, Bailey Elizabeth WybĂłr Sereny 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łotr dbał o własną skórę, a służący celował z muszkietu prosto w jego
głowę.
Cofając się nieco, Wyndham przygotowywał się do następnej
sztuczki. Gdyby tylko ten nędznik pozwolił Serenie wyjść z powozu!
Była tak blada, że wolał na nią nie patrzeć. Serce pękało mu z bólu.
Hailcombe wciąż trzymał pistolet wymierzony w jego kierunku, ale w
chwili, gdy zdecyduje się poruszyć, straci swój cel.
Niespodziewany zwrot w sytuacji nastąpił ze strony zupełnie
nieoczekiwanej. Stangret, dotychczas niemy obserwator wydarzeń,
nagle uznał, że powie, co o tym wszystkim myśli. Zwymyślał
Wyndhama I jego służących, że są nie lepsi niż zbóje, którzy tu
wcześniej byli, a na pewno gorsi niż ten mężczyzna w środku, który
wynajął jego powóz.
- Rozbójnicy? - powtórzył Wyndham, rzucając okiem na twarz
Sereny. - Biada draniowi, jeśli to prawda!
- Aadne sprawki - mruknął stangret. Wyndham odwrócił się do
niego. Był wściekły.
- Przedtem były ładniejsze. A skoro mówisz o zbójach, to jestem
pewien, że możesz być oskarżony o współudział w porwaniu.
- Nie mam z tym nic wspólnego! - oburzył się stangret, tym
razem przerażony nie na żarty. Wyciągnął rękę w kierunku powozu. -
To on im kazał, nie ja!
- A więc milcz, to nic ci się nie stanie. -.- Będę milczał jak grób,
klnę się na honor.
- Tak, za moje pieniądze  prychną i Hailcombe z niesmakiem.
Nagle chwycił Serenę i nagłym ruchem wypchnął ją z powozu.
Zbyt zaskoczona, by krzyknąć, poczuła, że pada.
Wyndham błyskawicznie rzucił się, by ją podtrzymać. Zachwiał
się przy tym i kapelusz spadł mu z głowy. W ciągu paru sekund,
jakich oboje potrzebowali, by odzyskać równowagę, zorientował się,
że Hailcombe przystąpił do działania.
Pochylił się na tyle nisko, by znalezć się poniżej linii strzału, i
wyskoczył na drogę. Oparł się plecami o bok powozu.
Wyndham nadal podtrzymywał Serenę. Znajdował się znowu na
wprost lufy pistoletu Hailcombe'a. Niewiele myśląc, pchnął Serenę
tak, by znalazła się za nim. Gdzie, u diabła, podziewa się Bosham z
muszkietem? - pomyślał. Spojrzał w twarz Hailcombe'a. Zobaczył, że
wykrzywia ją nieprzyjemny uśmiech.
- Myślałeś, że mnie załatwisz, co? Teraz zobaczymy, kto będzie
górą.
Wyndham nie tracił słów po próżnicy. Błyskawicznie skoczył do
przodu, chwycił Hailcombe'a za nadgarstek i zmusił, by opuścił rękę z
pistoletem.
- Ty głupcze, jest odbezpieczony! -krzyknęła jego ofiara,
usiłując wyrwać się z żelaznego uścisku.
Serena z trudem nadążała za rozwojem sytuacji.
W pewnym momencie Wyndham i Hailcombe zwarli się w
walce wręcz, a za chwilę Hailcombe już leżał na drodze, powalony
kolbą muszkietu służącego.
Wyndham trzymał w ręku jego pistolet.
- Pilnuj go, Bosham! - rozkazał.
Bosham stanął nad bezwładnym ciałem, a Wyndham
zabezpieczył pistolet i schował go razem ze swoim do kieszeni.
Odwrócił się do Sereny. - Chodz! - powiedział. - Kiedy się ocknie,
będziemy już daleko.
Odruchowo wyciągnęła do niego ręce, a on, działając pod
wpływem impulsu, przytulił ją do siebie i zamknął w ramionach.
Wreszcie była bezpieczna! Uratował ją!
Poruszyła się i popatrzyła na niego z ulgą. Wargi jej drżały, ale
się uśmiechała.
- Dziękuję - wyszeptała.
- Nie zrobił ci krzywdy?
- Owszem, ale to teraz bez znaczenia.
- Aotr! - Wyndham wypuścił ją z objęć, ujął jej dłoń i przycisnął
usta do jej palców. - A teraz jedzmy. Będziemy mieć dużo czasu, by o
tym wszystkim porozmawiać.
Następne minuty upłynęły jej jak we śnie. Znalazła się w
kolasce, została otulona pledem i już za moment jechała w tym
kierunku, z którego przybyła. Nie mogła wprost uwierzyć, że koszmar
się skończył. W ciszy, jaka panowała dokoła, oglądała się, wciąż nie
mogąc uwierzyć, że nie znajduje się już w powozie Hailcombe'a
jadącym do Gretna Green. Zadrżała i szczelniej otuliła się kocem.
- Zimno ci? - usłyszała głos Wyndhama.
- Nie, dziękuję, wszystko w porządku - uśmiechnęła się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl