, 151. Sanders Glenda Ĺťadna inna Tylko ja! 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczywiście, co oznaczało, \e trzeba go spławić. Im szybciej, tym lepiej. Niech wraca do
swojego domu.
 Uczył się pan kiedyś o szopach?  spytała Lily.
 Masz na myśli te puszyste zwierzątka?
 Nie musisz zawracać głowy doktorowi...  Dlaczego nie potrafiła nawet zapamiętać
jego nazwiska?  Calderowi, Lily. Obiecałam ci przecie\, \e jutro pójdziemy do biblioteki.
 Ale on jest weterynarzem. Na pewno du\o wie o szopach.
 W bibliotece znajdziemy mnóstwo ksią\ek na ten temat.
 Panna Thomton powiedziała, \e warto porozmawiać z kimś, kto zna się na zwierzętach.
Z jakimś au... auto... rytetem. Podobno od niego mo\na dowiedzieć się tego samego co z
ksią\ki.
 Dlaczego interesują cię szopy? Jakaś praca domowa?  zapytał doktor Calder.
 Uhm. Muszę napisać wypracowanie.
 Czasem leczę szopy.
 Opowie mi pan o nich?
 Lily!  zawołała Angelina.
 Panna Thornton mówiła, \eby zebrać jak najwięcej informacji  upierała się Lily.
 Doktor Calder ju\ stracił du\o czasu, przyje\d\ając tutaj. Prawdopodobnie się śpieszy
do \ony i dzieci.
Wbrew własnej woli spojrzała na niego. Zdawała sobie sprawę, \e ciągnie go za język.
 Wcale mi się nie śpieszy.  Doktor Calder patrzył jej prosto w oczy.  W domu czeka
na mnie tylko pies  dodał.
Z uśmieszku weterynarza wywnioskowała, \e ją przejrzał. Dobrze ci tak, ty kretynko! 
skarciła się w myśli i odwróciła wzrok. Zachowała się jak zdesperowana bywalczyni barów
dla samotnych.
 Lily, czego chciałabyś się dowiedzieć o szopach?
 Naprawdę nie musi pan...  wtrąciła Angelina.
 Och, nie ma sprawy.  Mrugnął porozumiewawczo.  Przecie\ nie codziennie się
zdarza, \e znawcom szopów ktoś okazuje nale\ny szacunek.
 Muszę wyjąć zeszyt!  Lily otworzyła tornister.  będę robić notatki!
Całe szczęście, \e Lily na ogół z entuzjazmem odrabia . lekcje, pomyślała Angelina, gdy
córka i weterynarz usiedli przy kuchennym stole. Nauczycielka miała rację: Lily interesowało
wszystko, co dotyczyło fauny.
Sos właśnie się zagotował. Angelina zalała nim makaron wymieszany z kawałkami
indyka, wsunęła naczynie do piekarnika i zerknęła w kierunku stołu.
Lily była pochłonięta pisaniem, a weterynarz od niechcenia głaskał Princess, która tak
długo się napraszała, a\ została wzięta na kolana. Angelina uznała, \e nikt nie zauwa\y jej
chwilowej nieobecności i wymknęła się do sypialni.
Przejechała szczotką włosy, umalowała usta, a następnie pod wpływem impulsu sięgnęła
po drogie perfumy, przeznaczone na szczególne okazje. Nało\yła odrobinę na wewnętrzną
stronę przegubów oraz w zagłębienie szyi i zastygła bez ruchu, zdumiona tym, co zrobiła.
 Powinnaś częściej bywać między ludzmi  powiedziała na głos do swojego odbicia w
lustrze. Kusiło ją, \eby się przebrać. Podkoszulek z napisem dostała od przyjaciółki, która
znała jej poczucie humoru. Angelina nosiła go wyłącznie w domu. Teraz, po chwili namysłu,
doszła do wniosku, \e lepiej nie wkładać na siebie nic innego. Zmiana stroju mówiłaby sama
za siebie i temu weterynarzowi Bóg wie co przyszłoby do głowy. Angelina nie zamierzała
natomiast paradować w jego obecności na bosaka, tote\ wsunęła stopy w pantofle na płaskim
obcasie. Zadowolona, wróciła do kuchni. Doktor Calder właśnie coś wyjaśniał.
 Szopy mają jeden niezwykle oryginalny zwyczaj. Przed jedzeniem zawsze myją
po\ywienie.
 Tak jak mamusia myje owoce i warzywa?
 Niezupełnie, przecie\ nie mają zlewu. Zanurzają \ywność na przykład w strumyku lub
w jeziorze.
 Przepraszam, \e przeszkadzam, ale chyba ju\ wam zaschło w gardle. Macie ochotę na
mleko czy sok?
 Sok!  zawołała Lily.
 A gdzie magiczne słówko  proszę ?
Lily zastosowała się do sugestii matki, która spojrzała pytająco na doktora Caldera.
 Dla mnie te\ sok  powiedział i zaraz dodał z szerokim uśmiechem:  Proszę.
Angelina skinęła głową i otworzyła lodówkę. Gdy sięgała po karton z sokiem, do jej uszu
doleciał konspiracyjny szept weterynarza:  O mało nie zapomniałem . Lily zachichotała
cichutko.
Angelina udała, \e nie słyszy. Cieszyła się, widząc Lily wesołą i roześmianą. Na jej
dziecięcej buzi ostatnio zbyt często malowała się nienaturalna powaga. I właśnie za ten blask
w oczach dziecka, a nie za zmianę koła, dostarczenie ksią\ek lub pomoc w odrabianiu lekcji
Angelina miała dług wdzięczności w stosunku do doktora Caldera. Trocheja to niepokoiło,
gdy\ nie wiedziała, jak się zrewan\ować.
Przyglądała mu się ukradkiem, napełniając szklanki. Ledwie znała tego człowieka, a
jednak nie wydawał się jej obcy. Chyba dlatego, \e sprawiał wra\enie kogoś zupełnie
zwyczajnego. Miał na sobie podniszczone adidasy, tanie d\insy i bawełnianą koszulkę z
reklamującym jego klinikę nadrukiem. Prawdopodobnie dzięki temu ubiorowi wyglądał
przystępnie i sympatycznie, jak chłopak z sąsiedztwa.
Był zdecydowanie wysoki i dobrze zbudowany, co sugerowało siłę. Mogła się podobać
równie\ jego twarz o nieregularnych, lecz wyrazistych rysach, du\e zielone oczy z długimi
rzęsami i gęste jasne włosy. A ten uśmiech, z którym przyjął od niej sok...
 Aadnie pachniesz, mamusiu  odezwała się Lily, wyrywając matkę z głębokiego
zamyślenia.
 Tak?  Zaskoczona zastanawiała się gorączkowo, co odpowiedzieć.  Pewnie przeszłam
zapachem parmezanu.
 Nie  odparła stanowczo Lily.  To nie ser, tylko kwiaty.
 Albo pi\mo  mruknął doktor Calder.
Po tej krótkiej uwadze w kuchni zapadła cisza. Angelina obrzuciła go szybkim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl