,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
towarzyszyła mu burza. Rowan miał rację. Nie chodz w góry sama." On dobrze wiedział, czym to grozi. Niebo znów rozbłysło od błyskawicy. Dalej ani śladu nasypu. Gdzie się zapędziła? Po lewej stronie zobaczyła nagle skupisko skał. Podbiegła do kamiennej ściany, przywarła do niej rozkrzyżowanymi rękoma. Przesuwając się wzdłuż skały, dotarła do zagłębienia. Schyliła się i weszła pod nawis.Jaskinia! Kolejna błyskawica przecięła ciemność; zdążyła zobaczyć szarozielone łupkowe ściany. Przynajmniej było tu sucho. Anula & pona us o l a d an sc Na zewnątrz uderzył piorun, wichura chlusnęła wodą na skały. Głowa Karin tętniła, policzek płonął w miejscu, gdzie zraniła go gałąz. Najbardziej jednak cierpiała z powodu zimna. Dojmujący chłód przenikał ciało, drętwiały jej nogi. Trzęsła się tak, że ledwie mogła ustać na nogach. Wyczerpana do cna, osunęła się na lodowate skalne podłoże i zwinęła w kłębek, opierając głowę na zgiętym ramieniu. Trudno było marzyć o śnie, ale przynajmniej nie zagrażał jej już deszcz. Dzięki Bogu, że trafiła na jaskinię; prawdopodobnie była to pozostałość po starych kamieniołomach. Znów pomyślała o Rowanie. Jeśli uda się jej w ogóle wrócić, będzie na nią wściekły. Już raz oskarżył ją o to, że działa bez zastanowienia, a ona znów tak zrobiła. Za pózno jednak było na jakiekolwiek rozważania. Musi doczekać końca burzy. Skuliła się jeszcze bardziej. Mimo zimna zmówiła modlitwę i zapadła w sen. - Kaariin? W ciemnościach dal się słyszeć zwielokrotniony echem głos. Karin gwałtownie otworzyła oczy. Ktoś był niedaleko. Natężyła słuch. W oddali błysnęło światło. Znów rozległ się głos. - Kaar-in! Rowan. Dzięki Bogu! To był jego głos. Zmusiła się do wstania i powlokła na sztywnych nogach do wejścia. Zwiatło latarki ciągnęło się wstęgą wzdłuż drzew doliny tuż poniżej. Deszcz ustał; słyszała tylko krople wody opadające ze skał na ziemię i chrzęst liści pod zbliżającymi się krokami. - Tutaj - wychrypiała. - Tutaj jestem.Snop światła podniósł się. Rowan wdrapał się po stromym zboczu, osłaniając głowę przed staczającymi się z góry kamieniami. Karin zachwiała się. - Karin! - Rowan schwycił ją i przyciągnął do siebie. Mocne dłonie zacisnęły się na ramionach Karin. Rowan powtarzał szeptem jej imię. Nagle odepchnął ją od siebie i zaświecił jej latarką prosto w twarz. - Gdzie u diabła się podziewałaś? - zagrzmiał. Jego oczy zwęziły się w pełne złości szparki. Zauważył jej pociętą twarz. - Karin! Rany boskie, co się stało? Nic ci nie jest? -Odgarnął ciężkie od deszczu włosy z jej czoła i zaczął przesuwać dłońmi po twarzy i ciele Karin, szukając bolących miejsc. Pod dotykiem palców Rowana opuściły ją siły. Opadła, szlochając, na jego pierś. Rowan uniósł Karin w ramionach i poniósł w głąb jaskini. Złożył ją delikatnie na ziemi i zaczął kołysać, trzymając duże gładkie dłonie na jej mokrych poplątanych włosach. Kiedy ustał strumień łez, zaczęła szczękać zębami. - Nic mi nie jest - odpowiedziała. - Upadłam, ale nic sobie złego nie zrobiłam. Jest mi tylko strasznie zi-zi-zimno. - Jesteś cała przemoczona! Poczuła, jak ściąga z niej sweter, jak mocuje się z guzikami flanelowej koszuli. Nie mogąc jej rozpiąć, szarpnął, aż guziki rozprysły się wokół. Odrzucił koszulę i się- gnął ku jej plecom, szukając zapięcia mokrego stanika. - Z przodu. Rozpina się z przodu. Ciepłe dłonie Rowana przejechały po jej ciele, przesunęły się po wypukłościach piersi, gładząc je przy rozpinaniu. Cienki materiał opadł ku bokom, ramiączka się zsunęły. Jak przez mgłę czuła dotyk jego rąk na wrażliwej skórze. Odsunął się i w sekundę pózniej naciągnął jej przez głowę własny skafander. Otoczył ją kokon bezpiecznegociepła. Od zapachu przenikającego kurtkę zakręciło się Anula & pona us o l a d an sc Karin w głowie. - Przełóż ręce - wyszeptał, przytrzymując rękawy. Posłuchała bez słowa, a potem skuliła się, przylgnęła do bezpiecznego ciepła jego piersi i przymknęła oczy. Przycisnął głowę Karin do siebie, szorstka wełna jego swetra zetknęła się z jej nagim ciałem tam, gdzie zadarł się skafander. Zaczęła drżeć, a on otoczył ją ramionami, dotykając gołej skóry. Usłyszała, jak bierze głęboki wdech, poczuła, jak się napina. %7łar bijący z jego palców zaczął ją parzyć. Języki ognia strzeliły w głąb jej ciała. Zalała ją fala namiętności. Karin schwyciła go za ramię. Położyła swą małą rączkę na jego wielkiej dłoni i pociągnęła ją w dół, ku brzuchowi. Jęknął i wsunął drugą rękę pod skafander, gdzie czekała mała pierś. Druga dłoń zsuwała się niżej. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|