,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łotr dbał o własną skórę, a służący celował z muszkietu prosto w jego głowę. Cofając się nieco, Wyndham przygotowywał się do następnej sztuczki. Gdyby tylko ten nędznik pozwolił Serenie wyjść z powozu! Była tak blada, że wolał na nią nie patrzeć. Serce pękało mu z bólu. Hailcombe wciąż trzymał pistolet wymierzony w jego kierunku, ale w chwili, gdy zdecyduje się poruszyć, straci swój cel. Niespodziewany zwrot w sytuacji nastąpił ze strony zupełnie nieoczekiwanej. Stangret, dotychczas niemy obserwator wydarzeń, nagle uznał, że powie, co o tym wszystkim myśli. Zwymyślał Wyndhama I jego służących, że są nie lepsi niż zbóje, którzy tu wcześniej byli, a na pewno gorsi niż ten mężczyzna w środku, który wynajął jego powóz. - Rozbójnicy? - powtórzył Wyndham, rzucając okiem na twarz Sereny. - Biada draniowi, jeśli to prawda! - Aadne sprawki - mruknął stangret. Wyndham odwrócił się do niego. Był wściekły. - Przedtem były ładniejsze. A skoro mówisz o zbójach, to jestem pewien, że możesz być oskarżony o współudział w porwaniu. - Nie mam z tym nic wspólnego! - oburzył się stangret, tym razem przerażony nie na żarty. Wyciągnął rękę w kierunku powozu. - To on im kazał, nie ja! - A więc milcz, to nic ci się nie stanie. -.- Będę milczał jak grób, klnę się na honor. - Tak, za moje pieniądze prychną i Hailcombe z niesmakiem. Nagle chwycił Serenę i nagłym ruchem wypchnął ją z powozu. Zbyt zaskoczona, by krzyknąć, poczuła, że pada. Wyndham błyskawicznie rzucił się, by ją podtrzymać. Zachwiał się przy tym i kapelusz spadł mu z głowy. W ciągu paru sekund, jakich oboje potrzebowali, by odzyskać równowagę, zorientował się, że Hailcombe przystąpił do działania. Pochylił się na tyle nisko, by znalezć się poniżej linii strzału, i wyskoczył na drogę. Oparł się plecami o bok powozu. Wyndham nadal podtrzymywał Serenę. Znajdował się znowu na wprost lufy pistoletu Hailcombe'a. Niewiele myśląc, pchnął Serenę tak, by znalazła się za nim. Gdzie, u diabła, podziewa się Bosham z muszkietem? - pomyślał. Spojrzał w twarz Hailcombe'a. Zobaczył, że wykrzywia ją nieprzyjemny uśmiech. - Myślałeś, że mnie załatwisz, co? Teraz zobaczymy, kto będzie górą. Wyndham nie tracił słów po próżnicy. Błyskawicznie skoczył do przodu, chwycił Hailcombe'a za nadgarstek i zmusił, by opuścił rękę z pistoletem. - Ty głupcze, jest odbezpieczony! -krzyknęła jego ofiara, usiłując wyrwać się z żelaznego uścisku. Serena z trudem nadążała za rozwojem sytuacji. W pewnym momencie Wyndham i Hailcombe zwarli się w walce wręcz, a za chwilę Hailcombe już leżał na drodze, powalony kolbą muszkietu służącego. Wyndham trzymał w ręku jego pistolet. - Pilnuj go, Bosham! - rozkazał. Bosham stanął nad bezwładnym ciałem, a Wyndham zabezpieczył pistolet i schował go razem ze swoim do kieszeni. Odwrócił się do Sereny. - Chodz! - powiedział. - Kiedy się ocknie, będziemy już daleko. Odruchowo wyciągnęła do niego ręce, a on, działając pod wpływem impulsu, przytulił ją do siebie i zamknął w ramionach. Wreszcie była bezpieczna! Uratował ją! Poruszyła się i popatrzyła na niego z ulgą. Wargi jej drżały, ale się uśmiechała. - Dziękuję - wyszeptała. - Nie zrobił ci krzywdy? - Owszem, ale to teraz bez znaczenia. - Aotr! - Wyndham wypuścił ją z objęć, ujął jej dłoń i przycisnął usta do jej palców. - A teraz jedzmy. Będziemy mieć dużo czasu, by o tym wszystkim porozmawiać. Następne minuty upłynęły jej jak we śnie. Znalazła się w kolasce, została otulona pledem i już za moment jechała w tym kierunku, z którego przybyła. Nie mogła wprost uwierzyć, że koszmar się skończył. W ciszy, jaka panowała dokoła, oglądała się, wciąż nie mogąc uwierzyć, że nie znajduje się już w powozie Hailcombe'a jadącym do Gretna Green. Zadrżała i szczelniej otuliła się kocem. - Zimno ci? - usłyszała głos Wyndhama. - Nie, dziękuję, wszystko w porządku - uśmiechnęła się. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|