, Wilde, Oscar Portret Doriana Graya(2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przecie\ nie czuję się onieśmielona. Jestem dumna, mamo, strasznie dumna. Mamo, czy ty
kochałaś mojego ojca tak, jak ja kocham księcia z bajki?
Stara kobieta zbladła pod grubą warstwą pudru, a suche jej wargi wykrzywił grymas bólu.
Sybila przypadła do niej, ramionami oplotła jej szyję i zaczęła całować.
 Wybacz, mamo, wiem, \e cię boli wspomnienie naszego ojca. Ale boli cię dlatego,
poniewa\ go tak bardzo kochałaś. Nie bądz taka smutna. Ja dziś jestem taka szczęśliwa, jak ty
przed dwudziestu laty. O, pozwól mi być zawsze szczęśliwą!
 Dziecko moje, za młoda jesteś, by myśleć o miłości. Zresztą, có\ ty wiesz o tym
człowieku? Nie znasz nawet jego nazwiska. Wszystko to niewłaściwe i doprawdy teraz, kiedy
James wyje\d\a do Australii, a ja muszę się o tyle rzeczy kłopotać, mogłabyś wykazać więcej
zastanowienia. Ale jak ju\ powiedziałam, jeśli jest bogaty&
 Ach, mamo, mamo, pozwól mi być szczęśliwą!
Pani Vane spojrzała na córkę i z owym sztucznym teatralnym gestem, który często staje się
dla aktora drugą naturą, chwyciła ją w objęcia W tej chwili drzwi się otworzyły i wszedł młody
chłopiec z rozwichrzonymi ciemnymi włosami Był krępy, miał du\e ręce i nogi, poruszał się
niezgrabnie Nie był tak delikatny jak siostra Trudno byłoby domyślić się pokrewieństwa między
nim a Sybilą. Pani Vane utkwiła w nim oczy i uśmiechnęła się W jej wyobrazni syn odgrywał w
tej chwili rolę jednoosobowego audytorium Była pewna, ze obraz jest zajmujący
 Sybilo, mogłabyś zachować dla mnie trochę pocałunków  dobrodusznie mruknął chłopak
 O, Jim, przecie\ ty nie lubisz, gdy cię całuję  zawołała  Straszny z ciebie niedzwiedz
 Podbiegła ku niemu i uścisnęła go.
James Vane serdecznie popatrzał na siostrę.
 Przyszedłem zabrać cię na przechadzkę, Sybilo. Nie wiem, czy jeszcze kiedy zobaczę ten
obrzydły Londyn. Nie mam zresztą bynajmniej na to ochoty.
 Synu mój, nie mów tak strasznych rzeczy  szepnęła pani Vane z westchnieniem, biorąc
jakiś świecący fatałaszek z garderoby teatralnej, aby go załatać. Była trochę rozczarowana, ze się
nie przyłączył do grupy. Tak ogromnie wzmogłoby to sceniczny efekt sytuacji.
 Czemu nie, mamo? Takie mam przekonanie.
 Ból mi sprawiasz, mój synu. Ufam, ze powrócisz z Australii jako człowiek świetnie
sytuowany. Zdaje mi się, ze w koloniach wcale nie ma ludzi z towarzystwa, z tego, co ja
nazywam towarzystwem, więc kiedy dorobisz się, musisz powrócić i osiąść w Londynie.
 Z towarzystwa?  mruknął chłopak niechętnie.  Nie chcę o nim nic wiedzieć
Pragnąłbym tylko zarobić trochę pieniędzy, by zabrać ciebie i Sybilę ze sceny. Nienawidzę
teatru.
 Ach, Jim, jakiś ty niedobry  zaśmiała się Sybila.  Ale czy naprawdę chcesz ze mną
wyjść na przechadzkę? To będzie przyjemne. Ju\ się bałam, ze zechcesz po\egnać któregoś ze
swych przyjaciół Toma Hardy, który ci dał tę szkaradną fajkę, lub Neda Langtona, który drwi z
ciebie, \e ją palisz. To ładnie z twojej strony, ze ostatnią przechadzkę chcesz odbyć ze mną
Dokąd pójdziemy? Najlepiej do parku.
 Jestem za brzydko ubrany  odparł, marszcząc czoło.  Do parku chodzą tylko eleganci.
 Ach, głupstwo. Jim  prosiła, pieszczotliwie gładząc jego rękaw.
Wahał się przez chwilę.
 Dobrze  rzekł wreszcie  ale ubierz się szybko.
Tanecznym krokiem wybiegła z pokoju. Słychać było jej śpiew, gdy wchodziła na gorę. Małe
jej stopki zastukały nad ich głowami.
Jim dwa czy trzy razy przeszedł się po pokoju, po czym zwrócił się do nieruchomej postaci w
fotelu.
 Mamo, czy rzeczy moje gotowe?
 Tak, James, gotowe  odparła, nie podnosząc oczu znad roboty. Od paru miesięcy czuła
się zaniepokojona, ilekroć zostawała sam na sam ze swym szorstkim, surowym synem. Jej płytką,
a jednak skrytą naturę niepokoił jego wzrok. W duchu pytała siebie, czy on czegoś nie
podejrzewa. Milczenie  bo nic więcej nie powiedział  wydało się jej czymś nieznośnym.
Poczęła się \alić. Kobiety bronią się atakując, tak jak przypuszczają atak przy pomocy nagłego
nieuzasadnionego poddania się.
 Spodziewam się, ze będziesz zadowolony ze swej kariery marynarza  mówiła.  Nie
wolno ci zapominać, ze sam uczyniłeś ten wybór. Mogłeś pójść do kancelarii adwokackiej.
Adwokaci to zawód powa\ny i na wsi często są zapraszani na obiady do najlepszych rodzin.
 Nie cierpię biur i nienawidzę urzędników  odparł .  Ale masz słuszność. Ja sam
obrałem sobie karierę. Mogę ci tylko powiedzieć czuwaj nad Sybilą. Nie pozwól jej skrzywdzić.
Matko, ty musisz nad nią czuwać.
 James, co ty wygadujesz? Naturalnie, ze czuwam nad Sybilą.
 Słyszałem, ze jakiś pan codziennie bywa w teatrze, idzie za kulisy i rozmawia z nią. Czy to
prawda? Co to ma znaczyć?
 James, mówisz o rzeczach, których nie rozumiesz W naszym zawodzie jesteśmy
przyzwyczajone do bardzo licznych dowodów uprzejmości Ja sama swego czasu otrzymywałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl