, 344. DUO Philips Sabrina Kaprys milionera 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rénarda ciÄ™ fascynuje? Czy to ten obraz powoduje, że rozszerzajÄ… ci siÄ™ zrenice, oddech
przyspiesza, a na policzki występują rumieńce? Jako specjalistka od ochrony, na pewno
zdajesz sobie sprawÄ™...
- Ochroną nie musisz się przejmować, na szczęście dla nas obojga mam odpowied-
nie odruchy - wypaliła, spoglądając na obraz. Gdyby nie jej refleks, w bezcennym płótnie
świeciłaby teraz dziura.
Nie zauważyła, kiedy zerwał się z kanapy. W następnej chwili znalazła się w jego
ramionach.
- To się znakomicie składa - wymruczał jej do ucha.
- Leon, nie... - zaczęła, ale on zdusił jej protest, przyciskając ją do siebie tak moc-
no, jakby chciał, żeby ich ciała zlały się w jedno.
- Dlaczego nie, chérie, skoro oboje wiemy, że tego wÅ‚aÅ›nie pragniesz?
- Ponieważ oboje wiemy też, że ty tego nie chcesz - szepnęła, spuszczając wzrok.
Drgnął i rozluznił uścisk.
- Co ty mówisz? Pragnę cię tak, że aż mnie to przeraża - wychrypiał, cofając się o
krok.
- Ale w Londynie... - Kiedy uniosła rzęsy, zobaczył, że na ich końcach błyszczą
Å‚zy.
R
L
T
Ten widok sprawił, że poczuł się zupełnie bezbronny. Uniósł rękę i pogłaskał pal-
cami jej policzek, jakby dotykiem chciał przekazać jej coś, czego nie potrafił wyrazić
słowami.
- Kochanie, w Londynie chyba oboje zrobiliśmy coś, czego potem gorzko żałowa-
liśmy - powiedział cicho.
Spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich szczerość. Pragnął jej. Leon, książę
Montéz, staÅ‚ przed niÄ…, zwykÅ‚Ä…, szarÄ… Cally Greenway z Cambridge, a na jego niewiary-
godnie przystojnej twarzy malowało się pożądanie. I coś jeszcze, czego nie umiał na-
zwać...
Najpierw osaczyła ją niepewność. Zmroził lęk, że zwodzą ją jej własne emocje.
Kiedy wreszcie pozwoliła sobie uwierzyć w to, co widzi, z nagłym dreszczem zrozumia-
ła, że następny krok należy do niej. Mogła się wycofać, ukryć w bezpiecznym świecie, w
którym żyła samotnie, chroniąc się przed zranieniem... ale mogła też wyjść naprzeciw
temu, co los szykował dla nich dwojga. Tak jak kobieta na obrazie, która odrzuciła lęk i
szła śmiało ku wzburzonemu morzu. Jeśli chciała poczuć, że naprawdę żyje, musiała się
zdobyć na odwagę. Teraz.
Wyciągnęła do niego ręce.
Za jej plecami błyskawica rozdarła niebo, oślepiającym, srebrnym blaskiem zale-
wając wzburzone morze. Leon mógłby przysiąc, że widział, jak ta błyskawica rodzi się w
jej dłoniach, tryska z jej palców. Zapatrzył się w jej tajemnicze oczy błyszczące w pół-
mroku. To w nich właśnie jest serce nawałnicy, pomyślał z nagłym dreszczem. Chciał się
zatracić w mocy, jaką miała ta kobieta.
Kiedy ich usta się dotknęły, huknął grom.
Objął ją w talii, przyciągnął jeszcze bliżej do siebie i pogłębił pocałunek, natar-
czywą pieszczotą warg i języka prowokując ją do odpowiedzi. Uniosła ręce, zanurzyła
dłonie w jego włosach i wspięła się na palce, chłonąc go wszystkimi zmysłami. Włosy
miał wilgotne, tors twardy i gorący. Dobrze jej znana, korzenna nuta jego wody po gole-
niu splatała się z rześką wonią morza, tworząc jedyny w swoim rodzaju, niewiarygodnie
zmysłowy zapach. Smakował słoną, morską wodą. I pożądaniem.
- Zdejmij sukienkę - rzucił, odsuwając ją od siebie na odległość ramienia.
R
L
T
- Też sądzę, że jest zbyt oficjalna jak na dzisiejszy wieczór - wyszeptała, drżącymi
palcami, po omacku, szukając zapięcia.
Kiedy lśniący jedwab spłynął do jej stóp, kolejna błyskawica rozświetliła niebo.
Srebrzysty blask zatańczył w jej oczach, na ułamek sekundy wydobył z półmroku jej cia-
ło. Leon poczuł, że zachwyt odbiera mu dech.
Chłodny dotyk powietrza na nagiej skórze otrzezwił Cally na tyle, że przypomniała
sobie, jaką bieliznę włożyła pod suknię. Rozkoszne upojenie zamieniło się w jednej
chwili w palący wstyd. Kiedy wystroiła się w sznurowany gorsecik z baskinką z cieniut-
kiej, przezroczystej koronki, myślała tylko o tym, że ma jedyną w życiu okazję, by
sprawdzić, jak się czuje kobieta, która ma na sobie coś tak kosztownego. Potem zamie-
rzała ręcznie uprać bieliznę i nawet przyczepić z powrotem metkę, żeby nikt się nie do-
myślił, że w ogóle jej dotykała. Teraz... wszystko wyszło na jaw.
Z niepokojem zerknęła na Leona. Co mógł sobie o niej pomyśleć, kiedy stała przed
nim, wystrojona jak luksusowa prostytutka? Pewnie zaraz zacznie się z niej naśmiewać...
Może też uzna za stosowne przypomnieć jej, że nie jest artystką z Moulin Rouge, tylko
nudną panią konserwator. Gdyby w dodatku wiedział, że minęła prawie dekada, odkąd
ostatnio uprawiała seks, to już w ogóle umarłby ze śmiechu...
On jednak wcale się nie śmiał. Patrzył na nią oczami pociemniałymi z pożądania, a
na twarzy miał wyraz czystej, zmysłowej przyjemności. Jego spojrzenie uwolniło ją od
przytłaczającego poczucia niepewności, jakby była dotąd szarą poczwarką, która nagle
zaczęła się przemieniać w lekkiego, pięknego motyla. Pofrunęła ku niemu.
- Nie jest ci zimno? - wymruczał, otaczając ją ramionami, gdy ciężkie krople zwia-
stujące nadchodzącą ulewę załomotały o szyby.
- Nie - szepnęła, wtulając się w niego. - A tobie?
- Co, mnie? - Sięgnął do sznurowania gorsetu i jednym pociągnięciem rozwiązał
tasiemkÄ™.
- Czy ci nie zimno? - Dotknęła wargami jego podbródka.
- A jak myślisz? - Zaśmiał się, uwalniając ją z gorsetu.
Gdy koronkowy ciuszek opadł na podłogę, Leon poczuł, że jego ciało staje w
ogniu. Nigdy nie widział tak pięknych piersi. Były białe jak mleko i rozkosznie ciężkie,
R
L
T
lecz jednocześnie krągłe i jędrne, z szerokimi, bladymi aureolami i zawadiacko sterczą-
cymi w górę sutkami. Idealne. Chciał objąć je dłońmi, ukryć twarz w ich miękkości, od-
szukać językiem smak wrażliwych koniuszków... Wymknęła się jego rękom.
- Skoro ci nie zimno... - podciągnęła jego koszulkę - to może byś się tego pozbył?
- Rozkaz, o pani. - Jednym ruchem ściągnął koszulkę, a potem sięgnął do zapięcia
spodni.
Po chwili, wypełnionej gorączkowym biciem jej serca, był zupełnie nagi.
Cally objęła wzrokiem jego postać i aż westchnęła. Był naprawdę imponująco zbu-
dowany.
- No i jakie wrażenia? - spytał, rozbawiony. - Podoba ci się?
- Nie powiem. Twoje ego jest już wystarczająco rozdęte.
- Nie musisz mówić - wymruczał. - Pokaż mi.
Rzuciła mu spłoszone spojrzenie. Stał przed nią nieporuszony, piękny i dumny.
Było w jego męskiej sylwetce coś ponadczasowego, władczość i moc, którą musiał
odziedziczyć po nieustraszonych żeglarzach, którzy przed wiekami podporządkowali so-
bie ten skalisty skrawek ziemi. Był... wspaniały. Zachwyt spłynął jej dreszczem po ple-
cach, zamrowił w opuszkach palców, w koniuszku języka, budząc pragnienie, które ją
samą zaskoczyło. Powoli, bardzo powoli zgięła kolana, by sięgnąć po niego. Podniosła
na niego oczy, gdy jej ciemno umalowane wargi dotknęły jego podbrzusza, gdy odnalaz- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl