,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dało. Teraz on bijemnie, gdyniemajej wpobliżu. - Mali tyrani rzadkokiedykierują się rozsądkiem- odezwał się Conal, stając u stóp schodów. Livvy odwróciła się i popatrzyła wdół. Promienie słońca przedostające się do wnętrza domu poprzez witrażowe okno ponad szczytemschodówskąpaływłosyConala wwielobarw- nym świetle. Kolorowy, kojarzył się jej terazzbożonarodzenio- wą choinką. Zjej własną choinką. Lub, jeszczelepiej, ze świą- tecznymprezentem. Przewiązanymczerwoną wstążką. Kiedy zaczęła fantazjować i wyobrażać go sobie z szeroką, czerwoną wstążką stanowiącą jedyne odzienie, przymknęła oczy. Zasta- nawiała się, gdziepowinnosię ją zawiązać. Wpoprzekumięś- nionegotorsu? Amoże niżej?Może powinna być udrapowana wokół podbrzusza Conala... - Coto za facet? - zapytał Bobby, przerywając błogie roz- myślania Livvy. Zamrugała powiekami. Starała się szybko pozbierać, ale wobecności Conalazachowaniecałkowitej przytomności umy- słuzgodzinynagodzinę stawałosię coraztrudniejsze. - Tomój przyjaciel, Conal Sutherland. Bobbywlepił wzrokwgościa. - Alewielgachny! Mikenieodważyłbysię mnietknąć, gdy- bymbył taki dużyjak on. - Spróbuj oddać Mike'owi, gdycię uderzy- poradził Conal. janessa+anula us o l a d - n a c s 46 - Mama twierdzi, że nie wolno się bić - ponurym tonem oświadczył Bobby. - Aha, właśniemi się przypomniało. Twoja mama prosiła, żebyś zarazdoniej poszedł - odezwała się Livvy. Bobbyzniechęcią wzruszył ramionami, alepobiegł schoda- mi wdół. Zatrzymał się na dolnympodeściei zawołał: - Pamiętaj, ciociuLivvy, żewniedzielę wracasz dodomu. Nielubię spać razemzrodzicami. Tata chrapie. - Otopróbkagrzeczności mojej ukochanej rodzinki - mruk- nęła Livvy. Jakoś dotej poryniezdawała sobiesprawyz tego, jak bezpośrednia i bezceremonialnie zachowują się jej krewni, dopóki niezostała zmuszona spojrzeć na nich oczyma Conala. Co on sobie myślał o jej rodzinie? Czy bardzo różniła się od jego własnej? Uznała, że pewnie tak. Sądząc po doskonałych manierachConalai jegopoglądachna życie, pochodził zpew- nością z jakiejś szanowanej, dobrej rodziny. Popchnęła drzwi prowadzącedopokojuBobby'ego. Na wi- dok podwójnego łóżka, zajmującego niemal całą powierzchnię małegopokoju, Livvyzjeżyłysię włosyna głowie. Poczuła się okropnie. Widząc kątemoka wchodzącego tuż za nią Conala, zesztywniałajeszczebardziej. Pragnęłaznalezć się znimwtym łóżku. Namyśl, żemogłabybezpowrotniezaprzepaścić szansę i nie mieć innej, ogarnęłoją przerażenie. - Wyglądasz na zmartwioną - stwierdził Conal. - Zupełnie niepotrzebnie. Niemamzwyczaju zletraktować kobiet. Livvywyczuła wjegogłosiejakiś ból, którywywołała nie- świadomie. Niemogłaznieść myśli, żeConal cierpi zjej powo- du. Zdwojga złegowolała usłyszeć przykrą dla siebieprawdę. - Niemartwię się oto, comożeszzrobić - wyjaśniłaszcze- rze. - Niepokoi mnie tylkoto, comożesz sobiepomyśleć. Conal zmarszczył brwi i zezdziwieniemspojrzał na Livvy. - Oczymtywłaściwiemówisz? janessa+anula us o l a d - n a c s 47 - Bałam się, że sobie pomyślisz, że to ja zainscenizowałam tę sytuację - powiedziała, wskazując ręką na pokój. - Zdaję sobie świetniesprawę ztego, żejesteś mężczyzną zbyt atrakcyj- nym, abyś musiał uciekać się dozłegotraktowaniakobiet. Usłyszawszysłowa Livvy, Conal się odprężył. Czyrzeczy- wiścieuważałagoza atrakcyjnego, czyteż powiedziałataktylko po to, aby poczuł się lepiej? Conal zajrzał wjej błyszczące, niebieskie oczy, usiłując wyczytać kryjące się wnich emocje. Zadanie byłobeznadziejne. Zapragnął wziąć Livvy wobjęcia i przygarnąć do siebie. Poczuć nagie piersi na obnażonymtorsie. Pokryć pocałunkami każdycentymetr kwadratowypięknej skóry. I przez całyczas obserwować jej oczy. Przekonać się, czypociemnieją. - Dlaczego?- zapytał podłuższej chwili, wnadziei żejeśli Livvyzaczniemyśleć oatrakcyjności, pożądaniui seksie, do- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|