żeglarzach, którzy przed wiekami podporzÄ…dkowali so- bie ten skalisty skrawek ziemi. ByÅ‚... wspaniaÅ‚y. Zachwyt spÅ‚ynÄ…Å‚ jej dreszczem po ple- cach, zamrowiÅ‚ w opuszkach palców, w koniuszku jÄ™zyka, budzÄ…c pragnienie, które jÄ… samÄ… zaskoczyÅ‚o. Powoli, bardzo powoli zgięła kolana, by siÄ™gnąć po niego. PodniosÅ‚a na niego oczy, gdy jej ciemno umalowane wargi dotknęły jego podbrzusza, gdy odnalaz- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|