, Norton_Andre_ _Mistrz_zwierząt 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poważnego. Wyciągnął nogę do ognia pokazując Stormowi nieregularną, siną bliznę.
Osłabiony raną musiał jakiś czas pozostać w dolinie. Szczęśliwie, trwała jeszcze pora
deszczowa i z góry spływały strumyki.
Tam właśnie natknął się na zamurowane wejście do jaskini oraz kilka przedmiotów
wykonanych przez istoty rozumne, które nie były Norbisami ani osadnikami. Nie ruszał ich,
nie chcąc rozgniewać Zamkniętych. Ale był pewien, że trafił do drzwi Grot.
- Oni, Zamknięci& dobrzy dla tych, którzy przestrzegają ich praw. Nauczyli Gorgola,
jak zabić złego lotnika& Zesłali wodę do picia, gdy był chory. Stare opowieści mówią, że
dawno, dawno temu Zamknięci byli dobrzy dla Norbisów& Gorgol też tak mówi. Może
umarłby tam, gdyby nie ich czary. Ich czary wielkie& - palce rozpostarły się. - Dużo robią&
Zpią schowani przed słońcem, ale dużo robią&
- Mógłbyś odnalezć tę okolicę?
- Tak. Ale nie pójdę tam, dopóki nie pozwolą. Szedłem za ptakiem. Zamknięci
wiedzieli, że nie chciałem im przeszkadzać. Przebaczyli. Pójdziesz ich obudzić, mogą być zli.
Muszą wezwać& wtedy pójdziemy.
Chłopiec mówił z przekonaniem i Storm to uszanował. Każdy ma prawo do swoich
wierzeń. To, co usłyszał, potwierdzało historię Sorensona. Bokatan zgodził się ich prowadzić,
bo wierzył, że chcą tego Zamknięci. A, że zmierzali w okolicę, w której polował Gorgol, była
szansa, że jednak znajdą tajemnicze Groty.
ROZDZIAA 7
Słońce ogrzewało ramiona Storma leżącego na skale z lornetką przy oczach. Zrzucił
widoczną z daleka koszulkę z frawniej wełny. Jego skóra była najlepszym strojem
maskującym, miała dokładnie kolor otaczających skał.
Dalsza droga wyprawy musiała przebiegać przez wąską przełęcz pomiędzy stromymi
ścianami - idealne miejsce na zasadzkę. Powinni przejść ją nocą, ale nie chcieli ryzykować
upadku w przepaść. Dotychczas, za radą Storma, zatrzymywali się wczesnym popołudniem,
paśli konie i sami się posilali, a potem, w godzinę po zachodzie słońca, ruszali dalej i
zakładali nocny obóz o wiele dalej, niż mógł się spodziewać ewentualny szpieg. Czy taki
prosty podstęp mógł zmylić doświadczonych tropicieli, to była inna sprawa.
Storm był pewien, że ktoś ich obserwuje. Nie miał na to żadnych dowodów oprócz
czujnego niepokoju swoich zwierząt. Wiedział, że na pewno ostrzegą go, gdyby miał nastąpić
jakiś atak. Właśnie Baku nadleciał z krzykiem, płosząc stado stepowych kur. Ktoś przejeżdżał
przez przełęcz: samotny Norbis na koniu w biało-czerwone plamy, z białą gwiazdą na czole.
Jeżeli nadjeżdżający nie był Bokatanem, to w każdym razie dosiadał jego wierzchowca,
którego Storm znał z opisu. Nie było to niemożliwe, więc Indianin pozostał na miejscu, z
łukiem gotowym do strzału.
Rozległo się przeciągłe pohukiwanie i zza skały wynurzył się Dagotag, aby powitać
czarownika. W końcu mieli obiecanego przewodnika.
Przed zmrokiem przekroczyli niewidzialną granicę zaklętej krainy i rozbili obóz nad
wezbranym strumieniem. Woda była ruda od mułu, niosła wyrwane z korzeniami krzaki, a
nawet małe drzewa. Sorenson przyglądał się jej zatroskany.
- Co za dużo to niezdrowo. Deszcze są nam potrzebne, ale z drugiej strony fala
powodziowa w takim wąwozie może nas spłukać w kilka sekund. Jutro będziemy jechać
wzdłuż strumienia tak długo, jak się da, żeby poić konie. Miejmy nadzieję, że poziom wody
nie będzie się podnosił&
Następnego dnia przed południem woda opadła, ale Bokatan i tak skręcił w bok od
rzeki w kierunku czegoś, co wszystkich zaintrygowało. Nie mieli wątpliwości, że zostało
stworzone przez istotę rozumną. Był to czarny pas o trójkątnym przekroju, zakręcający pod
kątem prostym i biegnący na północ i wschód. Storm zmierzył go orientacyjnie: był szeroki
na trzydzieści centymetrów, z ostrym brzegiem wystającym na kilka centymetrów nad ziemię.
W dotyku nie przypominał ani skały, ani metalu, nóż nie zostawiał na nim śladu. Pod palcami
sprawiał wrażenie nieco tłustego, ale ani piasek, ani liście do niego nie przywierały. Surra nie
chciała go dotknąć. Podejrzliwie obwąchała brzeg, po czym kichnęła i potrząsnęła łbem, dając
wyraz swej niechęci. Pozostawało tajemnicą, do czego mógł służyć.
- Jak tor kolejowy - stwierdził Mac i pognał pierwszego konia, ale zwierzę też starało
się trzymać z dala od czarnej krawędzi.
Sorenson zatrzymał się, żeby zrobić hologramy, chociaż Bokatan poganiał grupę.
- W górę - mówiły palce. - W górę, musimy przejść przez dziurę w ziemi przed
zachodem słońca. Wtedy zobaczycie Dolinę Zamkniętych.
Zciany wąwozu były tak wysokie, że słońce nie dochodziło do jego dna i jechali
wzdłuż pasa w gęstniejącym cieniu.
Wąwóz Zmierci. Pomimo nowoczesnego wykształcenia, jakie odebrał, to stare
wierzenie jego narodu prześladowało Storma. Człowiek, który dotknął zmarłego lub jego
własności, który mieszkał pod dachem, pod który weszła śmierć, był nieczysty, przeklęty.
Czarny pas był jakby nicią uprzedzoną przez zmarłych, by wciągnąć innych do domu śmierci.
Zamrugał i szczelniej otulił się derką. Pozostał nieco w tyle szukając w sakiewce przedmiotu,
który zrobił w trakcie postoju.
Nachylił się, nie zsiadając z konia. W ręce trzymał kawałek drewna ozdobiony na
końcu dwoma piórami Baku. Wyciął go według pradawnego obyczaju używając jednej ze
swych wojennych strzał, a teraz wycelował ten pocisk w tajemniczy tor - jeżeli to był tor.
Modlitewna strzałka utkwiła w jakiejś niewidocznej szczelinie i pozostała prosta z triumfalnie
wzniesionymi piórami. Czary przeciw czarom.
Storm cmoknął na konia i Deszcz dołączył do reszty w chwili, kiedy kolejny zakręt
doprowadził do tego, co Bokatan nazwał dziurą w ziemi.
Gdyby po drugiej stronie nie widać było słonecznego światła, Storm nie zgodziłby się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl