, Norton Andre Strzez sie sokola 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jednak światło!
Tirtha rzuciła się do przodu. Wraz z pojawieniem się schowka w murze zniknął
znajomy sen. Dotarła do tajemnej komnaty i sama musi odnalezć to, czego jej przodkowie
zobowiązali się strzec tak długo, aż starożytna przysięga zostanie rozwiązana.
Za drzwiami znajdowało się małe pomieszczenie i, chociaż nie oszczędził go czas, nie
zniszczyli goudzie. Na ścianach wisiały gobeliny. Kiedy weszła, poruszył je prąd powietrza.
Posypały się skrawki cienkiej jak papier tkaniny podobnej do suchych liści. Szkatułka stała
tam, gdzie ją pozostawiono: na wąskim kamiennym stole wystającym ze ściany, której był
częścią. Na jego blacie głęboko wyryto nie znane Tircie symbole. Kiedyś pomalowane
jaskrawymi barwami, z czasem wyblakły i pokrył je kurz. Były to słowa Mocy tak stare, że
nie mógł ich zrozumieć nikt z ludzi opiekujących się powierzonym im skarbem. Tirtha
patrząc na nie zrozumiała, że gdyby wymówiła głośno te Imiona, zniszczyłyby one zamek, a
może nawet zmieniły bieg czasu.
W koncentrycznym kole z Imion Mocy stała szkatułka. Wykuto ją z tego samego
srebrzystego metalu co miecz Sokolnika, i to ona promieniowała niebieskawym światłem
wypełniającym tajemną komnatę. Tirtha wyciągnęła ręce. Szeroko rozstawionymi palcami
nakreśliła w powietrzu nad skarbem znaki zrodzone z ukrytej wiedzy, równie starej jak
ziemia, na której stała siedziba jej rodu. Pózniej oburącz podniosła szkatułkę i przytuliła do
piersi, tak jak nieznana z imienia pani zamku z jej wizji. Podniosła i odwróciła się&
Usłyszała głośny skwir: okrzyk bojowy, który miał ją obudzić i zaalarmować. Z
mroku nad jej głową runął w dół sokół. Jedna noga ptaka była teraz kikutem, z którego
unosiła się smużka trującego dymu. W tej samej chwili jakaś siła cisnęła na nią Alona i
Nirela. Gdyby w komnacie było więcej miejsca, przygnietliby ją. Zamiast tego odrzucili do
tyłu. Uderzyła plecami o kamienny stół. Poczuła potworny ból i osunęła się na podłogę,
własnym ciałem osłaniając szkatułkę, której nie wypuściła z rąk.
Rozległ się głośny łoskot i usłyszała inny krzyk, lecz tym razem nie wydarł się z
gardzieli ptaka, tylko z ust Alona. Przejmujący ból przywołał ciemność i Tirtha zagłębiła się
w niej jak wyczerpany pływak w morzu, z którym nie ma sił dalej walczyć.
 Tirtho! Pani!  Poczuła wilgoć na twarzy i parzący płyn w ustach. Usiłowała
dojrzeć, kto ją woła, ale wszystko okryło się przepływającą tam i z powrotem mgłą, budzącą
w mej mdłości. Szybko zamknęła oczy. Szarpał nią straszny ból. Próbowała się poruszyć,
odpełznąć od tego ognia, który mógł spalić ją na popiół, ale utraciła władzę nad swym ciałem.
Jej ręce& nie może wypuścić& czego wypuścić? Nie mogła sobie przypomnieć. Ból stał się
dla niej całym światem.
 Tirtho!  Znowu to wołanie. Próbowała uciec przed bólem i władczym głosem.
Jednak coś zmusiło ją do Ponownego otwarcia oczu.
Tym razem przesłaniająca wszystko mgła rozdzieliła się na dwie nierówne części.
Tirtha zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy, chcąc lepiej widzieć. Twarze? Tak, Alon  powoli
dopasowywała imię do najbliższego oblicza  i Nirel& Tak, to było jego prawdziwe imię&
Nirel. Wydało się jej, że je wymówiła, a może nie, gdyż nie słyszała własnego głosu. Tak
ciężko było utrzymać ten kontakt, że wolałaby aby pozwolili jej odejść w ciemność, gdzie
znajdzie spokój i przestanie cierpieć.
 Hejże!
Od przerazliwego okrzyku poczuła ból w uszach, tak jak od skwiru rannego sokoła.
Ten okrzyk zatrzymał ją, nie pozwolił na odpoczynek.
 Sokole Plemię!  Po raz drugi słowa odbiły się echem, które stało się dla niej
dodatkową torturą.  Oddaj Władcy Ciemności to, co do niego należy, a wszystko będzie
dobrze.
Nie była to ani prawdziwa obietnica, ani umowa. Tirtha to zrozumiała, choć zalewały
ją fale bólu.
 Na Haritha i Harona i na Krew Sokolego Plemienią  dziewczyna nie wiedziała,
skąd czerpie siły, by pewnym głosem wymówić te niezrozumiałe dla siebie słowa  tylko
Wybrańcowi przekażemy pieczę. Już bliski jest czas&
 W istocie, czas jest bliski!  ryknął gdzieś skądś ten sam głos.  Zdrada rodzi
zdradę. To, co należy do, Ciemności, powróci do niej, choćby nie wiedzieć jak było
strzeżone. Wszystkie czary mają swój kres i kiedyś skończy się nawet czas. Oddaj to, co
nigdy nie należało do Zwiatła.
Coś drgnęło w głębinach umysłu Tirthy. Przebywający na zewnątrz sługa Ciemności
nie mógł wejść  i nie miał odwagi zabrać skarbu  chyba że za zgodą Sokoła pełnej krwi.
Ona zaś  ona była ostatnią z rodu. Ta gra nie może zakończyć się klęską  tylko śmiercią.
A któż zdoła pokonać śmierć?
Poruszyła ustami, próbując zwalczyć suchość w gardle, żeby jeszcze raz przemówić.
 Ja to dzierżę  ja z Sokolego Plemienia  i jeśli ceną za to ma być śmierć 
niech tak się stanie.
 Aaach&  usłyszała w odpowiedzi wściekłe wycie, które zamarło w oddali, jakby
wołający odszedł pośpiesznie.
Tirtha spojrzała znów na swoich towarzyszy. Leżała na podłodze, szarpał nią tak
przerazliwy ból, że na pewno niebawem zostanie ostatecznie wyzwolona. A może Moc, która
ją tutaj posłała, stara się ją zatrzymać? Najpierw spojrzała na Alona, pózniej zaś na Nirela
tulącego do piersi rannego sokoła. Oczy ptaka zmętniały, a głowa opadła bezwładnie.
Umierał, szczęśliwszy ode mnie, pomyślała przelotnie dziewczyna.
 Proszę cię o wybaczenie  wpierw zwróciła się do Sokolnika, bo nie miał on nic
wspólnego z tym przerażającym ciągiem wydarzeń, zanim rozmyślnie go w ich wir nie
wciągnęła, a i tak już poniósł olbrzymią stratę.  Moje sny nie przepowiedziały takiego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl