,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się normalny głos. który po dziewczęcemu modulowała. - Nie mogłabyś współpracować z kobietą. Kim jest ten mężczyzna? - Nie wiedziała o śmierci Taggerta, chwila zaś nie była odpowiednia, żeby ją informować. - Zapomnij o tym. Przez minutę wydawało mi się, że może mogłabym ci zaufać. Muszę mieć zle w głowie. - Możliwe. Ale nie powiedziałaś, gdzie jest Samp-son. Im dłużej będziesz zwlekać, tym mniej chętnie coś dla ciebie zrobię. - Jest w jednym miejscu na plaży, o jakieś piętnaście kilometrów na północ od Buenavista. Dawniej była to szatnia klubu plażowego, który splajtował w czasie wojny. - I żyje? - Wczoraj żył. Pierwszego dnia chorował po chloroformie, ale teraz nic mu nie jest. - Chcesz powiedzieć, że wczoraj nic mu nie było. Jest związany? - Ja go nie widziałam. Doglądał go Eddie. - Pewnie zostawiliście go tam, żeby umarł z głodu. - Ja nie mogłam do niego pójść. Znał mnie z widzenia. Ale nie znał Eddie'ego. - A Eddie zmarł, bo tak chciała siła wyższa. - Nie, ja go zabiłam -oświadczyła niemal zadowolona. - Ale nigdy nie zdołasz tego udowodnić. Strzelając do Eddie'ego nie myślałam o Sampsonie. - Myślałaś o pieniądzach, co? O podziale na dwie zamiast na trzy części. - Przyznaję, że po trosze chodziło i o to, ale tylko po trosze. Eddie pomiatał mną przez cały czas, kiedy byłam dzieckiem. A jak wreszcie stanęłam na nogi 210 i zaczęłam do czegoś dochodzić, zasypał mnie i wylądowałam w ma mrze. Ja zażywałam piochy, ale on je sprzedawał. Przed federalnymi zwalił winę na mnie, i sam dostał lekki wyrok. Nie wiedział, że ja o tym wiem, ale poprzysięgłam sobie, że go dopadnę. I dopadłam go, kiedy myślał, że szczęście mu dopisało. Może nie był taki bardzo zdziwiony. Powiedział Marcie, gdzie ma mnie szukać w razie jakichś komplikacji. - Zawsze są komplikacje - zauważyłem. - Porwania się nie udają. Zwłaszcza kiedy porywacze zaczynają się nawzajem mordować. Wyjechałem na bulwar i przystanąłem na pierwszej mijanej stacji benzynowej. Patrzyła, jak wyjmuję kluczyk ze stacyjki. \ - Co chcesz zrobić? - Zatelefonować o pomoc dla Sampsona. Może jest umierający, a nam dojazd zajmie półtorej godziny. Czy to miejsce ma jakąś nazwę? - Nazywało się klubem plażowym Sunland. To długi zielony budynek. Widać go z autostrady, jest prawie na czubku małego przylądka. Po raz pierwszy nie wątpiłem, że mówi prawdę. Zadzwoniłem do Santa Teresa z automatu, podczas kiedy ktoś z obsługi nalewał mi benzynę. Betty Fraley mogłem obserwować przez okno. W słuchawce odezwał się Feliks. - Rezydencja państwa Sampsonów. - Mówi Archer. Jest tam pan Graves? - Tak, proszę pana. Poproszę go do aparatu. - Gdzie się, u diabła, podziewasz? - zapytał Graves. - W Los Angeles. Sampson żyje, w każdym razie żył wczoraj. Jest zamknięty w szatni klubu plażowego Sunland. Znasz taki? - Kiedyś znałem. Zamknęli go przed laty. Wiem, gdzie to jest, na północ od Buenavista, przy autostradzie. - Zorientuj się, jak prędko możesz tam dotrzeć 211 z pierwszą pomocą i jedzeniem. Lepiej wez ze sobą lekarza i szeryfa. - Kiepsko się czuje? - Nie wiem. Od wczoraj jest sam. Przyjadę, jak zdołam najszybciej. Rozłączywszy się z Gravesem zadzwoniłem do Petera Coitona. Był jeszcze na służbie. - Mam coś dla ciebie - powiedziałem. - Częściowo dla ciebie, a częściowo dla Departamentu Sprawiedliwości. ~ Niewątpliwie znów będę miał migrenę. - Nie wydawał się zachwycony, że mnie słyszy. - Ta sprawa Sampsona jest największą zagadką stulecia. - Była. Dziś ją zamykam. Zniżył głos o pełną oktawę. - Powtórz to, z łaski swojej. - Wiem, gdzie jest Sampson, i wiozę teraz ze sobą ostatnią z osób winnych porwania. - Na litość boską, nie bądz taki skromny. Gadaj Gdzie jest? - Na obszarze, który ci nie podlega, w okręgu Santa Teresa. Tamtejszy szeryf właśnie do niego jedzie. - A ty zadzwoniłeś, żeby się pochwalić, ty biedny, drański narcyzie. Myślałem, że masz coś dla mnie i dla Departamentu Sprawiedliwości. - Mam, ale nie to porwanie. Sampsona nie wywiezli poza granice stanu, co yi yklucza udział FBI. Z tą sprawą wiąże się jednak inna. Jest taki kanion w bok od Bulwaru Zachodzącego Słońca, między Brentwood i Pa-lisades. Prowadzi do niego Hopkins Lane. Po przejechaniu około siedmiu i pół kilometra tą drogą zobaczysz tarasującego ją czarnego czterodrzwiowego Buicka. a dalej aleję, która zbiega w dół do nie pomalowanego sosnowego domku. Jest tam czworo ludzi. Jeden z nich to Troy. Departament Sprawiedliwości poszukuje ich, choć może sam o tym nie wie. - Za co? 212 - Za przemyt nielegalnych imigrantów. Spiesz się. To wystarczy? Na razie - odparł. - Hopkins Lane. Betty Fraley popatrzyła na mnie obojętnie, kiedy wróciłem do samochodu. Potem jej oczy nabrały wyrazu, który pojawił się jak wąż wysuwający się ze swej nory. - I co teraz, mały człowieczku? - spytała. - Oddałem ci przysługę. Wezwałem policję, żeby zgarnęła Troya i całą paczkę. , - A mnie? - Ciebie ratuję. - Skierowałem się Bulwarem Zachodzącego Słońca w stronę autostrady U.S. 101. - Będę zeznawać przeciwko niemu - powiedziała. - Nie musisz. Sam potrafię zaświadczyć o jego ;vuiie. - Oskarżysz go o przemyt? - I owszem. Zawiodłem się na Troyu. Szmuglowanie Meksykanów to dość prymitywny kant jak na dżentelmena oszusta. Powinien by sprzedawać Puchar Hollywood wycieczkom strażackim. - To mu się dobrze opłacało. Opłacało się podwójnie. Brał od tych nieszczęsnych stworów pieniądze za przejazd, a potem odstawiał ich na rancza za tyle sarno od łebka. Meksykanie służyli za łamistrajków, wcale o tym nie wiedząc. W ten sposób Troy zapewniał sobie ochronę niektórych miejscowych glin. Luis smarował policję meksykańską po drugiej stronie. - Czy Sampson kupował łamistrajków od Troya? - Tak, ale tego nigdy byś nie udowodnił. Sampson bardzo się pilnował, żeby nie padło na niego żadne podejrzenie. - Nie pilnował się wystarczająco - stwierdziłem. Po tym zamilkła. Skręciwszy autostradą na północ zauważyłem, że twarz ma zeszpeconą bólem. 213 - W schowku jest butelka whisky. Możesz przemyć oparzenia i zadrapania na twarzy. Albo możesz się napić. Zrobiła jedno i drugie, a następnie podała mi otwartą butelkę. - Ja dziękuję. - Bo piłam pierwsza? Wszystkie moje choroby są umysłowe. - Schowaj ją. - Nie podobam ci się, prawda? - Nie pijam trucizny. Co nie znaczy, że jesteś pozbawiona zalet. Wydajesz się dość inteligentna, na swój ograniczony sposób. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|